They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oczywiście chciałam wiedzieć, kto jest sprawcą tych morderstw, ale nie na tyle, aby
ryzykować aresztowanie.
Poza tym właściwie sama nie wiedziałam, czemu snuję te
rozważania. Ludzie pracujący w policji byli w tym kierunku szkoleni i całkiem
skuteczni. Mieli odpowiednie zaplecze, laboratoria i specjalistów na wyciągnięcie
ręki, czy też na telefon. Raczej nie wątpiłam, że rozwiążą tę sprawę. Morderstwa
ustaną, a winni po długim i głośnym procesie pójdą do więzienia.
 Coś mi w tej sprawie nie daje spokoju  musiałam przerwać to milczenie, inaczej
bym wybuchła.  Coś mi tu nie pasuje.
 Zapewne.
 To znaczy?
 Nic takiego, po prostu mam przeczucie, że ktoś znajduje się w niebezpieczeństwie.
 No nie wiem. Miałam na myśli& Dokąd jedziesz?
 Do chaty.
 Wyjeżdżamy?
 Doktor mówił, że już możesz podróżować.
Włączyłam radio. Po dość ciepłym poranku nadeszło chłodne
południe. Temperatura gwałtownie spadała, dokładnie tak, jak zapowiadali.
 Co powiesz nam na temat pogody, Ray?  odezwał się kobiecy głos na jakiejś
lokalnej stacji.
 Powiem jedno, Candy& Nie wychodzcie z domów! Zbliża się potężna burza
śnieżna i lepiej nie stawać jej na drodze. Nawet nie myślcie o wyjazdach
gdziekolwiek. Zaczekajcie do rana i dowiedzcie się, jak wygląda sytuacja na drogach.
 A więc, Ray, twoim zdaniem, powinniśmy się zaopatrzyć w dużo drewna i
wypożyczyć kilka starych filmów?
 Tak, filmy to niezły pomysł, oczywiście do czasu, aż siądzie prąd. Lepiej mieć pod
ręką także gry planszowe, latarki i zapasy wody.
Spikerzy rozmawiali tak jeszcze kilka minut, udzielając kolejnych rad, jak
przygotować się do śnieżycy.
Bez zbędnych słów zatrzymaliśmy się przy Wal-Marcie.
 Zostań w samochodzie  rzucił Tolliver ostro.  Tylko cię poobijają.
Nie protestowałam, widząc wypływającą drzwiami rzekę ludzi pchających wózki
wypełnione artykułami pierwszej potrzeby. Sięgnęłam na tylne siedzenie, gdzie zimą
woziliśmy ciepły koc, i owinęłam się nim dokładnie. Pozostało mi tylko czekać na
powrót Tollivera. Choć robił zakupy tylko dla dwojga i właściwie niewielkie, bo nie
zamierzaliśmy pozostawać tu dłużej, ujrzałam go w drzwiach sklepu dopiero po
trzech kwadransach.
Po dotarciu nad jezioro zaparkowaliśmy tuż przy schodach, mniej więcej w połowie
stromego podjazdu. Doszłam do wniosku, że mogę pomóc, biorąc po jednej rzeczy z
bagażnika i wynosząc ją na środkowy spocznik. Potem wystarczyło, żeby Tolliver
zabierał je stamtąd, schodząc tylko kilka stopni. Tym samym oszczędziłam mu
biegania w górę i w dół, a przy okazji nie czułam się taka zbędna. Aczkolwiek po
wyładowaniu wszystkiego stałam na miękkich nogach.
Chciałam jednak zrobić jeszcze jedno. W ramach przedsięwzięcia środków
ostrożności wycofałam samochód z podjazdu, parkując na płaskim terenie na górze.
Manewrowanie jedną ręką nie było proste, ale konieczne. Znacznie trudniej byłoby
pózniej wyjechać po zaśnieżonym, stromym spadku. Zamknęłam auto i zachowując
szczególną ostrożność, powędrowałam pod dom, a następnie po schodach na
podest wejściowy. W powietrzu czuło się już zapach śniegu.
Niedługo pózniej zajrzał do nas Ted Hamilton, upewniając
się, czy słyszeliśmy prognozę pogody. Tym razem przyszła z nim żona, Nita 
kobieta podobnie jak mąż niska, szczupła i żwawa. Oboje wydawali się niezwykle
podekscytowani perspektywą nadciągającej śnieżycy.
Tolliver przyniósł z dołu więcej drewna. Zauważyłam głośno, że będziemy musieli
zostawić Twyli jakąś kwotę za opał. Sąsiedzi pokiwali głową i rozsiedli się, gotowi na
pogaduszki. Rozłożyliśmy dwa pozostałe krzesła, które stały pod ścianą. Opięta na
drewnie gruba tkanina wydzielała specyficzny zapaszek stęchlizny, ale przynajmniej
było na czym usiąść. Mogłam poczęstować gości jedynie wodą mineralną oraz
herbatnikami czekoladowymi. Przy okazji podziękowałam Nicie za przepyszną
zapiekankę, której resztę planowaliśmy zjeść na kolację.
 Nie kłopoczcie się, naprawdę nie trzeba  Nita odmówiła poczęstunku za oboje, po
czym zerknęła na męża i kontynuowała:  Od jakiegoś czasu martwi nas ta sosna,
która rośnie za chatą.
 Tak? Dlaczego?  zapytałam.
 Sosny płytko się korzenią, a ta zwiesza się nad domem -wyjaśnił Ted.  Nie jest to
najszczęśliwsze miejsce na takie drzewo. Wspominałem o tym Parkerowi zeszłego
lata, ale tylko się roześmiał. Mam nadzieję, że kiedyś nie pożałuje, że mnie nie
słuchał.
Ach tak, więc z tym typem sąsiadów mieliśmy do czynienia.
 Mieszkamy tu okrągły rok, nie tak jak inni, którzy wpadają
nad jezioro tylko podczas ładnej pogody, jak wszystko jest w
porządku  podjęła Nita. Tak jakby oni byli skazani na
pozostawanie tutaj w czasie, gdy działo się zle. Prawdziwi
przyjaciele.
 No, mam nadzieję, że sosna zniesie jakoś tę zimę 
powiedział Tolliver.
 Dzięki za ostrzeżenie  rzekłam, może odrobinę zbyt sucho, bo dostrzegłam, jak
twarz Tollivera na sekundę stężała.
 Tak, też mam nadzieję, że się nie zwali  przytaknął Ted.  Za nic w świecie nie
chciałbym, żeby wam się coś stało. Tym bardziej że jesteście tu gośćmi.
 Cieszę się, że jesteście niedaleko  pospieszyłam z
zapewnieniem, żeby ułagodzić nastroszonego Tollivera.  Chyba
bałabym się mieszkać tutaj bez życzliwej duszy w pobliżu.
Ted i Nita rozpromienili się natychmiast.
 Nie wahajcie się prosić o pomoc w razie czego. Mieszkamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl