They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciała, a w nim kawałek ludzkiej duszy, duszy samobójcy, która, jak na ironię, nie
chciała opuścić swojego ciała. Potrzebowałem tego kawałka ciała samobójcy, żeby cię
stworzyć. To dlatego pamiętasz poprzednie życie...
 Kim oni są? Kim ja jestem?
 Homunculus mercurium. Marzenie średniowiecznych alchemików. Albo
nazwijmy to inaczej: Nowy Człowiek. Starożytni mistrzowie alchemii wierzyli, że
wszystko opiera się na przemianie. Stary człowiek, którym byłeś, musiał zgnić, by
mógł narodzić się nowy, lepszy.
Jan milczał przez chwilę. W głowie miał dziesiątki myśli, setki pytań, które chciał
zadać. Ale z tego zamętu pozostało mu tylko jedno.
 Po co? Po co to wszystko?
 %7łeby wreszcie zmienić ten świat. Zmienić go w inny sposób, niż ci, którzy
próbowali tego wcześniej. W inny niż te wybitne jednostki, które chciały czegoś
dokonać. W dziejach ludzkości mówimy o epokach, o erach... Za każdą z nich stał
jeden człowiek. Najczęściej brudny motłoch zduszał go, niweczył jego plany, rozbijał
jego marzenia. Niszczył jego samego. I bieg historii zawracał do punktu wyjścia. Ten
świat jest zmurszały, skostniały. %7łyjemy w kajdanach, które same sobie nałożyliśmy.
Te miliardy ludzi, które zamieszkują nasz glob, przez całe swoje życie kują te kajdany
i łańcuchy, a potem same wkładają je sobie na ręce i szyje... Politycy narodom,
prawnicy społeczeństwom, oficerowie żołnierzom, pracodawcy pracownikom... To
labirynt i więzienie, z którego nie ma wyjścia. Pozostaje tylko jedna droga: skruszyć
jego mury. Ale jak? Zrobić rewolucję? Nikt już nie zrobi rewolucji, bo i po co? Aby
miejsce jednych prezesów zajęli inni prezesi? Ten świat trzeba zmienić inaczej. Trzeba
go transmutować, I sprawić, by zgnił, i wtedy podnieść go z rozkładu.
Ta telewizja jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Jest i wielka, wspaniała po to,
aby wyzwolić w ludziach to, czego pragną. Oglądają świat, o którym marzą, który jest
dla nich niedostępny. Zwiat wielki, szlachetny, piękny, jakże odmienny codzienności.
A ja zbieram te ich marzenia, sny setek tysięcy ludzi. Dzięki nim jestem w stanie
zmienić ten świat. To nie zaklęcia ani inkantacje, ale marzenia i dusze milionów ludzi
pozwalają stworzyć moje homunculusy.
 Homunculus... Nowy człowiek... Człowiek, który I stworzy nowy świat, tak jak
transmutuje się ołów w złoto. Wszyscy oni rodzą się tutaj, wychodzą stąd na świat
jako moje dzieci. A potem rozpoczynają stwarzanie Wielkiego Dzieła. Wielkiej
Transmutacji. Oni zostają przywódcami, politykami, zaczynają zmieniać świat. Wielka
Transmutacja już się zaczęła. Zwiat już nie będzie taki jak dawniej... Nic już nie
wstrzyma raz zaczętego procesu...
 Kim był starzec, którego musiałem zabić?
 Był moim stwórcą. Tak, stworzył mnie pewnego pochmurnego dnia jako swoje
wielkie dzieło. Ale on, Mikołaj, też dał sobie założyć kajdany, zniewolić swój umysł,
nie mógł wyjść myślą dalej. Nie chciał mnie słuchać, a ja nie byłem w stanie mu się
sprzeciwić. Dlatego też stworzyłem ciebie... Zabiłeś go...
 I stałem się niepotrzebny?
 Nie. Po prostu zniknąłeś, uciekłeś. Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. Ale
jednak wróciłeś. Twoim braciom zostały już wyznaczone zadania. Jedni zajmą się
polityką, inni mediami. Jeszcze inni prawem. Ty zaś pokierujesz ulicą. Masz do tego
wielki talent. Męty, narkomani, bezdomni, neo-punki, będą słuchali twego głosu.
 Co to jest?  spytał Jan, pokazując na ogromną kulę czerwonego blasku.
 Czerwona Tynktura. Największe odkrycie mistrza Mikołaja. Jest czymś
w rodzaju... procesora ludzkich marzeń, a właściwie żywej istoty, dzięki której mogę
stwarzać homunculusy. I oczywiście, dzięki niej mogę dokonać wielkiej transmutacji...
 A zatem to jest wyjście.
 Co masz na myśli, Janie?
 Odchodzę. Nie próbuj mnie zatrzymać. Widawski spojrzał na Jana ze smutkiem.
 Nie zostawiaj mnie samego  powiedział do niego.  Jak ja sam dam sobie radę
ze wszystkim?
Jan go nie słuchał. Szedł w stronę kuli czerwonego blasku, mijał szklane trumny
z jego braćmi. A potem dotknął płomieni czerwonego ognia, poczuł, jak gorąco
przepala jego ciało i kości, jak pochłania go całego. I wreszcie postąpił krok do
przodu...
Za sobą pozostawił starego, siwego człowieka stojącego między szeregami
milczących szklanych sarkofagów.
* * *
Jeszcze tej nocy wrócił do domu, otworzył drzwi do pokoju i zdjął ciało z haka.
Już śmierdziało, rozkładało się. Z braku czegokolwiek innego zawinął je w dywan,
ukradł dozorcy łopatę i poszedł zakopać je na podmiejskim śmieciowisku. Szedł wolno
opustoszałymi ulicami, na których wcześniej wrzały walki, on, samotny mężczyzna
dzwigający owinięte w dywan zwłoki i łopatę. Przeszedł przez pół miasta, aż trafił na
wysypisko śmieci. Tam zaczął mozolnie wykopywać dół. Kopał i kopał, ale nie czuł
zmęczenia. W końcu wrzucił ciało do dołu, przysypał ziemią. Pózniej stanął nad mogiłą
i spróbował się pomodlić. I wtedy właśnie usłyszał głos.
 Jan? Kurwa mać, chłopie, ty żyjesz?
Odwrócił się. Zza hałdy śmieci wyłonił się Zruba. Potknął się ze trzy razy, zanim
udało mu się podejść do Jana. Całą twarz pokrywała mu zaschnięta krew. Jednak
pomimo tego w jednej ręce trzymał papierosa, a w drugiej małą blaszaną piersiówkę.
 Mógłbym zapytać cię o to samo, Zruba  mruknął Jan.
 Aaa... To? To nic takiego  Zruba dotknął twarzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl