[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzyżowały.
Elwira postanowiła zignorować staruszkę".
Bobby, mówiłem ci wtrącił ojciec chłopca że nie mówi się staruszka", tylko
starsza pani".
A dlaczego nie staruszka? obruszył się Bobby. Ten piosenkarz Screwy Louie
nazywa tak swoją żonę.
Kiedy jezdziłeś z Opal na nartach? weszła mu w słowo Elwira.
W sobotę po południu.
Państwo też byli w tej grupie? zwróciła się do rodziców.
Oboje sprawiali wrażenie zakłopotanych.
Nie odezwała się w końcu matka. Jestem Janice Granger. Mój mąż Bill i ja
jezdziliśmy z Bobbym cały ranek. Po lunchu znów chciał iść na narty. Instruktorka
dobrze go zna i sama go pilnowała.
Pilnowała mnie? To ja pilnowałem Opal! Wskazał na zdjęcie.
Co to znaczy, że jej pilnowałeś? zainteresowała się Elwira.
Instruktorka zabrała nas na inny szlak, bo przed nami była cała banda guzdrałów
i wszyscy się wkurzali. Opal musiała się zatrzymać i usiąść, bo zerwała jej się
sznurówka. Czekałem na nią. Musiałem ją poganiać, bo gapiła się na jakąś farmę.
Gapiła się na farmę?
Jakiś facet pakował narty na bagażnik vana. Obserwowała go. Pytałem ją, czy go
zna. Odpowiedziała, że nie, ale wydaje jej się znajomy.
Jakiego koloru był ten van? spytała szybko Elwira.
118
Chłopiec popatrzył w górę, zagryzł wargę, rozejrzał się, po czym oznajmił
stanowczo:
Jestem pewien, że biały.
Regan, Jack, Willy i Elwira, teraz już całkowicie pewni, że mężczyzną, którego
widziała Opal, musiał być albo Packy Noonan, albo jeden z braci Como, obawiali się
najgorszego.
Gdzie się znajduje ta farma? wtrącił się Jack.
Czy ktoś tu ma mapę? spytał z powagą Bobby.
Mam tu, pod ladą odezwała się spiesznie recepcjonistka.
Przyjeżdżamy do Stowe, od kiedy Bobby się urodził wyjaśnił ojciec chłopca.
Zna tu każdy kąt, lepiej niż ktokolwiek.
Recepcjonistka rozpostarła mapę na ladzie. Bobby przyjrzał się z namysłem, po
czym wskazał jeden ze szlaków.
To bardzo fajne miejsce do biegania na nartach powiedział.
Farma ponagliła Elwira. Bobby, gdzie jest ta farma?
Chłopiec położył palec na mapie.
Tu szli ci maruderzy. Okrążyliśmy ich od tej strony. A do
kładnie tu ta starsza pani Opal zatrzymała się, żeby zawiązać sznu
rówkę.
1 farma była właśnie w tym miejscu? upewniła się Regan.
No. A z boku stała wielka stodoła.
Chyba wiem, gdzie to jest odezwał się Bill Granger.
Może pan nam pokazać drogę? poprosił Jack. Nie możemy tracić czasu.
Chodzi o nagły wypadek.
Oczywiście.
Ja też idę zapalił się Bobby. Oczy mu błyszczały z podniecenia.
Nie, ty nie idziesz zaprotestowała Janice Granger.
No nie! Tylko ja wiem na pewno, jak wyglądała ta farma upierał się chłopiec.
On ma rację powiedziała stanowczo Elwira.
Nie chcę, żeby Bobby się narażał nie dawała się przekonać matka.
A może państwo razem, wszyscy troje, pokazalibyście nam drogę?
zasugerował Jack. Proszę. Sprawa jest bardzo pilna.
Rodzice Bobby'ego wymienili spojrzenia.
119
Nasz samochód stoi na zewnątrz powiedział Bill Granger.
Hurraaa! zawołał Bobby, wyprzedzając ich w drodze do drzwi.
Wybiegli na parking. Jack usiadł za kierownicą samochodu Mee-hanów. Ruszyli
za Grangerami długą krętą drogą z pensjonatu Trap-pów do wypełnionego gazem
domu na farmie, gdzie oszołomiona Opal walczyła o odzyskanie świadomości.
37
Postanowić to jedno. Wypełnić postanowienie to co innego. Lem miotał się i
krążył, ale niczego nie osiągnął. Obietnica złożona Viddy, że odzyska ich drzewo,
wydawała się równie niemożliwa do spełnienia jak skok na księżyc.
Jechał główną ulicą. Widząc szyld swojego ulubionego baru, zawahał się, a potem
zatrzymał samochód. W brzuchu mu burczało tak głośno, że nie był w stanie myśleć.
