They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejrzenie Józka dotyczące żony, rządcy i dziecka). Czasem wprost znać w dialogu Bratnich
dusz, że coś zostało niedokładnie przetopione, że pozostały ślady dawnej wersji. Otóż Ro-
stworowski uczynił z tych braków cnotę, dorabiając do ocalonych scen nowe, dotworzył je
również w duchu takichże niedomówień, stanowiących np. zabawne qui pro quo aktu III.
Przyczyny zatem, szukane w przedwczesnym  ekspresjonizmie , leżą znacznie bliżej.
Interesujące zarazem jest śledzić w pierwotnym Pod górę podwójną żyłę twórczości Ro-
stworowskiego. Jedna  to ów realizm, który dojdzie kiedyś do głosu w jego trylogii: posępny
94
i brutalny w Niespodziance, zaprawny ostrym humorem w U mety. Ale nie od razu trafił Ro-
stworowski na tę żyłę. Z początku potrzebował całego aparatu pomocniczych symbolów, ale-
gorii, przeważnie bardzo mózgowych, pozbawionych sugestywności wyrazu. Tymi symbola-
mi przeciążony jest straszliwie dramat Pod górę. Utis jeszcze jest najzrozumialszy; ale obłą-
kany Walek, który kwestuje u wszystkich  o jutrzejsze ubrania i jutrzejsze buty , a w zamian
rozdaje karmelki, sypie rebusami symbolów jak z rękawa; symbolem jest jakiś  kopiec opo-
dal pałacu, symbolem są zapewne powalane spodnie (Targowica?!), które szwagier czyści
benzyną. To są bezdroża fałszywego symbolizmu, na które zabłąka się jeszcze Rostworowski
w Strasznych dzieciach (Fufa!), ale już ostatni raz, i sam wyrazi skruchę, jeżeli tak można
powiedzieć.
Otóż w tym dramacie Pod górę, obok tej nie wydarzonej symboliki, którą sam autor najsu-
rowiej osądził, znajdował się szereg scen, to dramatycznych, to na wpół komediowych, try-
skających życiem. I kiedy tak Rostworowski bez pardonu odrzucił symbolikę Utisów i Wal-
ków i hamletyzmy książęce, i dość bałamutną problematykę społeczną sztuki, właśnie tamte
sceny znalazły łaskę w jego oczach. Zatrzymał je, drobnymi retuszami podciągnął zdecydo-
wanie ku  jak to sam nazwał   krotochwili i wyciągną z nich konsekwencje, dotwarzając
w tym duchu resztę. Ale już ta nowa całość, mimo wspólności szeregu scen, niewiele ma
wspólnego z dawną.
Bratnie dusze poprzedza rymowany komentarz autora, który ma wygłosić reżyser przed
kurtynÄ…:
Gdy się życia nie znało,
Zwiat był poematem;
Gdy się życie poznało,
Zaczął być dramatem,
A że mimo poznania  patrzymy nań mile,
Trzeba z tego dramatu  zrobić krotochwilę.
Ale zdaje się, że ta krotochwila powstała zwłaszcza z czego innego; ze zmiany spojrzenia
na bohatera sztuki, na księcia. Bo w Bratnich duszach pozostały te same główne osoby, które
były w Pod górę: Józek, Magda, Rządca, Fela. Lecz gdy wszystkie one zachowały swój cha-
rakter (z przesunięciem rysów, a zwłaszcza sytuacji ku farsie), książę uległ zasadniczej me-
tamorfozie. Nie tylko przez to, że odpadł w nowej sztuce cały ów hamletyczno-weselowaty
akt trzeci, zastąpiony, w tym akcie właśnie, najkarykaturalniejszą groteską; ale przemiana ta
objawia się w każdym szczególe. Na przykład w Pod górę panna Fela kokietuje księcia Zolą.
Ma właśnie w ręku Une page d amour. Książę powiada, że tej książki nie czytał.  Czemu?
Bo Zoli nie lubi. Flauberta, Goncourtów, Huysmansa, Mériméego...  mniej wiÄ™cej ten rodzaj
 powiada. Potem książę cytuje Zaratustrę  na co znów panna głupieje po trosze, tak daleko
nie doszła. Ten książę  coś niby jakiś Hertenstein z Berenta, dekadent, schyłkowiec.
To było w Pod górę. Otóż w Bratnich duszach mamy drobny, ale znamienny retusz w tej
scenie. Kiedy panna zagaduje księcia o Zolę, ten z niecierpliwym zakłopotaniem odpowiada,
że Zoli... po prostu nie czytał, a z tonu jego odpowiedzi mamy wrażenie, że w ogóle książka
jest dla niego czymś raczej egzotycznym. I cały ten książę z Hamleta swojej klasy, z jakiegoś
wnuczęcia hrabiego Henryka, zmienił się  w swoich wiecznych butach do konnej jazdy  w
przewrażliwionego prostaka, durnia i przygłupka.
