[ Pobierz całość w formacie PDF ]
płomieniach.
Dobrze byłoby coś upolować rzekł ociężale d'Averc. Zaczynam odczuwać głód. Czy znasz
się
choć trochę na stawianiu sideł, Hawkmoonie?
Niewiele odparł. Poza tym nie jestem głodny. To rzekłszy położył się na trawie i zasnął.
Poprzez noc i chłód Hawkmoona wyrwał ze snu przerazliwy wrzask przyjaciela.
Zerwał się na nogi, spoglądając w kierunku wskazywanym przez d'Averca i zarazem wyciągając
miecz
z pochwy. Głęboko wciągnął powietrze, przerażony niespodziewanym widokiem.
Z jeziorka wyłaził gigantyczny jaszczur o czarnych, błyszczących oczkach. Woda spływała
strumykami
po olbrzymim cielsku okrytym czarną jak noc łuską. Jedynie w szeroko otwartej paszczy widniały
szeregi białych, ostrych zębów. Rozchlapując fontannami płytką wodę, potwór brodził przy brzegu
sadzawki, zmierzając w ich stronę.
Hawkmoon, przypominający karzełka w porównaniu z jaszczurem, zatoczył się do tyłu. Wielki łeb
pochylił się ku niemu, szczęki zatrzasnęły zaledwie o centymetry od
jego twarzy, a fala smrodliwego oddechu zatamowała mu dech w piersi.
Uciekaj, Hawkmoonie! Uciekaj! wrzasnął d'Averc, po czym obaj popędzili w kierunku leśnej
gęstwiny.
Lecz gad zdołał wylezć z wody i ruszył za nimi w pościg. Ryknął przerazliwie, a jego głos zdawał
się
wypełniać cały las. Dwaj przyjaciele podali sobie ręce i pędzili niemal na oślep w mrok nocy, nie
zważając na wyrastające przed nimi gęste zarośla.
Ponownie rozbrzmiał ogłuszający ryk, w powietrzu śmignął niczym bat długi, giętki język i zacisnął
się
wokół bioder d'Averca.
Francuz wrzasnął i ciął jęzor gada mieczem. Hawkmoon z bojowym okrzykiem skoczył ku niemu,
nacierając ze wszystkich sił na czarny ozór. Nie wypuszczał ręki przyjaciela, zapierając się mocno
obiema nogami o ziemię.
Wodna bestia nieubłaganie ściągała ich obu w stronę rozwartej paszczy. Książę pojął szybko, że tą
metodą nie uratuje d'Averca. Puścił jego rękę i odskoczył w bok, stając naprzeciwko grubego,
czarnego
jęzora.
Chwycił oburącz miecz, uniósł go wysoko nad głowę, po czym ciął, wkładając w ten cios wszystkie
siły.
Potwór ryknął jeszcze głośniej, aż zadrżała ziemia, a z odciętego języka bluznęła cuchnąca posoka.
Ryk
przeszedł w zatrważające wycie, drzewa poczęły chylić się i padać pod cielskiem sunącego ku nim
potwora. Hawkmoon chwycił d'Averca i postawił go na nogi, spychając na bok odrażający koniec
rozpłatanego jęzora.
Dziękuję! wydyszał Francuz, rzucając się do ucieczki. Zaczynam nienawidzić tej krainy.
Mam
wrażenie, że czyha tu więcej niebezpieczeństw niż w naszym świecie!
Gigantyczny jaszczur, to kłapiąc paszczą, to znów rycząc i zawodząc żałośnie, podążał za nimi.
Znowu jest tuż za nami! krzyknął Hawkmoon. Nie uciekniemy mu!
Odwrócili się, wbijając oczy w ciemności. Wśród drzew dostrzegli jedynie dwa błyszczące punkciki
oczu potwora. Książę zważył miecz w dłoni, oceniając jego ciężar.
Mamy tylko jedną szansę! zawołał, po czym cisnął orężem prosto w płonące nienawistnie
ślepia.
Odpowiedzią był ogłuszający, żałosny ryk i ogromny łomot między drzewami. Płonące oczy zniknęły,
a
do ich uszu doszły odgłosy przedzierania się wielkiego stworu z powrotem przez las w stronę
sadzawki.
Książę Dorian odetchnął z ulgą.
Na pewno go nie zabiłem, ale widocznie zdecydował, że nie jesteśmy tak łatwym łupem, jak
początkowo sądził. Chodzmy, d'Avercu. Musimy jak najszybciej dotrzeć do rzeki. Chciałbym wyjść
wreszcie z tego lasu!
Czyżbyś uważał, że na rzece będziemy bezpieczniejsi? zapytał ironicznie Francuz.
Określili jednak strony świata według mchu na pniach drzew i poszli dalej przez las.
Dwa dni pózniej wyszli z gąszczu na szczyt niewysokiego wzgórza; jego zbocze opadało łagodnie w
do-
linę, której środkiem toczyła wody szeroka rzeka. Nie mieli wątpliwości, że jest to Sayou.
Byli brudni, zarośnięci, a z ich ubrań pozostały żałosne strzępy. Hawkmoon był uzbrojony jedynie w
sztylet. Natomiast d'Averc pozbył się resztek kaftana i wędrował nagi do pasa.
Zbiegli ze wzgórza, potykając się o korzenie i wpadając na gałęzie, nie zwracali jednak na nic uwagi,
pragnąc jak najszybciej osiągnąć brzeg rzeki.
Nie mieli pojęcia, dokąd zawiedzie ich nurt, lecz ze wszystkich sił pragnęli wreszcie zostawić za
sobą
las i zamieszkujące go potwory. Co prawda nie natknęli się już na żadne zwierzę równie grozne jak
jaszczur z sadzawki, ale z oddalenia obserwowali inne bestie, wiele razy natknęli się też po drodze
na
ślady łap.
Skoczyli w wody rzeki i zaczęli obmywać ciała z błota i brudu, uśmiechając się wreszcie do siebie.
Woda to wspaniała rzecz! oznajmił d'Averc. Prowadz do miasta czy grodu, byle ku
cywilizacji.
Nie
obchodzi mnie, co tam zastaniemy. Na pewno będzie to bardziej swojskie i mile przeze mnie
widziane
otoczenie, niż koszmar tego brudnego naturalnego środowiska.
Hawkmoon zaśmiał się; nie podzielał w pełni radości Francuza, ale rozumiał jego odczucia.
Zbudujemy tratwę powiedział. Mamy szczęście, iż rzeka płynie na południe. Teraz,
d'Avercu,
wystarczy tylko pozwolić zanieść się nurtowi do celu naszej podróży.
I nałowimy ryb, Hawkmoonie. Cóż to będzie za jedzenie! Nie jestem przyzwyczajony do
barbarzyńskiego jadła, którym żywiliśmy się przez ostatnie dwa dni. Jagody i korzonki! Paskudztwo!
Nauczę cię, jak łowić ryby, d'Avercu. Może ta wiedza przyda ci się w przyszłości, gdybyś znalazł
się
w podobnej sytuacji! Książę wybuchnął śmiechem, ochlapując przyjaciela wodą.
ROZDZIAA IV
YALJON ZE STARYELU
Wciągu czterech dni podróży tratwa zaniosła ich o wiele kilometrów w dół wielkiej rzeki, której
brzegów nie porastały już lasy niewysokie pagórki po obu stronach tonęły w morzu zdziczałych
zbóż.
Hawkmoon i d'Averc żywili się tłustymi rybami wyławianymi z nurtu oraz warzywami i owocami,
które
zbierali na brzegu. Odprężeni płynęli spokojnie w stronę Narleenu.
W postrzępionych ubraniach i z dłuższymi z dnia na dzień brodami sprawiali wrażenie rozbitków z
zatopionego statku, ale z ich oczu zniknął dziki wyraz, spowodowany głodem i przemęczeniem, a i
nastroje znacznie się im poprawiły.
Póznym popołudniem czwartego dnia ujrzeli statek na rzece i zerwali się na nogi, wymachując
rękoma,
by przyciągnąć uwagę marynarzy.
Możliwe, że są z Narleenu! wykrzyknął Hawkmoon. Może pozwolą nam, byśmy
odpracowali
koszty przetransportowania nas do miasta!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]