[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ledwie skończył, zabrałem mu kartkę, podarłem na drobne kawałki i wrzuciłem
do spopielacza. Odpowiedz dostałem tak błyskawicznie, że byłem pewien, iż
Inskipp kręcił się w pobliżu centrum łączności Korpusu w oczekiwaniu na znak
życia ode mnie. Mikrofon był przełączony na odbiór i spięty z głośnikiem, toteż
sam zająłem się natychmiastowym odszyfrowaniem przekazywanego przez psimana
tekstu.
- ...rybb dfil falno, jeśli ci się nie uda, nie masz po co wracać.
Końcówka była podana otwartym tekstem i psiman przy tych słowach się
uśmiechnął. Z wrażenia złamałem czubek długopisu i poinformowałem go, że jeśli
powtórzy cokolwiek z tej informacji, to sam dopilnuję, żeby został na miejscu
zastrzelony. To starło uśmiech z jego oblicza, ale bynajmniej nie poprawiło
mojego samopoczucia. Zdekodowana wiadomość nie była nawet taka zła, jak się z
początku spodziewałem: byłem zobowiązany wyśledzić i przechwycić ukradziony
pancernik. Mogłem zażądać od Ligi takiej pomocy, jaką uznam za właściwą, mogłem
zachować rangę i nazwisko na całą resztę operacji. Miałem informować szefa o
postępach. Gdyby nie to ostatnie, niczego nie brakowałoby mi do szczęścia.
Miałem swoje wymarzone zadanie. Tylko mówiąc krótko i po ludzku - miałem
odzyskać ten pancernik albo koniec będzie dla mnie przykry. I ani słowa na temat
moich zasług w odkryciu najpierw całej afery, a potem sprawców. %7łyjemy. w
najdziwniejszym ze światów! To samopocieszenie dobiło mnie, toteż natychmiast
powędrowałem do łóżka. Ponieważ moje nowe zadanie i tak polegało głównie na
czekaniu, najlepiej mogło poczekać w łóżku.
A czekanie to było wszystko, co mogłem zrobić. Oczywiście, były sprawy
drugoplanowe, takie jak oddelegowanie krążownika do mojej dyspozycji i dokopanie
37
się do większej porcji informacji o złodziejach, ale najważniejsze i jedyne co
mi pozostało, to czekanie na złe wieści. Służby dyżurne - a szczególnie psimani
i bardziej tradycyjni łącznościowcy - były w stałym pogotowiu, dopiero jednak
złe wieści o jakichś nieszczęściach czy wypadkach mogły ruszyć całą sprawę z
miejsca. Powód był prosty: pancernik mógł polecieć w dowolnie wybranym kierunku,
a strefa, w której mógł się znalezć, rozszerzała się z każdą minutą. Jak długo
więc nie ujawnił swojej obecności, nie było żadnej możliwości podjęcia pościgu
względnie obmyślenia czegoś chytrego.
O Pepe i Angelinie było niewiele danych, a ślady ukryli śpiewająco. Ich
pochodzenie było nieznane, życiorys czysty i jedynie lekki akcent wskazywał na
pochodzenie pozaplanetarne. Istniało jedno, niewyrazne jak cholera, zdjęcie Pepe
i ani jedno dziewczyny.
Powściągnąłem nerwy, kazałem czuwać psimanom i wraz z nawigatorem zabrałem
się za wyznaczenie teoretycznego kursu pancernika, co było czystą startą czasu.
W interesującym mnie obszarze wydarzyło się kilka katastrof, ale sprawdzenie ich
dowiodło, że miały niejako naturalne Przyczyny. Kazałem się natychmiast
informować o jakichkolwiek dziwactwach w przestrzeni, niezależnie od pory, w
związku z czym ta pierwsza oczekiwana wiadomość przyszła w środku nocy.
Przyniósł ją wachtowy, a ja spojrzałem na kartkę zaspanym wzrokiem. Chęć snu
przeszła mi jak ręką odjął, ledwie odczytałem dwa zdania, a ich treść dotarła do
mojej świadomości. Wdusiłem alarm i przy dzwiękach syreny ruszyłem na mostek.
Tam przeczytałem wiadomość o wiele spokojniej i dokładniej.
To było to, na co czekałem. Co prawda, świadków tragedii nie było, ale wiele
stacji obserwacyjnych zanotowało gwałtowne wyzwolenie dużej ilości energii.
