[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dnia 8 maja 1929 roku odbyła się w godzinach popołudniowych Rada Ministrów, na której minister Matuszewski
złożył szczegółowe sprawozdanie z sytuacji finansowej Kraju.
Na posiedzeniu był obecny Pan Marszałek, który krytykował często przemówienia poszczególnych ministrów w czasie
dyskusji nad sprawozdaniem ministra skarbu.
Komendant nawoływał do poparcia ministra skarbu w jego dążeniach oszczędnościowych, mówiąc: "Byłem tym, który
żądał najmniej, lecz wszyscy dodawali nowe sumy w swych żądaniach, ku memu przerażeniu.
* l maja 1928 r. w Warszawie na placu Teatralnym demonstracja komunistyczna została ostrzelana przez bojówkę
warszawskiej organizacji PPS, pragnącą przeszkodzić w połączeniu się jej z pochodem socjalistycznym.
62
63
Ciągle byłem ostrożny i ostrzegałem przeciw tumultowi optymizmu.
Dawniej pieniądze skarbowe lały się na rękę z otwartymi palcami. Myśmy ścisnęli rękę. Zostało dużo na ręce, ale
jeszcze raz ścisnąć już nie można ...
Budżet i tak już powiększyliśmy... Będzie pan miał jeszcze dodatki na urzędników, u 'których są w niewoli ministrowie.
Nie staram się malować na czarno, lecz ma (wielką oszczędność. . . Popieram ministra finansów... Nie idzcie z
dodatkowymi kredytami i ściśnijcie 'kieszeń ...
Najgorsze - tumult optymizmu i tumult pesymizmu ..."
Pan Marszałek przemawiał przeszło pół godziny, zapalając się chwilami do swych myśli.
Wygląd Komendanta dosyć dobry, jest jednak blady i zmęczony.
RADOSNY POWRÓT Z WILNA
Od kilku dni Pan Marszałek bawił w Wilnie.
Nie byłem powiadomiony o Jego wyjezdzie, toteż z tym większą radością otrzymałem wiadomość, że Komendant
wraca do Warszawy w dniu 23 maja 1929 roku, o godzinie szóstej minut czterdzieści wieczorem.
Jak zwykle, na pół gadziny przed nadejściem pociągu byłem już na dworcu, by sprawdzić zarządzenia bezpieczeństwa.
Robiłem to właściwie tak z amatorstwa, boć na pewno podkomendni moi znają się na tym znacznie lepiej ode mnie.
Po mnie zaczęli nadjeżdżać stopniowo ministrowie: Kiihn, Prystor, Kwiatkowski i Boerner.
Na parę minut przed przybyciem pociągu przyjechał premier Switalski.
Każdy z nas patrzył filuternie na drugiego, że to niby my
64
wiemy, kiedy przyjeżdża Komendant. Prowadzeni przez ministra Kiihna i inspektora Szmidta wyszliśmy na peron,
gdzie wkrótce wtoczył isię wolno pociąg wileński.
Chwilkę biegniemy do ostatniego wagonu, stopnie którego opuszcza na peron konduktor, nazywający się Wojewoda.
Szykujemy się przed wyjściem z wagonu, na tle zasłoniętych okien którego widać już pochyloną lekko postać
Komendanta.
Patrzymy, Komendant wychodzi żwawo z wagonu i zaczyna witać się z nami.
Boże, jak dobrze wygląda!
Jakże ten kiłkudnrówy pobyt w Wilnie świetnie Mu zrobił. Już nie znać na Nim zupełnie przebytej choroby ani pisania
"artykułów", ani zgryzot konstytucyjnych.
Niezwykłą zdolnością regeneracyjną w ciągu kilku dni zwalił Komendant z siebie brzemię trudów i walk. Opalony,
wysmukły w swym niebieskim mundurze idzie Pan Marszałek, żwawo rozmawiając z premierem.
My grupujemy się w drugim rzucie, postępując za szybko idącym Komendantem.
Inspektor Szmidt kieruje nas w istronę wyjścia na ulicę Chmielną.
Komendant rozmawia ożywiony, radosny, po trochu z każdym z nas.
Ja, jak zwykle, jestem w obecności Komendanta zażenowany i nieśmiały. Zdaje mi się zawsze, że Pana Marszałka
trzeba oszczędzać, a nie zawracać Mu głowy tym, co ja mogę powiedzieć.
Tak samo nie mam dotąd jeszcze autografu Komendanta pod Jego fotografią, bo zawsze jakoś -nie śmiem Go niepokoić
prośbą o podpis.
Dochodzimy już, mocni i radośni Jego mocą i radością, do ulicy Chmielnej.
Trochę ludzi zbiera się przy wyjściu. Mężczyzni zdejmują kapelusze, ale kobiety patrzą tylko serdecznie, nie
zdobywajÄ…c siÄ™ na jakiÅ› wybuch powitania.
65
S - Strzępy meldunków
r
My, Polacy, nie mamy jeszcze po prostu techniki uzewnętrzniania swych uczuć w tłumie.
Czy to niewola, czy sentymentalizm?!
Ktoś słabo i nieśmiało rzucił: "Niech żyje", głównie jednak tłum wita Komendanta wzrokiem.
Już Pan Marszałek siada do auta, wesoły i wypoczęty.
Chciałoby się wyrzucić za nim z całej piersi: "Niech żyje Komendant!!"
DWA MELDUNKI W SPRAWIE KOP-u
W dniu 11 maja i 28 maja 1929 roku meldowałem się dwa razy w Inspektoracie u Pana Marszałka, w sprawie stosunku
pracy Korpusu Ochrony Pogranicza do władz administracyjnych i policji.
Pan Marszałek wydał swe dyspozycje i wytyczne.
TRYBUNAA STANU
W początkach czerwca 1929 roku otrzymałem następujący papier:
"Nr. sprawy T. S. 1/29 20.
l egzemplarz należy doręczyć adresatowi
Wezwanie
Trybunał Stanu* (Warszawa, Plac Krasińskich - Pałac Rzeczypospolitej) na zasadzie art. 581 n. p. k. wzywa
pod skut-
* Trybunał Stanu - instytucja przewidziana przez konstytucję z 1921 r. do rozpatrywania wykroczeń
popełnionych przez prezydenta RP
66
karni tprawa Pana Felicjana Sławoj-Składkowskiego, Ministra Spraw Wewnętrznych, na dzień 26 czerwca 1929 r. o
godz. 11, jako świadka w sprawie b. Ministra Skarbu Gabriela Czechowi cza.
Sekretarz Trybunału Stanu
Aukaszewicz Sędzia Apelacyjny"
Ano, jak dostałem to wezwanie, to zamyśliłem się.
Zamyśliłem się i było nad czym, gdyż ten Trybunał Stanu był jedną wielką niewiadomą co do swych praw,
komipetencyj i trybu postępowania. Pytałem się prawników o wyjaśnienia, ale ci wiedzieli tylko rzeczy zasadnicze, a w
wątpliwościach szczegółowych - zasłaniali się brakiem "precedensów".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]