Skąd się wzięło to przeobrażenie tak radykalne, tak zjadliwe? Zmiana perspektywy! Sądzę,
że Rostworowski pisząc swój pierwszy utwór  datowany z pałacu w Czarkowach  przejęty
był widocznie jeszcze  misją swojej klasy, żywą troską o jej przyszłość, o jej rolę w kraju;
zamierzał napisanie jakiegoś klasowego Wesela, chciał wstrząsnąć sumieniami  swoich .
Potem, autor Judasza, Kaliguli wszedł w literaturę, stał się jej możnym obywatelem, wyszedł
z tego arystokratycznego podwórka, może stracił złudzenia co do swojej kasty. (Hrabia w U
95
mety też jest ramol.) Bądz jak bądz, w nowej postaci swego utworu Rostworowski odjął
swemu księciu wszystkie aspiracje, całą problematykę narodową, społeczną czy nawet klaso-
wą; jeżeli co mu zostawił, to karykaturę niczym niezasłużonego przodownictwa. O ile w Pod
górę humanitaryzm księcia był szczery, o tyle tutaj jest erotycznym komedianctwem. Bo Ro-
stworowski wpadł na dowcipny pomysł zamknięcia klamry miłosnej, otwartej w Pod górę.
Tam Magda płonie do męża, Józka, Józek pali się do rządcówny, gdy rządcówna sypie oko do
księcia; ale na tym się urywa, ile że książę zdaje się niedostępny tym ziemskim uczuciom, a
może wyczerpał ich kontyngent. Tutaj koło zamyka się, bo zdechlak książę wodzi maślanymi
oczami za urodziwą Józkową. I w krotochwili tej odpada z pierwotnej sztuki wszystko, co by
mogło obciążyć stajenno-pałacowego miłosnego kadryla; odpadają podejrzenia Józka w sto-
sunku do żony i rządcy, i  zapaszek malwersacji . Trzeci akt, jak wspomniałem, napisany jest
od a do z na nowo; zamiast Mane, Tekel, Fares książęcego pałacu wypełnia go komedia
omyłek, opartych na wspólności imienia żony stangreta i klaczy. I gdy się tam skończyło
niemal muzyką Chochoła i echem dalekiego, a groznego grzmotu  tutaj kończy się błazeńską
sceną, gdy ramol książę, omotany przez rządcę i dwie baby, wygłasza zbożną orację:  Moi
kochani. Dziękuję wam. Tak jest. Społem. Jak dotąd. W imię zasad. W imię blizniego. A
sprytna Magda, przeczuwając hojne obrywki od książęcego adoratora, zanosi się od półkome-
dianokiego płaczu i powtarza:  Kieby ksiondz. Kieby ksiondz.
Finał jest ostry. Ale bo też Rostworowski z r. 1917 był nie całkiem tym samym Rostwo-
rowskim co pózniej.
Tak więc wyglądają dwa utwory, między którymi superarbiter z  Kuriera Warszawskiego
widzi drobne modyfikacje, nie przekraczające  jak mówi   zwykłych poprawek reżyser-
skich !! Tak was, mili czytelnicy  Kuriera , informują za wasze jedne dwadzieścia groszy. A
kiedy spytacie, po co tak zuchwale znieważać prawdę bez potrzeby i celu, wypadnie chyba
odpowiedzieć:  Aby nie wyjść z wprawy. Tak biegły fechmistrz codziennie godzinkę robi
bronią i powtarza ulubione finty, choćby w powietrzu, aby mu się ręka nie zastała.
96
KAZIMIERZ TETMAJER (1865 1940)
Umarł Kazimierz Tetmajer. Dla świata umarł od dawna  przeszło ćwierć wieku temu.
Nieubłagana choroba oddzieliła go od ludzi zasłoną prześladowczych urojeń. Zarodki choro-
by trawiły poetę już wcześniej, rozwinął je wstrząs poprzedniej wojny. Tetmajer zamilkł
wówczas, nie odnalazł się już w nowej rzeczywistości. Cofnął się w jakąś mroczną głąb; cho-
dził po świecie daleki, wszystkiemu obcy. Ze ściśnięciem serca spotykano na ulicach wielkie-
go miasta tego żywego trupa.
Ktoś widział taką scenę. W wiosenne popołudnie wlókł się alejami poeta, zaniedbany, za-
rośnięty, wychudły, w czarnych okularach  upiorny. Na jego widok poruszyły się na ławce
dwie pensjonarki.  Patrz, patrz  zaszeptała jedna do drugiej  Tetmajer! To ten, co napisał
LubiÄ™, kiedy kobieta...
W istocie taki był tytuł głośnego w swoim czasie wiersza młodego Tetmajera, jednego z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl