[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szale, wpadł na niego i razem znalezli się za burtą. Irlandczyk nabrał
powietrza, zanurkował pod Sułtana i wynurzył się po przeciwnej
stronie.
Padło kilka strzałów. Dillon wspiął się po drabince, zaszedł od
tyłu przyczajonego Araba z nożem w ręku, chwycił go za głowę i
szarpnął. Trzasnęły pękające kręgi i mężczyzna osunął się na pokład.
Cisza. Ktoś spytał po arabsku:
- Hamid, jesteś tam?
- Oczywiście - odpowiedział mu Dillon i wyszedł z cienia.
Złapał tamtego za rękę i złamał ją, a kiedy Arab wypuścił broń,
wyrzucił go za burtę. Było cicho.
- To ja! - zawołał Dillon. - Wszyscy cali?
- Na deskach, ale żyję! - odkrzyknął Ferguson.
- Sprawdzmy, czy nic się nie stało profesorowi - po wiedział
Dillon - a potem lepiej wynośmy się z tego przeklętego kraju.
- Doskonały pomysł - zgodził się Ferguson.
Kilka godzin pózniej Raszid wszedł do salonu willi i powiedział
do Kate:
- Nie udało się. Atak na łódz nie powiódł się. Ferguson z
Dillonem i pozostałymi właśnie odlecieli do Londynu.
- Co zrobimy? - zapytała Kate Raszid.
- Wrócimy do domu, kochana... i spróbujemy znowu - odparł jej
brat.
LONDYN TAMIZA W Londynie Bell spędzał sporo czasu nad
Tamizą, sprawdzając podane przez Daily Telegraph informacje o
planie wizyty rosyjskiego premiera.
Wybrał się na wycieczkę do Millennium Dome, a potem wrócił
na Savoy Pier. Po namyśle powtórzył tę wyprawę następnego dnia.
Znalazł drugi artykuł omawiający wizytę, tym razem w Daily Mail .
Uważnie go przeczytał, notując w pamięci fakt, że premierzy mają
popłynąć statkiem Prince Regent , na który żywność dostarczają
bracia Orsini.
Siedział przy kominku w salonie domu przy South Audley Street
i w jego głowie powoli zaczął formować się plan.
Raszid omówił kilka spraw ze swoimi ludzmi na Ar-Rub al-
Chali i razem z Kate odleciał drugim gulfstreamem do Londynu. W
Hazarze pozostawiał bardzo skomplikowaną sytuację, z którą Rada
Starszych, Amerykanie i Rosjanie nie będą w stanie sobie poradzić
bez jego pomocy. Załatwił także formalności związane z
przewiezieniem ciała George a do Londynu.
W Londynie Dillon poszedł odwiedzić Hannah. Siedziała na
łóżku, przy którym stał Bellamy, który miał ją zbadać. Dillon
przeprosił i wyszedł. Po dłuższej chwili pojawił się profesor.
- Co z nią? - zapytał Sean.
- Lepiej. Nadal nie wiemy, w jakim stopniu wróci do zdrowia,
ale pamiętam, że ty nie byłeś w lepszym stanie, kiedy Norah Bell
pchnęła cię nożem w plecy. A jednak wyszedłeś z tego.
- Wiem. Kiedy ma pan dobry dzień, jest pan geniuszem.
Bellamy westchnął.
- Ile to już razy ratowałem ci skórę, Sean? Kiedyś może mi się
nie udać. Spróbuj dla odmiany trochę na siebie uważać.
Dillon zastanawiał się chwilę, po czym zapukał do drzwi i
wszedł do pokoju.
- Jak się czujesz? - zapytał Hannah.
- Kiepsko. Wystarczy jednak, że na ciebie popatrzę, by wiedzieć,
że ty też masz za sobą ciężkie dni. Opowiedz mi o tym.
Otworzył okno, zapalił papierosa, usiadł przy łóżku i zaczął
opowiadać. Kiedy skończył, powiedziała:
- Z młodego Billy ego robi się prawdziwa gwiazda.
- Można tak powiedzieć. Bellamy twierdzi, że wyjdziesz z tego.
- Mój ojciec też tak mówi, chociaż może nie będę już mogła
biegać rano po Hyde Parku.
- No cóż, nie można mieć wszystkiego.
- Natomiast co do Raszida, to chyba powinieneś przejrzeć
gazety. Z nudów czytam tu wszystkie. Spójrz na ten stos. Znajdz
Daily Telegraph . Myślę, że to cię zainteresuje.
Przeczytał artykuł i zamyślił się.
- Pasuje - powiedziała.
- Tak mi się zdaje. Pamiętasz tę historię z Norah Bell?
- Jak mogłabym zapomnieć? Zastrzeliłam ją.
- Ona i jej chłopak bez trudu przeniknęli na pokład statku...
