They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zastanawiam się, jak zjechać w bok i uciec z tej drogi.
Sam ma zgoła inny pomysł.
- Podjedz do nich! Podjedz!
- Chcesz, żebym podjechał do ludzi, którzy do nas strzelają? Po co, u diabła?
- No co ty, Andy! Chyba nie chcesz im tego puścić płazem? Podjedz bliżej i włącz światła. Musimy
spisać numery.
Sam sprawia wrażenie, jakby wiedział, co robić, a że ja nie mam innego pomysłu, zbliżam się do
samochodu i włączam światła. Mężczyzni dodają gazu.
Nie wygląda na to, żeby chcieli bądz mogli mierzyć do nas z tej pozycji. Serce wali mi tak głośno, że
pewnie zagłuszyłoby każdą myśl, gdybym tylko nie był sparaliżowany i mógł normalnie myśleć.
- Jesteśmy na płatnym odcinku autostrady New Jersey, jakieś półtora kilometra na północ od wyjazdu z
lotniska Newark. Dwóch mężczyzn jadących czarną acurą właśnie do nas strzelało, trafiając w samochód.
Podaję numery tablic: VSE 621. - Sam najwyrazniej zadzwonił pod 911. - Zgadza się, lewym pasem,
porusza się z prędkością stu dziesięciu kilometrów na godzinę. Tak, zgadza się.
- I co powiedzieli? - pytam, kiedy kończy rozmowę, ale wciąż trzyma aparat przyciśnięty do ucha.
- %7łebym się nie rozłączał.
- Ale co oni na to?
- Powiedzieli, żebym się nie rozłączał.
Moje pytania do niczego nie prowadzą, więc skupiam się na prowadzeniu auta. Jadę już prawie sto
dwadzieścia, a oni wciąż się oddalają. Nie mam zamiaru zginąć ani od kuli, ani w wypadku, więc już nie
przyspieszam.
Po pewnej chwili dociera do mnie dzwięk policyjnych syren. Mijające nas radiowozy pędzą z taką
prędkością, że odnoszę wrażenie, iż stoimy w miejscu.
- Jasna cholera! Patrz na to! - zachwyca się Sam. Niedługo potem tracimy z oczu samochód
napastników i ścigające go radiowozy. Jadę jednak dalej, bo nie bardzo wiem, co innego robić.
Połączenie z numerem 911 zostało przerwane.
- Stary! To było boskie! - ekscytuje się Sam. Jest w siódmym niebie. Nie znałem go od tej strony.
Zupełnie nie rusza go brak szyby, która roztrzaskała się kilkanaście centymetrów od jego policzka.
Czyżbym był jedynym tchórzem w Ameryce?
Jedziemy jeszcze kilka kilometrów, nasłuchując w radiu, czy powiedzą coś o strzelaninie. Zdaję sobie
sprawę, że będę musiał złożyć zeznania, ale wolałbym to zrobić u Pete a Stantona, na posterunku w
Paterson.
- A to co? - pyta Sam. Kiedy patrzę na prawo, oślepiają mnie migające światła przynajmniej tuzina
radiowozów. Gdy podjeżdżamy bliżej, nie mamy już wątpliwości, że jeden z samochodów został
doszczętnie zniszczony, a kolejny potłuczony stoi na poboczu.
Policjanci stoją wokół tego kompletnie roztrzaskanego, którym najprawdopodobniej jechali strzelcy,
ale żaden nic nie robi.
Nadjeżdżają dwie karetki, ze środka wyskakują sanitariusze. To oni będą pomagać ewentualnym
rannym. Powodzenia. Nie urodził się jeszcze sanitariusz zdolny pomóc komukolwiek wyciągniętemu z
takiego samochodu - auto wygląda jak metalowa Quesadilla.
Zatrzymuję się gotów na rozmowę z tutejszymi glinami zamiast z Pete em. Parkuję kilkaset metrów
dalej i wysiadam z samochodu.
- Wysiadamy? - dziwi się Sam. Potakuję.
- Wysiadamy. Zostaw bagaż. Wez cannoli.
Tortilla z masy kukurydzianej z roztopionym serem.
Podchodzimy możliwie jak najbliżej wraku, co nie oznacza, że znajdujemy się naprawdę blisko niego.
Policja zabezpieczyła teren o średnicy stu metrów i właśnie zamyka wszystkie pasy prócz skrajnego
lewego. To będzie długa noc dla kierowców zmierzających do centrum.
Podchodzimy z Samem do jednego z policjantów odganiających gapiów.
- Dalej panowie nie przejdą - informuje nas gliniarz. - Nie ma tam nic do oglądania.
- To my zadzwoniliśmy pod dziewięćset jedenaście - tłumaczę. - Ci goście strzelili nam w szybę.
- Jacy goście? - pyta gliniarz, wyraznie nie mając pojęcia, że w ogóle doszło wcześniej do jakiejś
strzelaniny. Dla niego całe zdarzenie to po prostu efekt kraksy.
- Ci dwaj faceci do nas strzelali. Zgłosiliśmy to wam. A tak zapewne skończyła się ich ucieczka.
Policjant zastanawia się przez chwilę.
- Zaczekajcie tu - decyduje w końcu i idzie porozmawiać z przełożonymi. Po chwili wraca.
- Chodzcie za mną.
Robimy, co każe. Z bliska wygląda to tak, jakby samochód ze strzelcami uderzył w ten zaparkowany na
poboczu. Musiał dachować, może nawet niejednokrotnie, patrząc na to, w jakim jest stanie.
Jestem pewien, że nikomu nie udało się przeżyć. Policja już zdążyła zorganizować centrum
dowodzenia, uznając teren za miejsce zbrodni.
Policjant prowadzi nas do przyczepy, ale zanim wchodzimy do środka, szepczę do Sama:
- Nie mów nic o sprawie Evansa.
- Spoko. - Kiwa głową, a po chwili dodaje - Ale fajnie.
- Sam, jesteś pewien, że nie potrzebujesz profesjonalnej pomocy? I to jak najszybciej?
- Chodzi ci o psychiatrę?
- Raczej o szpital. Zamknięty.
Kiedy przekraczamy próg i widzę głównodowodzącego w osobie kapitana Dessensa z policji New
Jersey, nie potrafię opanować jęknięcia. Mamy na koncie kilka ostrych wymian zdań przy okazji różnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl