[ Pobierz całość w formacie PDF ]
metalowy kształt w kieszeni Joao. Zbadała jego zarys palcami i poznała, że to pistolet... Broń
ręczna.
Cofnęła dłoń i usiadła. Dlaczego nosi broń, którą przed nami ukrywa?
Joao nadal oddychał głęboko, udając sen. Słowa Chen-Lhu krzyczały w jego umyśle,
ostrzegając go, popychając do działania. Ale przeszkadzała ostrożność.
119
Rhin zapatrzyła się w bieg rzeki zastanawiając się i wątpiąc. Kapsuła płynęła ścieżką
księżycowego blasku.
W lesie po obu stronach coś lśniło tańcząc w powietrzu jak świętojańskie robaczki. Z
tej ciemności dochodziło do niej wrażenie rozkładu.
Joao rozważając słowa Chen-Lhu pomyślał: Wszystko we Wszechświecie płynie jak
rzeka . Dlaczego się waham? Mógłbym się odwrócić i zabić tego bękarta, albo zmusić, żeby
powiedział prawdę o sobie. Jaką rolę gra w tym Rhin? W jej głosie brzmiał gniew. Wszystko
we Wszechświecie płynie jak rzeka .
Introspekcja twardą dłonią ogarnęła Joao i zamknęła go w sobie przynosząc lęk oraz
wewnętrzne drżenie, które zbliżało się do grozy. Te istoty tam na zewnątrz pomyślał. Czas
jest po ich stronie. Moje życie jest jak rzeka. Płynę. Chwile, wspomnienia... nic wiecznego,
nic absolutnego .
Czuł gorączkę, zawroty głowy, a jego świadomość mąciło bicie serca.
Jak rzeka .
Nie zamierza nikogo ostrzec o katastrofie w Chinach. Ma plan... Coś, w czym chce
mnie wykorzystać .
Nocny wiatr stał się silniejszy i teraz szarpał kapsułą, chwytając to za jedno skrzydło,
to za drugie. Wilgotny ożywczy powiew, który przedostał się przez filtry, otrzezwił Joao.
Jęknął, jak gdyby się budząc i usiadł.
Rhin dotknęła jego ramienia:
- Jak się czujesz? - w jej głosie była troska i coś jeszcze, czego Joao nie mógł
rozpoznać. Odsunięcie się? Wstyd?
- Ja... jest mi tak ciepło - szepnął. - Wody - poprosił i podniosła menażkę do jego ust.
Woda wydała mu się chłodna, chociaż wiedział, że musi być ciepła. Część spłynęła
mu po brodzie i uświadomił sobie, jaki jest słaby pomimo autokroplówki. Aykanie wymagało
ogromnego wysiłku.
Jestem chory - pomyślał. Jestem naprawdę chory..- Bardzo chory .
Pozwolił swej głowie opaść na oparcie fotela i wpatrzył si? w przezroczysty pas
kopuły kabiny. W jego świadomość wtargnęły gwiazdy. Ostre plamki światła sztyletujące
przepływające chmury. Kapryśne bujanie wywołane wiatrem wprawiło gwiazdy i chmury w
jego polu widzenia w kołyszący ruch. Wrażenie to poczęło przyprawiać go o mdłości i
opuścił wzrok, dostrzegając światełka błyskające na prawym brzegu. - Travis - szepnął.
- Hę? - Chen-Lhu zastanowił się, od jak dawna Joao nie śpi. Zwiódł mnie jego
oddech? Czy powiedziałem zbyt wiele?
120
- Zwiatła - powiedział - Joao. - Tam... światła. Ach, te. Towarzyszą nam już jakiś czas.
Nasi przyjaciele
idą naszym śladem.
- Jak szeroka jest tutaj rzeka? - zapytała Rhin.
- Około stu metrów - odrzekł Chen-Lhu.
- Jak mogą nas dostrzec?
- Jak mogliby nie dostrzec w tym świetle księżyca?
- Czy nie powinnam strzelić w nie, żeby...
- Oszczędzaj ładunki - powiedział Chen-Lhu. - Po tych kłopotach dzisiaj... No cóż, nie
wytrzymalibyśmy jeszcze jednego takiego dnia.
- Słyszę coś! - zawołała Rhin. - To progi?
Joao wyprostował się raptownie. Wysiłek, jakiego to wymagało, przeraził go. W
takim stanie nie poradzę sobie z przyrządami - pomyślał. A wątpię, czy Rhin, albo Travis
wiedzą, jak to zrobić .
Doszedł do niego szumiący dzwięk.
- Co to jest? - zapytał Chen-Lhu. Joao westchnął i opadł na oparcie.
- Płycizny gdzieś na rzece. Po lewej.
Dzwięk stawał się coraz głośniejszy. Przypominał rytmiczne lamentowanie rzeki nad
zabłąkanym pniem i wreszcie znikł za nimi.
- Co by się stało, gdyby ten prawy pływak uderzył w coś takiego? - zapytała Rhin.
- Koniec jazdy - odparł Joao.
Wir obrócił kapsułę, zaczął kołysać nią w przód i w tył powolnym, uporczywym
wahadłowym ruchem. Dookoła, w tył, dookoła... Pływaki zatańczyły wśród zmarszczek na
wodzie i wahadło się zatrzymywało.
Ciemna, przepływająca obok dżungla i migocące światełka spowodowały, że Joao
ogarnęła fala senności. Wiedział, że nie zwalczy jej, choćby od tego zależało jego życie.
- Ja dziś wieczorem obejmę straż, Travis - powiedziała Rhin.
- Zastanawiam się, dlaczego nasi przyjaciele nie nękają nas w nocy - mruknął Chen-
Lhu. - To bardzo dziwne.
- Nie tracą nas z oczu, to pewne - odrzekła Rhin. - Idz spać, będę pierwsza czuwała.
- Czuwaj i nic więcej - powiedział Chen-Lhu.
- Co to ma znaczyć?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]