[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale to podobno ważne.
Zazwyczaj jestem bardzo taktowny, lecz tym razem jej zachowanie sprowokowało mnie do
niewielkiego wybuchu. Obejrzałem się i spojrzałem na nią groznie.
- Czy ma pani kłopoty ze słuchem? - żachnąłem się. - Proszę zrobić tak, jak poleciłem.
Zrozumiała mnie pani?
W ciągu tych kilku miesięcy, które spędziliśmy razem, nigdy wcześniej nie podniosłem na nią
głosu. Gdybym ją złapał za włosy albo dal prztyczka w nos, zapewne nie zraniłbym jej uczuć
bardziej niż w tej chwili. Widziałem to wyraznie w jej rozszerzonych zdziwieniem zrenicach.
Poczułem się jak gnida, lecz niepotrzebnie. Jeśli nawet byłem gnidą, to taką, która nie ma ochoty
pakować się dalej w grę, którą proponował Jeffrey Mallow.
Zamknąłem drzwi do swego gabinetu i opadłem na fotel. Przez chwilę miałem nawet zamiar
zerwać się i biec z przeprosinami. Mięczakiem człowiek się nie staje, lecz rodzi.
Na moim biurku leżała poczta, ułożona w równe stosiki. Przerzuciłem ją. Były to głównie
rachunki i oferty zakupu książek z dziedziny prawa proponowane przez różne konkurujące ze
sobą firmy. Jedna z reklamówek zatrzymała mój wzrok. Proponowała pięciotomowe
wydawnictwo, w skórzanej oprawie na temat prawa przestrzeni. Chodziło oczywiście o
przestrzeń kosmiczną i sądząc po treści broszury, nie pominięto żadnego aspektu tej dziedziny.
Na tysiącach stron omówiono zatem prawo do wody na planetach, na których ona w ogóle
występuje, prawo do minerałów, do wierceń i kopalń, a wszystko to poparto wzorami umów i
orzeczeniami z procesów, jakie odbyły się na starej Ziemi. Tak więc, jeśli nagle zdecydujemy się
skolonizować Marsa, prawnik dysponujący tymi książkami może śmiało wskoczyć do najbliższego
wahadłowca, otworzyć biuro i w ciągu jednej doby stać
KARA ZMIERCI
147
się milionerem. Zestaw książek kosztował jedyne sześćset dziewięćdziesiąt pięć dolarów, a
coroczne uzupełnienia - nie należy ich przeoczyć! - kolejne dwieście.
Wyrzuciłem broszurę, zastanawiając się nie tylko nad tym, kto kupi coś podobnego, ale także,
kto strawił czas, żeby zreprodukować i pokazać zapisy ze spraw o stare kopalnie i rancza. Nie
sądzę, żeby proponująca te książki spółka znalazła szeroki rynek zbytu dla swego produktu, lecz
ostatecznie to jest jej dziedzina, więc może się mylę.
Pośród innych cudeniek znalazłem pocztówkę z Key West. Na zdjęciu widniała czerwona kula,
prawdopodobnie słońce opadające w ciemną toń wody, przypuszczalnie Zatoki Meksykańskiej.
Na drugiej stronie nie było zbyt wiele, żadnych żałuj, że cię tu nic ma", tylko informacja, iż Miles
Stewart wraca do Michigan. Ze stempla pocztowego wynikało, że karta szła nieprzeciętnie długo.
Doktor Zmierć, jak mogłem wywnioskować, wrócił poprzedniego dnia.
Był on kolejną osobą, z którą nie chciałem rozmawiać, jeśli tylko dałoby się tego uniknąć. Ale
nie mogłem wyrzucić go ze swych myśli, a raczej nie tyle jego, ile jego sprawy. Weekendowy
New York Times" przedrukował fragment z Harvard Law Journal" na temat aranżowanych
samobójstw. Napisany był w formie eseju, lecz pomyślałem, że warto go przeczytać na wypadek,
gdyby wspominał o nie znanych mi przypadkach. Wcześniej zupełnie mi to wyleciało z głowy i
teraz pocztówka pobudziła moją pamięć.
Zadzwoniłem do biblioteki Zwiętego Benedykta. Właśnie dostali numer, którego
potrzebowałem. Poprosiłem studenta, który ze mną rozmawiał, żeby mi go odłożono.
Powiedziałem, że przyjadę następnego dnia, w czwartek, dzień moich cotygodniowych spotkań
w klubie.
Mój rozmówca był dopiero studentem prawa, ale najwyrazniej szybko się uczył. Idea
wykonania czegoś za darmo była mu bez wątpienia wstrętna, więc chociaż zgodził się odłożyć dla
mnie artykuł, uczynił to nader niechętnie.
Pojechałem do domu Becky Harris. Wciąż był pod obserwacją. Znudzony policjant z Pickeral
[ Pobierz całość w formacie PDF ]