Zrobiono namiary. Wysłana zgodnie z nimi ekspedycja odnalazła bezwładnie
dryfujący wrak transportowca "Ogget's Dream" z dziurą w kadłubie wielkości
porządnego tunelu kolejowego. Aadunek plutonu zniknął. To, że była to zasługa
Pepe, wyłaziło z każdej linijki depeszy; użył swojego okrętu najefektywniej jak
się dało. Gdyby zatrzymał transportowiec dla negocjacji, to istniało ryzyko, że
nada on depeszę alarmową albo że w okolicy zdąży pojawić się inna jednostka.
Więc po prostu odpalił artylerię. Cała załoga, w liczbie osiemnastu ludzi,
zginęła natychmiast. Złodzieje stali się mordercami. Teraz trzeba było działać
bez pomyłek. Zboczony Pepe udowodnił, że zna się na mokrej robocie. Wiedział,
czego chce i brał to, niszcząc każdego, kto stał mu na drodze. Zanim się to
skończy, więcej ludzi zostanie zabitych, a moim osobistym hobby stało się
utrzymanie strat na jak najniższym poziomie.
Ideałem byłoby, gdyby mógł mu sprowadzić na łeb Flotę i pod grozbą otwarcia
38
ognia doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości. Bardzo miłe, tylko najpierw, jak
go znalezć? Pancernik-potężna jednostka w realiach ludzkich w realiach kosmosu
była pyłkiem. Jak długo pozostawał poza regularnymi liniami towarowymi, stacjami
wykrywającymi czy skupiskami planetarnymi, był nieuchwytny. A była jeszcze inna
rzecz: gdybym go już namierzył, nie mógłbym mu nic zrobić, bo dowolne skupisko
nielicznych okrętów wojennych Ligi było słabsze od niego. Zarówno pod względem
efektywności ekranów, jak i potencjału oraz zasięgu dział. Musiałem wymyślić
coś, co umożliwiłoby skuteczną akcję, a nie skuteczne samobójstwo na dużą skalę.
Trzymało mnie to na nogach całymi nocami, a w dzień sprawiało, że gadałem
sam do siebie. Chociaż nie było to łatwe, powoli i ostrożnie zacząłem dochodzić
do odpowiednich wniosków: jeżeli nie wiedziałem, gdzie Pepe zamierza się zjawić,
to należało tak pokierować wypadkami, żeby zjawił się tam, gdzie ja chcę. Miałem
parę atutów. Najistotniejszy był ten, że raz już udało się zmusić go do aniony
planów. Wydawało się bowiem nieprawdopodobne, żeby data odlotu pancernika i moje
przybycie zbiegły się przypadkiem. Co prawda, urządzenia niezbędne dla
funkcjonowania okrętu były już wcześniej zainstalowane, ale nie przeprowadzono
jeszcze prac wykończeniowych, liny mocujące zaś były przecięte, a nie odwiązane:
żaden dobry przestępca nie pozostawia za sobą tak wyraznych śladów, jeśli nie
jest do tego zmuszony. Poza tym stróż jedyny świadek odlotu - stwierdził, że z
luków wystawało sporo kabli energetycznych, a dokładne sprawdzenie dokumentów
wykazało, że znacznej części prac nie zdołano wykonać.
Powinienem utrzymać nadal to tempo, wytrącić Pepe z równowagi i zmusić do
zmiany planów albo - tak jak poprzednio - do wcześniejszego wcielenia ich w
życie, w chwili gdy jeszcze nie będzie całkiem gotów. Tylko że była to piękna
teoria, a ja nadal nie wiedziałem, jak zabrać się do praktyki. Co innego
wysadzać sejfy, a co innego łapać pancerniki. Należało postawić się na miejscu
Pepe i schwytać go tam, gdzie planował się pojawić - ślicznie pomyślane,
zwłaszcza że jest ograniczona liczba rzeczy, które można robić za pomocą
pancernika. Właściwie nic oprócz piractwa międzygwiezdnego.
Wypiłem drinka, wypaliłem cygaro i wpatrując się tępo w ścianę, zadałem
sobie jeszcze raz pytanie, które mnie od pewnego czasu gnębiło: Dlaczego
pancernik? Intrygujące. Mniejszym nakładem sił i środków można mieć krążownik,
który w dodatku jest o wiele łatwiejszy do ukrycia, a na potrzeby piractwa
kosmicznego zupełnie wystarczający. Miałem jednak niemiłe wrażenie, że nie
piractwo było ich celem. Wydawało się oczywiste, że Pepe to egocentryczny maniak
i psychopata. Ciekawe, jakim cudem prześliznął się przez kontrolę. Ale to nie
było moje zmartwienie. Ja miałem go tylko złapać. Tylko!
39
Wreszcie w mojej głowie zarysował się plan, ale zanim go sfinalizowałem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]