Mężczyzna nie może myśleć, kiedy jest głodny, powiedział w duchu. Szukając w
myślach usprawiedliwienia dla przerwy w poszukiwaniach, przypomniał sobie, że
nawet nie zjadł śniadania. Wrócił do domu dopiero z gośćmi, a gorąca czekolada
Viddy, choć dobra, nie zapewni człowiekowi zapasu energii na tak długo.
Kiedy wysiadał z furgonetki, jego uwagę przykuło zdjęcie jakiejś kobiety
przymocowane na latarni. Lem przyjrzał się uważnie kobiecie trzymającej w dłoni
zwycięski kupon loteryjny. Przypomniał sobie, jak sam mógł wygrać na stanowej
loterii w Vermoncie, ale zapomniał kupić los. Padły wówczas numery, które zawsze z
Viddy obstawiali.
Pamiętał, że żona przez jakiś czas mocno się na niego boczyła. Na szczęście nie
chodziło o główną wygraną. Tłumaczył Vid-dy, że od takich pieniędzy są ściągane
rujnujące podatki, a do tego osaczają człowieka jacyś szemrani handlarze i próbują
wciskać różne zupełnie niepotrzebne rzeczy, na przykład działki na Florydzie, które
tak naprawdę są bagnami pełnymi aligatorów.
120
Viddy słuchała go z zaciętym wyrazem twarzy. Nie przekonał jej-Lem zmrużył
oczy. Pod zdjęciem podano numery, do Elwiry Meehan i na policję, pod które
należało dzwonić w wypadku posiadania jakichś informacji na temat tej Opal.
Elwira była u nich w domu. Coś podobnego. Oboje szukamy tego, co jest dla nas
bardzo ważne.
Lem wszedł do baru i usiadł tam, gdzie zwykle. Danny pracował na dzienną
zmianę.
Lem, przykro mi z powodu twojego świerka.
Dzięki. Muszę się śpieszyć. Znajdę to drzewo, choćbym miał paść trupem.
Co ci podać?
Szynkę, bekon, dwa jajka sadzone, smażone ziemniaki, sok pomarańczowy i dwa
tosty z białego pieczywa. Bez masła. Trzymam się z daleka od masła.
Danny nalał mu kubek kawy. Nad jego głową, po prawej stronie znajdował się
telewizor; był włączony, ale bardzo cicho.
Pickens spojrzał na ekran, na którym reporter pokazywał właśnie platformę. Słuch
zaczynał Lema trochę zawodzić; kiedy rano Viddy pytała go, czy chce więcej soku,
zdarzało mu się odpowiedzieć pytaniem: Co z boku?".
Podkręć głos, Danny poprosił.
Danny sięgnął po pilota i wcisnął odpowiedni guzik.
& w kabinie porzuconej platformy, gdzie znaleziono odciski Ben-
ny'ego Como, panował straszny bałagan. Jednak nasze zródła dono
szą, że między torebkami od chipsów, papierkami po gumie do żucia
i opakowaniami po jedzeniu na wynos prowadzący śledztwo znalezli
coś niezwykłego, zważywszy na to, kto prowadził ciężarówkę.
Lem wychylił się w stronę telewizora.
Za osłoną przeciwsłoneczną nad przednią szybą znaleziono
tekst wiersza pod tytułem Oda do muszki owocowej". Autor nie
znany. Nie sposób odcyfrować podpisu.
Lem podskoczył niczym rażony prądem.
To wiersz Mila! zawołał. Zmierdząca sprawa! A ja jestem tu
manem! Wybiegłszy z baru, pędem dopadł furgonetki.
121
Włączył silnik i wyjechał z parkingu, czując, jak wzbiera w nim coraz większa złość
na siebie. Jestem skończonym tumanem! Wszystko było jasne jak słońce, a ja tego
nie widziałem. Człowiek, od którego Milo wynajmuje farmę, przed laty rozbudował
stodołę. Myślał, że te muły, które nazywał końmi wyścigowymi, wygrają Kentucky
Derby. Ale stodoła! Jest na tyle duża, by pomieścić moje drzewo!
38
Gdzie moja butelka? zapytał spokojnie Packy. Gdzie moje
diamenty?
Odpowiedz nie mogła paść, jako że Wayne miał usta szczelnie zaklejone taśmą.
Wayne i Lorna siedzieli na kuchennych krzesłach; podobnie jak Wayne, Lorna miała
związane ręce i nogi. Ostrzegłszy ją, że jeśli piśnie, będzie to jej ostatni pisk, Packy
nie zadawał sobie trudu zaklejaniem jej ust. Uznał, zresztą słusznie, że jest zbyt
przestraszona, by krzyczeć. Doszedł też do wniosku, że gdyby Wayne próbował
jakichś sztuczek, ta kobieta może wiedzieć, gdzie diamenty zostały ukryte.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]