[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w drzwiach, pchnął na nie Imogen, by ją znowu pocałować. Jego ręce były niecier-
pliwe.
- O co chodzi?
- Nie uważasz, że będziemy tego żałować? - spytała niepewnie. - Wracamy razem
do pracy - przypomniała mu, gdy obsypywał pocałunkami jej szyję. - Jak to zrobimy, je-
śli...
- A jak spędzimy kolejne dwa tygodnie, jeśli nie? - odparł Tom z chytrym uśmie-
chem. Znalazł suwak jej sukni. - Na razie zapomnijmy o pracy.
Imogen miała mgliste wrażenie, że przyszłość nie maluje się tak różowo, jak po-
strzega ją Tom. Tymczasem jego wargi przełamywały jej ostatnie opory, aż Imogen
przestała myśleć i uległa.
Aóżko było cudownie szerokie. Czuli się jak rozbitkowie na bezludnej wyspie.
Nikt ich nie widział, nikt nie słyszał. Byli tylko oni dwoje, dwa połączone ciała, i nic in-
nego się nie liczyło.
- Skupmy się na tej chwili - szepnął Tom.
Imogen posłusznie zapomniała o przyszłości.
Kolejne dni zapisały się w pamięci Imogen złotymi zgłoskami. Z jednej strony by-
ło tak jak dotąd. Rankami nurkowali, popołudnia spędzali na plaży, pływali, czytali albo
po prostu leżeli w cieniu i rozmawiali.
Imogen wystarczało, że siedzi i podziwia niezwykle intensywne światło, błękit,
zieleń i nieskazitelną biel piasku. Powoli wciągała powietrze, czyste jak nigdzie indziej,
nasycone zapachem morza i słońca. Patrzyła, jak morska bryza kołysze liśćmi palm, a ich
cienie tańczą na jej skórze i piasku. Nigdy dotąd niczego nie widziała tak wyraznie, nig-
dy nie była tak odurzona zapachem, smakiem i dotykiem. Jakby przy Tomie wszystkie
jej zmysły się wyostrzyły.
R
L
T
Laptop leżał zamknięty. Tom poddał się onirycznej atmosferze wyspy. Wstawał
wcześnie, gdy Imogen jeszcze spała, i szedł na molo. Zwiatło było wówczas perłowe, a
laguna cicha i nieruchoma.
Imogen wolała wieczory. Zmywała z siebie nadmiar słońca i słonej wody i przebie-
rała się w coś wygodnego. W tym czasie Tom przygotowywał zimne napoje, a potem
siedzieli na werandzie, podziwiając zachód słońca. Panowała wtedy kompletna cisza, i w
tej ciszy obserwowali, jak niebo różowieje. Z czasem róż nabierał głębi i zamieniał się w
oranż i fiolet. Morze połyskiwało, a oni przypominali sobie, jak stali na piaszczystej mie-
rzei, przyrzekając sobie wieczną miłość.
Tropikalna noc zapadała z szybkością, do której Imogen nie mogła przywyknąć. To
był sygnał dla cykad, by rozpocząć koncert. Po chwili nietoperze zaczynały pikować, mi-
jając werandę. Tom i Imogen wypatrywali małych gekonów, które wskakiwały na ścianę.
Imogen marzyła, by pozostali na wyspie. Pokochała te kolory, zapach wyschnię-
tych kokosowych łupin, gorący wiatr, który szumiał w drzewach i marszczył po-
wierzchnię laguny. Ale przede wszystkim uwielbiała przebywać z Tomem. Te długie
słodkie noce i poranki, kiedy wracał ze spaceru i budził ją swoim dotykiem. Popołudnia
w cieniu. Kochała każdą chwilę, kiedy jej dotykał, każdą sekundę, gdy po wyciągnięciu
ręki odnajdywała go obok siebie.
Ale pod tą radością czaiła się świadomość, że to nie potrwa wiecznie. Rozpaczli-
wie starała się o tym zapomnieć. Jednak w momentach, gdy najmniej potrzebowała przy-
pomnienia, do głosu dochodził jej rozsądek. Szeptał, że czas mija i zanim się obejrzy,
wróci do szarej marcowej londyńskiej codzienności. Do ścisku w metrze, wilgotnych od
deszczu płaszczy, kapiących parasolek i poniedziałkowych poranków. Do roli asystentki
Toma.
Skończą się wspólne noce i leniwe popołudnia.
Skończy się miłość.
Odsuwała od siebie podobne myśli, jednakże dni niepowstrzymanie mijały, aż nad-
szedł ich ostatni wieczór na Wyspie Kokosowej.
Oparta o balustradę werandy obok Toma Imogen patrzyła na zachodzące w purpu-
rowej poświacie słońce.
R
L
T
Nie jestem jeszcze gotowa, chciała krzyczeć. Jeszcze nie dam sobie z tym rady.
- Pomyśleć, że robimy to po raz ostatni - rzekła.
Ostatni raz podziwiali zachód słońca. Ostatni raz usiądą w ciemności, by obser-
wować lot nietoperzy.
Ostatni raz wysłuchają koncertu cykad. Ostatni raz będą się kochać w wielkim łóż-
ku.
Wiedziała, że ten moment nadejdzie. To nie było zaskoczenie.
- Jutro o tej porze będziemy w Londynie.
- Tak - odrzekł Tom.
Powinien się z tego cieszyć. Wraca do biura, gdzie wszystko jest jasne i oczywiste.
Odzyska kontrolę nad swoim życiem. Słońce, morze i ta cisza osłabiły jego mechanizmy
obronne, zapomniał wszystko, co tak skrupulatnie wbijał sobie do głowy. Pozwolił sobie
na relaks, zatracił się w Imogen. Tutaj to wydawało się jedynie słuszne, ale już zaczynał
się zastanawiać, czy nie popełnił karygodnego błędu.
Jeszcze niedawno uważał, że to świetny pomysł. W końcu są dorośli. Mają ściśle
określony czas. Nie brali pod uwagę krępujących rozmów o tym, jak i kiedy się pożegna-
ją. Dwa tygodnie dobiegną końca i będzie po wszystkim. Takie to proste.
A jednak nie przewidział tego, jak bardzo przyzwyczai się do Imogen, do jej śmie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]