- Jako kelner i kelnerka - przytaknęła Hannah. - Każdy może
roznosić kanapki.
Dillon wstał.
- Lepiej już pójdę. Zostań z Bogiem, Hannah.
- Uważaj na siebie, Dillon.
Pojechał taksówką na Cavendish Place do mieszkania
Fergusona. Gospodarz wraz z Blakiem siedzieli przy kominku,
pogrążeni w rozmowie. Opowiedział im, co odkrył.
- Sugerujesz taki sam scenariusz jak w przypadku Norah Bell? -
zapytał Ferguson.
- Hannah tak podejrzewa, i ja też. Co robimy? Zawiadomimy
służby specjalne?
- Tę bandę głupków? - prychnął Ferguson. - Tylko spieprzyliby
wszystko. Dobrze o tym wiesz, Dillon.
- W porządku, a zatem co robimy?
- Powiem wam coś - rzekł Blake. - Uwielbiam rzeki.
Zabierz mnie jutro na wycieczkę statkiem, Sean, i zobacz my, co
się da zrobić.
Następny ranek był typowo londyński. W siąpiącym deszczu
Dillon i Blake weszli na pokład Prince Regenta , zacumowanego
przy Savoy Pier. W taki pochmurny ranek, poza sezonem, na
pokładzie było nie więcej niż piętnastu pasażerów.
- Piękne miasto - powiedział Blake, gdy stali pod daszkiem na
rufie. - Nawet w deszczu.
- Dublin jest niebrzydki i Manhattan też ma coś w sobie, ale
owszem, Tamiza jest niezwykła.
- Sean, opowiedz mi o tej historii z Norah Bell.
- Grupa irańskich fundamentalistów, nazywających się Armią
Boga, była niezadowolona z umowy, jaką Arafat zawarł z Izraelem w
kwestii nowego statusu Palestyny.
Nie podobało im się również to, że prezydent przewodniczył
spotkaniu w Białym Domu i poparł ustalenia. Tak więc skontaktowali
się z egzekutorem lojalistów z Ulsteru i jego dziewczyną, z
Michaelem Ahernem i Norah Bell.
Z tą parą psychopatów nawet Czerwona Ręka Ulsteru nie chciała
mieć nic do czynienia.
- Jakie dali zlecenie?
- Pięć milionów funtów szterlingów za zabicie prezydenta.
- Mój Boże, nic o tym nie słyszałem! - zdumiał się Blake.
- Och, wszystko zostało utajnione. Premier chciał podjąć
prezydenta uroczystym przyjęciem koktajlowym na statku, który miał
przepłynąć po Tamizie obok gmachów parlamentu i przybić do
Westminster Pier. Ahern i Norah dostali się na pokład, udając kelnera
i kelnerkę.
Wspólnik zostawił im dwa waltery.
- I co się stało?
- No cóż, zdołałem przejrzeć ich plan i w ostatniej chwili
wsiadłem na statek z Charlesem i Hannah. Zabiłem Aherna, ale Norah
dzgnęła mnie nożem sprężynowym.
Hannah ją zastrzeliła. - Dillon zapalił papierosa. - Kiepsko to
wyglądało. Przez pewien czas wydawało się, że już po mnie, ale z
pomocą przyjaciół doszedłem do siebie.
- Co za historia!
Za ich plecami otworzyły się drzwi i wyszła z nich kelnerka.
- Kawa, panowie, a może chcecie przejść do baru?
- Dla mnie kawa - odparł Blake.
Dillon uśmiechnął się.
- Ja poproszę herbatę i irlandzką lub szkocką whisky, jeśli pani
nalega.
Zostali pod daszkiem i młoda kobieta po chwili wróciła z tacą.
Dillon powiedział do kelnerki:
- Z pewnością cała załoga jest bardzo podekscytowana
nadchodzącym wydarzeniem.
- O tak - odparła. - Właściwie mają panowie szczęście.
Dzisiejszy rejs jest ostatni. Potem firma wycofuje Prince Regenta ze
służby, żeby przygotować go na ten niezwykły wieczór.
- Będzie tu pani wtedy? - zapytał Dillon.
- Obawiam się, że nie. - Była wyraznie niezadowolona. - Proszę
mi wierzyć lub nie, ale statek przejmie załoga złożona z marynarzy
marynarki wojennej, a obsługą gości zajmie się jakaś
wyspecjalizowana firma.
My nawet nie będziemy mogli podejść do naszego statku.
- To okropne - współczuł jej Blake.
- Właśnie, ale takie jest życie. Wybaczcie mi, panowie.
Blake pił kawę, a Dillon wlał whisky do herbaty.
Deszcz padał coraz mocniej.
- I co o tym sądzisz? - zapytał Amerykanin.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]