They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Jeszcze nie wiem dokładnie. Wszystko zaleŜy od tego,
co chcą zrobić ze mną — powiedział Katenkamp i zamknął za
sobą drzwi.
Charly siedział na stopniu swego samochodu na postoju
przed kolorową świątyńką.
Katenkamp wsiadł bez słowa. Charly wstał i wsunął się za
kierownicę.
— Dokąd jedziemy? — spytał Katenkamp.
Charly uśmiechnął się. — Do portu. — Minęło sporo czasu,
nim udało się im włączyć w ruch po lewej stronie Petchburi
Road. — Co się z nim stanie? — spytał Charly, kiedy czekali
na rogu ulicy.
— Odpowie w Niemczech przed sądem — powiedział Ka-
tenkamp. Nie wiedział przy tym, czy w końcu będzie tak rze-
czywiście.
— Sam jest sędzią. — Charly dodał gazu.
— Czy jest to jedyna informacja, jaką wolno mi usłyszeć?
Czy teŜ moja ciekawość moŜe znowu kosztować oponę?
— Teraz juŜ nie. Nie pracuje pan przeciwko nam.
— A co on robił?
— Skazywał dealerów. Naszych ludzi. W Hamburgu.
— Wobec tego mogę domyślić się reszty.
— Bardzo mi przykro. Najpierw potrzebowaliśmy informacji
o panu.
177
— A więc przez jakiś czas Ŝyłem w niebezpieczeństwie?
Charty wskazał na schowek z przodu wozu.
Katenkamp nacisnął guzik zamka. Pokrywa schowka od-
skoczyła. LeŜał w nim pistolet z tłumikiem, przykryty tylko pro-
wizorycznie szmatką do czyszczenia szyb. Zamknął scho-
wek.
— Dziękuję za zaufanie. Szczególnie wobec policjanta.
— Wszystko względne — powiedział Charly. — ZaleŜy, po
której stronie stoi policjant.
— Kiedyś mogę stanąć po przeciwnej stronie.
— Wtedy... — Charly zdjął ręce z kierownicy i wzruszył ra-
mionami.
— Dlaczego właściwie chcecie, Ŝebym go dostał? W po-
rządku, zamierzacie zemścić się na nim. Ale to dałoby się zała-
twić i tutaj. MoŜna było pokonać go jego własną bronią. Porcja
heroiny w walizce i...
— To niedobrze dla opinii. Lepiej, jak skazany w Niem-
czech.
— JeŜeli do tego dojdzie — powiedział Katenkamp. — Ale
wszystko jedno. Dziękuję. Pozdrowienia dla Starego Człowie-
ka.
Charly skinął głową.
— MoŜemy odbyć jutro wycieczkę po mieście? Moja Ŝona
juŜ wyzdrowiała.
— Okay. Będzie i masaŜ. MasaŜ dobry dla kobiet.
— Nie sądzę, Ŝeby ona to lubiła.
— To będą kamienie szlachetne. Znam teŜ fabrykę jedwa-
biu. Bardzo tanio.
— To juŜ lepiej. A na koniec dobra restauracja chińska.
— Bardzo dobrze — powiedział Charly. — Mój brat ma re-
staurację. Zrobi dobrą cenę.
Dla nich sprawa jest juŜ załatwiona, pomyślał Katenkamp.
Przechodzą nad nią do porządku dziennego...
178
— A potem musimy się jeszcze rozliczyć — powiedział.
— Nie trzeba. Załatwimy to inaczej.
Hanns Überlender siedział przy niskim stoliku. Przed nim
stała opróŜniona do połowy butelka coli. Wachlował się sta-
rym numerem „Bangkok Post”. Zdjął marynarkę swego ubra-
nia safari. Biała, jedwabna koszula poznaczona była plamami
potu.
Przy drugim stoliku siedzieli męŜczyźni, grając w szachy
tajlandzkie.
Katenkamp zatrzymał się w drzwiach lokalu. Nie potrafił od-
czytać jego nazwy widniejącej nad budą z desek. W tej okolicy
nie widywało się juŜ europejskich liter.
Charly dotknął lekko jego ramienia. — Powodzenia —
powiedział. — Do jutra.
Katenkamp przysiadł się do Überlendera. Od sędziego
dzieliła go tylko wąska, nieoheblowana płyta stołu. Niski tabo-
ret sprawiał wraŜenie klęcznika. Prawie jak w konfesjonale,
myślał Katenkamp. Wystarczy, Ŝeby pochylił się do przodu, i
będzie mógł wyszeptać mi wszystko do ucha. Ale kto udzieli
mli rozgrzeszenia?
— Czego pan tu chce? — ofuknął go Überlender. — Nie
zlecono panu szpiegowania mnie.
— Zastanawiam się, co mi w ogóle zlecono. W kaŜdym ra-
zie nie było to zlecenie na serio.
— Tak czy inaczej, nie miał pan za mną łazić. Miał się pan
zająć chłopcem, tym narkomanem.
— Nie miałem okazji, Ŝeby to zrobić. Zresztą nie miałem
jej mieć. Czy moŜe? Chciał pan wykorzystać mnie dla swoich
własnych celów. Przyznaję, Ŝe nie mógł pan tego zaplano-
wać. Ale skoro juŜ pojawiłem się na drodze, przeznaczył mi
pan rolę poŜytecznego idioty. To nie był najlepszy pomysł. Nie
179
uwzględnił pan konsekwencji. Kot nie przestaje łowić myszy
nawet podczas urlopu.
Überlender chwycił za brzeg stołu. Odchylił się do tyłu i
zdawał się oceniać odległość, jaka dzieliła go od drzwi.
Na zewnątrz, w praŜącym słońcu, siedzieli dwaj młodzi
męŜczyźni. Opierali się plecami o framugę. Katenkamp był pra-
wie pewny, Ŝe widział ich juŜ w stolarni w dzielnicy chińskiej.
— Przekroczył pan swoje kompetencje — powiedział Übe-
rlender. Z podbródka zwisała mu kropla potu.
— Tutaj nie mam Ŝadnych kompetencji.
— Dobrze, Ŝe zdaje pan sobie sprawę przynajmniej z tego.
— Überlender chwycił gazetę i poruszył nią koło twarzy ni-
czym wachlarzem. — A więc nie jestem teŜ panu winien Ŝad-
nych wyjaśnień.
— Póki co poszukałem ich sam. Muszę przyznać, Ŝe ze
sporym trudem. Częściowo naprowadzono mnie na odpowiedni
trop. Ale teraz wiele juŜ rozumiem.
— Jakkolwiek by wyglądały te pańskie wyjaśnienia, są w
kaŜdym razie fałszywe. Radzę, Ŝeby pan stąd zniknął i zapo-
mniał o wszystkim. JeŜeli nie... Mam pewne stosunki.
— Tu czy w Hamburgu? — spytał Katenkamp.
Überlender otarł pot z podbródka. — Na razie tutaj.
— Te stosunki naleŜą juŜ raczej do przeszłości. Nie przy-
puszcza pan chyba, Ŝe znalazłem pana przypadkiem. Oni
chcą się pana pozbyć. I wydaje się nawet, Ŝe wybrali bardziej
elegancki sposób. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl