They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No i wtedy ja skoÅ„czyÅ‚am z Jørgenem!
Annika patrzyła na nią z niedowierzaniem.
- Nie rozumiesz? - zdziwiła się Tone. - Otóż zmęczyła mnie po prostu rola
pocieszycielki, zastępczyni, do której on przychodzi, gdy nie może mieć tamtej. Jestem
zmęczona nieustanną pogonią za jakimś gestem czy słowem, które by świadczyły o tym, że
jemu jednak na mnie trochę zależy, że coś dla niego znaczę.
Annika uśmiechnęła się.
- Rozumiem ciÄ™ bardzo dobrze.
- Pokłóciliśmy się trochę wczoraj, to prawda. Ostatecznie postanowiliśmy, że
zostaniemy przyjaciółmi, kolegami. Jørgen nie do koÅ„ca jeszcze to sobie uÅ›wiadamia.
Przywykł po prostu, że jestem na każde zawołanie, że ma we mnie niezłomną wielbicielkę,
która zawsze jest pod ręką. A ja pomyślałam sobie, że to nawet bardzo przyjemne pobyć
znowu przez jakiś czas starą panną. Myśleć wyłącznie o sobie, a może nawet poflirtować
czasem z jakimś chłopcem. Chociaż nie sądzę, bym się akurat teraz specjalnie interesowała
męskim rodzajem. Ostatnia wiosna dała mi się porządnie we znaki, nie mam już sił wciąż się
zastanawiać, co Jørgen powie, jak zareaguje na to czy na tamto. Nie, ja siÄ™ nie użalam! Po
prostu to dosyć nieoczekiwane uczucie, trzeba się przyzwyczaić. A jak twoje sprawy?
Annika bezradnie potrząsnęła głową.
- %7łyczyłabym sobie, aby nasza dobra mama nie izolowała mnie tak od świata, Tone!
Nie umiem sobie teraz poradzić, kiedy nagle dwóch mężczyzn zaczęło się mną interesować i
kiedy ja interesuję się obydwoma. To z pewnością bardzo dziecinne i niedojrzale, prawda? -
zakończyła z goryczą.
- No, pewnie trochę tak jest. Ale muszę przyznać, że wybór masz naprawdę niełatwy.
Obaj są przecież tacy pociągający i obaj, niestety, mają swoje niesympatyczne strony! Ale
sama wiesz chyba najlepiej, w którą stronę skłania się twoje serce.
Annika popatrzyła na Rona.
- Owszem, wiem - szepnęła. Nagle zerwała się. - Po nocnym deszczu ziemia jest
bardzo mokra. Nie powinnyśmy tu zbyt długo siedzieć.
Słońce wisiało tuż nad horyzontem jak rozżarzona kula. I znowu, jak wczoraj, na
wodzie kładł się długi, świetlisty szlak, tak lśniący, że trudno było na niego patrzeć.
- Tam! - oÅ›wiadczyÅ‚ Jørgen. - Teraz wszystko jasne! Kto poÅ›wiÄ™ci swojÄ… gÅ‚owÄ™?
Martin spojrzał ukradkiem na Rona, ale on, chociaż podszedł bliżej, nie kwapił się
jakoÅ› z ofiarowaniem swojej pomocy.
A powinien był to zrobić, myślał Martin. On przecież nie ma nic do stracenia.
- Okay! - powiedział głośno. - Przekażcie ostatnie pozdrowienia moim bliskim i
podziÄ™kujcie im za wszystko! Jørgen, ty dziedziczysz moje znaczki!
Położył się na brzuchu i wsunął ręce pod kamień. Powoli zagłębiały się w niszy,
wkrótce skryły się aż po barki, a po chwili miała zniknąć głowa. Wyglądało to strasznie i
Annika nie mogła się powstrzymać, żeby nie krzyknąć:
- Martin, nie! Nie rób tego!
Odwrócił się i popatrzył na nią z dołu.
- Patrzcie, patrzcie, jest ktoś, komu zależy na moim życiu! Ale już za pózno,
miłosierna dziewico, idę na śmierć! I to nie za twoją cnotę, lecz dla... dla wygranej!
Milimetr po milimetrze wślizgiwał się pod kamień, a kiedy widać było już tylko jego
nogi, Annika musiała się odwrócić. Nie była w stanie dłużej na to wszystko patrzeć. Przecież
nie mogliby nic zrobić, naprawdę nic, gdyby podnośniki i podpórki z kamieni zawiodły...
Minęło kilka nieskończenie długich minut. Martin szukał w ziemi pod głazem.
- To beznadziejna sprawa - usłyszeli jego stłumiony głos. - Pojęcia nie mam, gdzie
szukać, a poza tym myślę, że tu niczego nie ma.
Annika przykucnęła za nim.
- Spróbuj określić, gdzie kamień mógł leżeć w tamtych czasach! Musiało być pod nim
jakieś zagłębienie, dostępne z zewnątrz. W przeciwnym razie nie udałoby im się ukryć
korony.
Zapadła cisza, a Martin badał teren.
- Może powinienem ciÄ™ zastÄ…pić? - zawoÅ‚aÅ‚ Jørgen, który uważaÅ‚, że wszystko trwa
zbyt długo.
- Nie! Bo najbardziej niebezpieczne jest wchodzenie w głąb. Skoro więc już tu
jestem... Annika ma rację. Otwór musiał się znajdować od strony morza i tu właśnie jest
wyrazny osad.
- Cholera jasna! - denerwowaÅ‚ siÄ™ Jørgen.
- Teraz to nie ma najmniejszego znaczenia - usłyszeli znowu głos Martina. - Siedzę
pod kamieniem, ale nie zaklinuję się na dobre, to mogę wam obiecać!
Ponownie zaległa cisza. Słychać było jedynie delikatny szmer przesypywanej ziemi.
- Jørgen, podaj mi to dÅ‚uto, które niedawno miaÅ‚eÅ›! Tylko nie przewróć podpory,
bardzo ciÄ™ proszÄ™.
Jørgen bardzo ostrożnie wsunÄ…Å‚ narzÄ™dzie w gÅ‚Ä…b niszy.
- Znalazłeś coś?
- Nie wiem. Coś tu jest, ale to może być kamień. Warstwa ziemi jest dużo głębsza, niż
przypuszczaliśmy. Poza tym wszystko jest cholernie twarde, spetryfikowane, i to jeszcze
pogarsza sprawę. O rany! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl