[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak uda...? Byłam już na twoim ranczu - ciągnęła dalej
- wiesz, w sprawie przygotowań. Wszystko jest chyba dopięte.
Nawiasem mówiąc, ładna ta twoja posiadłość.
- Tak myślisz? I co tam widziałaś?
- Na razie niewiele. Wpadłam do twego biura, obejrzałam
też taras i ogród, gdzie ma być to przyjęcie.
Pomyślała, że chętnie zajrzałaby także do sypialni, ale wo
lała z tym poczekać do powrotu Tysona.
- Tęsknisz za mną, Merri? - dotarł do niej cichy głos.
Pokiwała głową.
- Uhm... A wiesz - dodała szybko - zauważyłam na two
im biurku takie dziwne lusterko, bardzo stare. Ty zbierasz
starocie, Tyson?
- Niespecjalnie... - zawahał się. - A to lusterko mam od
pewnej Cyganki z Nowego Orleanu. Upierała się, że ono jest
magiczne.
Magiczne? Co on ma na myśli? Czyżby jej trzeźwy Tyson
wierzył jednak w czary?
czytelniczka
- Nie wierzę w czary - odpowiedział, jakby czytał w jej
głowie. - Tak naprawdę to w ogóle nie jest lusterko, tylko ja
kiś oprawiony kawałek szkła.
- Jak to szkła? - zdziwiła się. - To jest na pewno luster
ko, choć jakieś takie przymglone. Sama się w nim przeglą
dałam.
Tyson nic nie odrzekł.
Kiedy odezwał się po dłuższej chwili, postarał się zmie
nić temat.
- Słuchaj Merri, Jewel mówiła mi, że załatwiła już do dal
szej renowacji swego domku hydraulika i elektryków. Chcia
ła też zamówić dekarza, ale ty się podobno sprzeciwiasz. Wo
lisz, żeby ci kapało na głowę?
- Skądże - wzruszyła ramionami. - Ale od tamtej nocy,
kiedy tu byłeś, dach nie cieknie.
Wspomnienie owej nocy wywołało nagle rozkoszną gęsią
skórkę na jej całym ciele.
- Nie cieknie, mówisz... A jednak, kiedy wrócę, będę mu
siał coś jeszcze poprawić.
Było kilka ważniejszych rzeczy, które powinien poprawić,
pomyślała, na przykład w związku z ich spotkaniem w win
dzie. Wolała jednak nie mówić o tym przez telefon.
- Co do Jewel - odezwała się - to ja bym miała pewne py
tanie. Ona twierdzi, że ty mnie uważasz za jakąś „specjalną
osobę"...
- Za „specjalną"? Chyba raczej inną niż wszyscy.
- Dlaczego inną?
- Merri... - Tyson zawiesił głos. - Bo widzisz... Ale nie
wiem, czy powinniśmy o tym mówić na taką odległość.
czytelniczka
- Spróbujmy, Tyson, proszę cię.
- No dobrze. Więc uważam cię za kogoś całkiem wyjąt
kowego, wiedz to. Jesteś ładna, umiesz pracować i świetnie
umiesz się kochać, jestem tego pewien. Takie połączenie
cech i talentów zdarza się bardzo rzadko.
Gęsia skórka na jej ciele zniknęła, a na jej miejscu pojawi
ło się teraz coś płonącego, jakby rumieniec, na twarzy, brzu
chu, piersiach, nawet plecach. Czuła też, że jej serce wali jak
szalone i że chciałaby natychmiast całą sobą przylgnąć do
mężczyzny, z którym rozmawia.
- A przede wszystkim - zaczął znów Tyson - jesteś cał
kiem inna niż na przykład kobieta, z którą byłem kiedyś za
ręczony. O tak skarbie, jesteś całkiem inna niż ona.
W jego głosie załamało się coś. Równocześnie w słuchaw
ce zaczęło trzeszczeć i połączenie zostało przerwane.
Jednak Merri nie czuła się zawiedziona. O nie, wręcz
przeciwnie. Bo oto usłyszała coś, na co podświadomie od
dawna czekała.
Zrozumiała, że on jej całym sobą pragnie.
Dobry Boże, ona zaś przecież tak bardzo pragnęła jego!
czytelniczka
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Telefon znowu zadzwonił.
- Przepraszam, ale coś nam chyba przerwało - powiedział
Tyson.
- Jak miło cię znowu słyszeć - uśmiechnęła się do słu
chawki. - I teraz mamy jakby lepsze połączenie.
Chwilę oboje milczeli.
- Słuchaj - podjęła. - A ty nie powiedziałbyś mi czegoś
więcej o tej kobiecie? Dlaczegoście z sobą zerwali? Co ona
ci takiego zrobiła?
Tyson odchrząknął.
- Ale to takie banalne - westchnął. - Na pewno chcesz to
wiedzieć?
- Na pewno. Chciałabym cię lepiej poznać, Tyse.
- No dobrze. - Tyson po swojej stronie położył się na tap
czanie hotelowym, zrzucił z nóg buty i zgasił światło. Pomy
ślał, że i on bardzo chce poznać Merri... Dlaczego jednak
nie mieliby zacząć od jego historii?
- Kiedy studiowałem, poznałem taką miss uniwerku -
zaczął. - Zdawało mi się, że się w niej kocham... Mło
dy byłem i głupi! - zaśmiał się gorzko. - Oboje na pewno
czytelniczka
nie pasowaliśmy do siebie, dzisiaj to dobrze wiem. Ona
pochodziła z wielkiego miasta na północnym wschodzie,
a ja, wiesz, byłem prowincjuszem z Południa. Jednak wie
rzyłem w swoje możliwości. I nie bez powodu: właśnie
wtedy udało mi się zarobić pierwszy milion, na nierucho
mościach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]