They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Matka miała obrzydliwy zwyczaj mówienia o braniu się w garść i silnej woli, kiedy człowiek czuł się
podle, a od pewnego czasu uważała zimną wodę za  jedyny środek leczniczy .
- Mówi Brosen - odezwała się Bela i ucieszyłem się, że nie roztacza żadnej woni. Miała cudowny
głos, alt, ciepły i miły.
Powiedziałem:
- Tu Schnier - Hans - pani mnie sobie przypomina?
- Pani sobie przypomina - powiedziała serdecznie. - i bardzo, bardzo panu współczuję. - Nie
wiedziałem, o czym właściwie mówi, dopiero jej dalsze słowa mi to wyjaśniły. - Niech pan pamięta -
ciągnęła - że wszyscy krytycy to głupi, zarozumiali egoiści.
Westchnąłem.
- Gdybym mógł w to uwierzyć - powiedziałem - byłoby mi lżej na duszy.
- Więc niech pan uwierzy, po prostu uwierzy. Nie wyobraża pan sobie, jak pomaga żelazna wola
uwierzenia w coś.
- A jeżeli mnie pózniej któryś z nich pochwali, co wtedy?
- O! - zaśmiała się, ukręcając z tego  o ładną koloraturę - wtedy pan po prostu uwierzy, że
krytyk przypadkiem raz miał napad szczerości i zapomniał o swoim egoizmie.
Roześmiałem się. Nie wiedziałem, czy mam do niej mówić  Bela czy  pani . Nie znaliśmy się
przecież osobiście i nie ma jeszcze podręcznika, w którym można by znalezć wskazówkę, w jaki
sposób należy zwracać się do kochanki ojca. Zdecydowałem się w końcu na  panią Belę , mimo że
ten pseudonim sceniczny wydawał mi się szczególnie kretyński.
- Pani Belu - powiedziałem - znalazłem się w paskudnej sytuacji. Ojciec był u mnie,
rozmawialiśmy o wszystkim po trochu i nie udało mi się już pomówić z nim o pieniądzach. -
Wiedziałem, że się zaczerwieniła, nie uważałem jej za pozbawioną skrupułów, w jej stosunku do
ojca było na pewno coś z  prawdziwej miłości i  sprawy pieniężne musiały być dla niej przykre. -
Pani Belu - powiedziałem - niech pani zapomni o wszystkim, co przyszło pani teraz do głowy. Niech
pani się nie wstydzi, chcę panią tylko prosić, żeby pani, jeśli ojciec zacznie coś mówić o mnie...
chodzi mi o to, czy pani mogłaby mu podsunąć myśl, że pilnie potrzebuję pieniędzy. Gotówki.
Natychmiast. Jestem kompletnym bankrutem. Słucha mnie pani?
- Słucham - odparła tak cicho, że się przestraszyłem. Potem usłyszałem, że głośno wciąga
powietrze nosem. - Pan na pewno uważa mnie za złą kobietę, Hans - powiedziała, nie ukrywając
już, że płacze - za kobietę sprzedajną, jakich jest tak wiele. Pan musi tak o mnie myśleć. O!
- Nic podobnego - zapewniłem ją. - Nigdy nie miałem o pani takiego pojęcia - naprawdę nigdy.
- Obawiałem się, że zacznie mówić o swojej duszy i o duszy mego ojca, sądząc po jej gwałtownym
szlochaniu była dość sentymentalna, nie mogłem wykluczyć, że wspomni nawet o Marii. -
Doprawdy - ciągnąłem bez wielkiego przekonania, bo wydało mi się trochę podejrzane, że
próbowała wzbudzić we mnie taką pogardę dla istot sprzedajnych - doprawdy, zawsze uważałem
panią za kobietę szlachetną i nigdy nie myślałem o pani zle. - To było zgodne z prawdą. - Poza tym -
miałem wielką ochotę jeszcze raz powiedzieć do niej  pani Belu , ale to szkaradnie imię nie przeszło
mi przez usta - poza tym mam prawie trzydzieści lat. Słucha mnie pani?
- Tak - westchnęła, szlochając tam, w Godesbergu, tak jakby klęczała w konfesjonale.
- Niech pani tylko spróbuje mu wytłumaczyć, że potrzebuję pieniędzy.
- Wydaje mi się - powiedziała słabo - że nie powinnam rozmawiać z nim wprost o tej sprawie.
Rozumie pan, wszystko, co dotyczy jego rodziny, jest dla nas tabu. Ale myślę o innej drodze. -
Milczałem. Jej szlochanie przybrało znów łagodniejszą formę wciągania powietrza przez nos. - On
daje mi od czasu do czasu pieniądze dla kolegów potrzebujących pomocy - ciągnęła. - Zostawia mi
przy tym wolną rękę i - czy pan nie sądzi, że byłoby słuszne, abym tę skromną sumę przeznaczyła
dla pana, jako dla kolegi chwilowo potrzebującego pomocy?
- Istotnie, jestem kolegą potrzebującym pomocy, i to nie chwilowo, tylko co najmniej przez pół
roku. Ale niech mi pani powie, co pani rozumie przez  skromną sumę ?
Odkaszlnęła, wydała z siebie jeszcze jedno  o! , tym razem nie koloraturowe, i powiedziała:
- Są to zwykle zapomogi w konkretnych wypadkach losowych, kiedy ktoś umiera, choruje albo
kobieta rodzi, więc, widzi pan, że nie jest to długotrwała pomoc, tylko tak zwana jednorazowa
zapomoga.
- W jakiej wysokości? - spytałem.
Nie odpowiedziała od razu i przez ten czas usiłowałem ją sobie wyobrazić. Widziałem ją tylko
raz, przed pięciu laty, kiedy Marii udało się zaciągnąć mnie na operę. Pani Brosen śpiewała partię
wiejskiej dziewczyny uwiedzionej przez hrabiego. Zdziwił mnie gust ojca. Była osobą średniego
wzrostu, dość tęga, o włosach blond i o przepisowo falującym biuście; stojąc przed wiejską chatą,
oparta o wóz, pod koniec z widłami do siana w rękach, ładnym, mocnym głosem dawała wyraz
swojemu zrozumiałemu wzruszeniu.
- Halo! - zawołałem - halo!
- O! - odpowiedziała i znowu udała jej się koloratura, choć tym razem nieco słabsza. - Pan pyta
tak prosto z mostu.
- Stosownie do mojej sytuacji - powiedziałem. Ogarnął mnie niepokój. Im dłużej milczała, tym
mniejsza musiała być suma, którą miała wymienić.
- No cóż - odezwała się wreszcie - zapomogi wahają się od dziesięciu do około trzydziestu
marek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl