They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I to prawda, powiedziała do siebie. Matka poświęciła swoje życie wychowaniu
córki i dzieci Howarda, obsługiwaniu go i prowadzeniu mu domu. Całkowicie zrezy-
gnowała z jakichkolwiek kontaktów poza rodziną albo z winy postępowania ojca Dani,
albo tylko jej nieodwzajemnionej miłości do niego.
Dani zastanawiała się, jak to jest kochać kogoś tak mocno, że nigdy więcej nie
chce się tego zaryzykować.
Czy Quinn nadal kochał swoją żonę? Czy wciąż tęsknił za nią, każdą kobietę po-
równywał z nią?
Sonya uśmiechnęła się z rezygnacją.
- Widzę, co ci chodzi po głowie, dziecko. Biedna, stara mamusia, wysuszona jak
śliwka, marniejąca z miłości do Howarda. - Dani potrząsnęła głową. Jak ta kobieta to ro-
bi? - Jednak nie - ciągnęła matka. - Był tak zrozpaczony po śmierci Ursuli, że wiedzia-
łam, że nigdy już nie zaryzykuje całkowitego oddania komuś serca. Ja zaś nie zamierza-
łam znaleźć się na długiej liście porzuconych przez niego kobiet.
Mądra kobieta, bo dokładnie tak sprawy się potoczyły. Howard stał się niepopraw-
nym kobieciarzem i z żadną ze swoich kochanek nigdy się nie związał. Matka westchnę-
ła.
- Równie dobrze mogę to już mieć za sobą. Dzisiaj mam spotkanie z agentem nie-
ruchomości. Oglądam dom w Double Bay.
- Ale... - Dani była oszołomiona. Matka opuszczająca Miramare? - Masz dożywot-
nie prawo do mieszkania w tym domu. - Howard o to zadbał.
Obie rozejrzały się po pomieszczeniu. Pokoje na parterze, w których wychowała
się Dani, były o wiele mniej wystawne od reszty domu, wciąż jednak roztaczał się z nich
fantastyczny widok na przystań w Sydney i Ocean Spokojny. Dani nie umiała sobie wy-
obrazić matki w żadnym innym miejscu.
- Obijam się tu teraz samotnie od ściany do ściany - powiedziała Sonya z zadumą. -
A co, jeśli pojawi się James Blackstone? Howard był pewien, że on żyje. W przeciwnym
razie nie pozostawiłby mu posiadłości w testamencie.
- To jest twój dom. Masz do niego pełne prawo. James, jeśli istnieje, będzie się
musiał z tym pogodzić. - Odsunęła miskę, nagle straciwszy apetyt. - Poza tym, co z Mar-
cie?
- Dla Marcie miejsce będzie zawsze. Ona wie.
- Rozmawiałyście o tym? - Dani była nieco oburzona, że matka nie podzieliła się tą
informacją z nią jako pierwszą.
- Rozglądam się tylko, kochanie - rzuciła matka lekkim tonem. - Gdy Garth powie-
dział mi, że tamten dom jest do kupienia, postanowiłam na niego zerknąć, to wszystko.
- Garth powiedział... Zaraz, zaraz, czy on nie mieszka w Double Bay? - Dani nie
mogła zdecydować, czy się czuć urażona, czy zachwycona. W końcu zwyciężyło to dru-
gie uczucie. Czas, by po tych wszystkich latach myślenia wyłącznie o innych Sonya po-
myślała o sobie.
- Nie przeprowadzam się przecież do Gartha. Po prostu szukam mniejszego domu,
a ten przypadkiem jest o kilka numerów od niego.
Marcie podeszła do stołu.
- Przygotowałam ci łóżko.
- Och... Nie zostaję na noc.
Tym razem to ona wzdrygnęła się niepewnie pod spojrzeniem dwóch par oczu.
- Przecież, do licha, mam dwadzieścia siedem lat!
Marcie uciekła, uśmiechając się szeroko.
- Czy jest równie atrakcyjny, jak na zdjęciach? - spytała Sonya.
Dani wzruszyła ramionami. Gdyby miała opowiedzieć o tym, jak bardzo Quinn
Everard ją pociągał, siedziałyby tu cały dzień.
- Lubisz go, Danielle? - naciskała matka.
- Czy w innym wypadku spędzałabym z nim noc? - Ostre spojrzenie matki powo-
dowało, że znów czuła się jak dziesięciolatka. - Może i tak, ale jest spoza mojej ligi.
- Z takim obciążeniem musi ci być niełatwo.
- Nie znasz go. Ma dobre maniery. - Choć czasami bywa twardy... - Wie, czego
chce. Dobrze się czuje ze sobą, ze swoim otoczeniem, zdolnościami. Osiąga to, nie spra-
wiając, by podlegli mu czuli się gorsi. Nawet jeśli w sposób boleśnie rzeczywisty są.
- Lubisz go - powiedziała Sonya miękko. Dani nie umiała znaleźć dobrej riposty. -
Może byście oboje przyszli dziś na obiad i poszli ze mną i Garthem do teatru? - dodała.
Dani potrząsnęła głową.
- Wróci bardzo późno.
- Och! - Sonya sprawiała wrażenie zawiedzionej. - W takim razie ty sama.
- Nie zamierzam grać roli przyzwoito. - Co prawda cieszyła się, że jej matka gdzieś
wychodzi, ale jakaś jej mała cząstka chciałaby się nad tym zastanowić. - Naprawdę mam
dużo do załatwienia w czasie tej krótkiej wizyty - skłamała i postanowiła zmienić temat.
- Nie zgadniesz, kto mnie odwiedził w zeszłym tygodniu. Matt Hammond.
Sonyi zaświeciły się oczy. Dani spodziewała się tego. Wygrzebała z torby otrzy-
mane od kuzyna zdjęcia Blake'a. Matka porwała je łapczywie.
- Co więcej - ciągnęła - chciałby, żebym zrobiła dla niego dziedziczny naszyjnik z
diamentów Róży Blackstone'ów, choć nie jestem pewna, czy tę wiadomość należy roz-
głaszać.
- Nie wierzę! Jaki jest? Opowiedz mi wszystko!
- Miły. - Przynajmniej tak sądziła, bo pasowali do siebie, choć to wrażenie było
skażone podsłuchaną później rozmową. - Naprawdę.
- Niezbyt przekonująco mówisz - powiedziała matka z wahaniem.
- Ależ jestem pewna. To tylko jego biznesowa rozmowa z Quinnem.
Odezwał się dzwonek u drzwi i Sonya spoważniała.
- Nie teraz. Ryan zaraz tu będzie.
- Nie mów mu o Matcie - szepnęła Dani.
Ryan ucieszył się na jej widok i przez kilka minut rozmawiali o planach wesel- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl