[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ZERO. Zrobił pauzę. Godzina zero właśnie wybiła!
Pięć twarzy było zwróconych w jego kierunku, tylko pięć, bo MacWhirter się nie od-
wrócił. Mary Aldin zaczęła pierwsza:
Chce pan powiedzieć, że śmierć lady Tresilian była punktem kulminacyjnym dłu-
giego łańcucha zdarzeń i okoliczności?
137
Nie, panno Aldin, nie chodzi mi o śmierć lady Tresilian. Jej śmierć była tylko in-
cydentem na drodze do głównego celu, jaki przyświecał mordercy. Morderstwo, o któ-
rym chcę powiedzieć, to zabójstwo Audrey Strange.
Usłyszał jak ktoś gwałtownie nabrał powietrza.
Ta zbrodnia została zaplanowana już dość dawno temu, prawdopodobnie zeszłej
zimy. Została zaplanowana do najdrobniejszego szczegółu. Jej celem, zasadniczym i je-
dynym, było zaprowadzenie Audrey Strange w ręce kata.
Plan był drobiazgowy, sporządzony przez kogoś, kto miał wysokie mniemanie o wła-
snym sprycie i inteligencji. Mordercy zazwyczaj są zarozumiali. Po pierwsze, sprawa
dowodów przeciwko Nevile owi Strange owi, były one naciągane i niewystarczające, bo
miały takie być. Mieliśmy odkryć, że są sfabrykowane. Po takim doświadczeniu na-
stępny zestaw mieliśmy uznać za prawdziwy. W końcu trudno podejrzewać, że jakiś
chwyt powtarza się dwa razy. Ale jeżeli bliżej przyjrzeć się dowodom przeciwko Audrey
Strange, okaże się, że wszystkie one też mogły być sfabrykowane. Narzędzie zbrodni za-
brane z jej kominka, jej rękawiczki lewa zanurzona w krwi ofiary ukryte w blusz-
czu pod oknem. Puder, którego używała, rozsypany na kołnierzu marynarki, kilka wło-
sów. Jej własny odcisk palca, pozostawiony na rolce przylepca wziętej z jej pokoju.
Nawet sugerujący leworęczność zabójcy układ ciosu.
A na dodatek, ostateczny, wydawałoby się nie do obalenia, dowód: zachowanie samej
pani Strange. Jestem przekonany, że wszyscy (oprócz tej jednej osoby, która zna praw-
dę) uważacie ją za winną, po tym, jak zachowała się podczas aresztowania. Właściwie
przyznała się do winy, prawda? Sam bym uwierzył, gdyby nie jedno prywatne przeży-
cie z przeszłości... Kiedy widziałem i słuchałem jej, podobieństwo do tamtej sytuacji
z przeszłości uderzyło mnie niesłychanie... Znam dziewczynę, która postąpiła tak samo,
która przyznała się do winy, do nie popełnionego przez siebie przestępstwa... a Audrey
Strange patrzyła na mnie oczyma tej właśnie dziewczyny... Wiedziałem, że muszę speł-
niać swój obowiązek. My, policjanci, opieramy się na dowodach, nie na uczuciach czy
domysłach. Ale powiem wam, że w tamtej chwili modliłem się o cud, bo wiedziałem, że
tylko cud może uratować tę nieszczęsną kobietę. I cóż, cud się zdarzył.
Przerwał.
Panie MacWhirter, czy zechciałby pan powtórzyć to, co opowiedział mi pan
w domu?
MacWhirter odwrócił się. Mówił urywanymi zdaniami.
Opowiedział o tym, jak został uratowany, kiedy próbował popełnić samobójstwo
w styczniu i o tym, że chciał znalezć się w tym miejscu ponownie. Mówił dalej:
Poszedłem tam w poniedziałek wieczorem. Stałem zatopiony w myślach. To było,
jak sądzę, około jedenastej. Spojrzałem na ten dom na przylądku, teraz wiem, że to
Gull s Point.
138
Przerwał, a po pauzie wznowił opowiadanie.
Z okna domu zwieszała się lina, sięgająca aż do morza. Widziałem mężczyznę
wspinającego się po linie...
Minęła chwila, zanim wszyscy pojęli znaczenie tych słów. Mary Aldin wykrzyknęła:
Więc jednak to był ktoś z zewnątrz?! Nikt z nas nie ma z tym nic wspólnego. To
był zwykły bandyta!
Nie tak szybko powstrzymał ją Battle. To był ktoś, kto przyszedł z drugiej
strony rzeki, tak, przepłynął ją wpław. Ale ktoś inny wywiesił linę, która na niego czeka-
ła, więc trzeba wziąć pod uwagę domowników.
Powoli mówił dalej:
A znamy kogoś, kto był po drugiej stronie rzeki tej nocy, kogoś, kogo nie widziano
między dziesiątą trzydzieści a jedenastą piętnaście, kogoś, kto mógł przepłynąć rzekę
w obie strony. Kogoś, kto mógł mieć sprzymierzeńca w domu...
I dodał:
Prawda, panie Latimer?
Ted cofnął się. Krzyknął przeszywająco:
Ale ja nie umiem pływać! Wszyscy wiedzą, że ja nie umiem pływać. Kay, powiedz
im, że nie umiem.
Tak, oczywiście, Ted nie umie pływać! potwierdziła.
Czyżby? spytał Battle uprzejmie.
Przeszedł na drugą stronę łodzi, podczas gdy Ted próbował przesunąć się w przeciw-
nym kierunku. Jeden niezręczny ruch i rozległ się głośny plusk.
O, mój Boże powiedział spokojnie nadkomisarz Battle, jakby przejęty głęboką
troską pan Latimer wypadł za burtę.
Jego dłoń zacisnęła się jak imadło na ramieniu Nevile a, który właśnie szykował się
do skoku na ratunek.
Nie, nie, panie Strange. Nie musi pan się moczyć. Dwóch moich ludzi czeka w po-
gotowiu, o, wędkują z tej łódki. Wychylił się przez burtę. To rzeczywiście prawda
powiedział z zaciekawieniem. On nie umie pływać. Już w porządku. Wyciągnęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]