[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powrotem. Na podwórzu stały dwa samochody. Jeden z nich należał do ich sąsiada,
Toma Dolana, drugi do Karen Wesson.
Wybierasz się na ceremonię? - spytała Henn' Ann, kiedy Johnny zatrzymał samochód
przed drzwiami szopy, aby mogła wysiąść.
Chcesz, żebym poszedł?
Tylko jeśli ty chcesz.
Nie mam... odpowiedniej koszuli.
Upiorę ci jedną z koszul Taty.
Co mam tam robić? Nigdy nie byłem na...
Nic nie musisz robić.
Pójdę.
Z tylnych drzwi domu na spotkanie Hemy Ann wybiegła dziewczyna. Jej piwne oczy były
podkrążone od płaczu.
- Och, Henry, nie wiedziałam, że twój Tata był chory.
Objęła Henry Ann i mocno przytuliła.
Ja też nie wiedziałam. Zrozumiałam to dopiero przedwczoraj, kiedy wróciłam do domu.
On nic mi nie powiedział, Karen. Nie powiedział mi nawet słowa i pozwolił, żebym
30
pojechała do Oklahoma City.
Ja się dowiedziałam wczoraj wieczorem na próbie chóru. Gdybym usłyszała wcześniej,
przyjechałabym jeszcze wczoraj.
Dobrze, że jesteś. Spotkałam się z twoim ojcem. Powiedziałam mu, że chcę, żebyś to ty
śpiewała w czasie nabożeństwa.
Oczywiście, że zaśpiewam.
Objęte weszły do domu. Na stole kuchennym było sporo jedzenia przyniesionego już
przez sąsiadów. Ciotka Dozie biegała od stołu do piekarnika, a w wysokim krześle Henry
Ann siedział mały chłopiec z kromką chleba z dżemem w dłoni.
Wszystko w porządku, dziecko? - spytała z niepokojem w głosie Ciotka Dozie.
Tak mi się wydaje. To synek pana Dolana?
Czy to nie najśliczniejszy mały brzdąc, jakiego widziałaś?
Pewnie, że tak. Był wczoraj w samochodzie, kiedy...
Pan Dolan zjawił się zaraz jak wyjechałaś. Przyniósł torbę kawy. Powiedział, że zwaliło
się wasze ogrodzenie i że naprawi je, żeby się krowy nic wydostały. Powiedział, że.
wyglądało, jakby ktoś wjechał w nie samochodem. Chciał zabrać chłopca ze sobą, ale
powiedziałam mu, żeby go zostawił. Mały brzdąc jest jak sto pociech. Uwielbia ten dżem
śliwkowy.
Cześć mały - Henry Ann przykucnęła przy krześle. Chłopiec odwrócił od niej głowę i nie
chciał na nią spojrzeć. - Jak masz na imię? - nadal nie chciał na nią patrzeć. Jego usta
wykrzywiły się, jakby miał się rozpłakać i zerknął wystraszony na Ciotkę Dozie. Ta szybko
wzięła go na ręce, przytuliła do pokaznej piersi, nie zważając na to, że jego twarz
umazana była dżemem.
Cicho, cicho, maleńki. Nie musisz się bać. Ta pani lubi małych chłopców - mówiła
śpiewnym głosem. Potem do Henry Ann: - Zabrało trochę czasu zanim pozwolił się wziąć
na ręce. To synek tatusia. - I dodała szeptem: - Lepiej przejdz do saloniku. Ta dziewucha
miele jęzorem z panią Austin.
Zostanę i pomogę Cioci Dozie - rzekła Karen i wzięła od Henry Ann jej kapelusz. - Idz.
Ten wścibinos chce z niej wszystko wyciągnąć.
Nie będzie tego za dużo - parsknęła Ciotka Dozie. -Tyle ona wie, co zje.
Pani Austin objęła Henry Ann, kiedy ta weszła do pokoju.
Biedne, drogie dziecko. Tak nam wszystkim przykro z powodu pana Henry'ego.
Chris-to-pher też chciał przyjść, ale wynajął dwóch kolorowych do pracy przy bawełnie, a
jak się im płaci pięć centów za godzinę, trzeba stać nad nimi i pilnować, żeby to uczciwie
zarobili. - Pani Austin zawsze przeciągała imię syna jakby recytowała wiersz albo
śpiewała hymn.
Wiem, że pan Austin jest zajęty...
Nie Percy, kochanie. Chris-to-pher.
Byłabym wdzięczna, gdyby pan Austin zechciał pójść w komży.
Chris-to-pher bardzo chętnie...
Tato przez wiele lat znał się z panem Austinem. Jeśli uzna pani, że to niemożliwe, ja to
zrozumiem i poproszę kogoś innego.
Ależ będzie mu bardzo milo, kochanie. Czy Chris-to-pher też będzie potrzebny?
31
Nie, dziękuję.
Henry Ann wyplątała się z ramion pani Austin i poszła porozmawiać z inną sąsiadką.
Bardzo mi przykro, Henry Ann. Twój ojciec był takim dobrym człowiekiem.
Dziękuję pani Whalem. I dziękuję za marynowane buraczki.
W fotelu przy drzwiach z nogą założoną na nogę w taki sposób, że widoczny był spory
kawałek ciała nad kolanem, siedziała Isabel, lekko kiwając stopą w przód i w tył. Miała na
sobie swoją najlepszą sukienkę, a usta wymalowała szminką. Włosy zaczesała do tyłu i
przewiązała żółtą wstążką. Henry Ann spojrzała na nią przelotnie, po chwili przyjrzała się
jej uważnie. Isabel wyskubała brwi w taki sposób, że tworzyły cienką, łukowatą linię,
którą podkreśliła jeszcze kredką.
Wygląda, jakby pojawiła się tu z South Reno Street w Oklahoma City, ulicy znanej z
tanich barów i spelunek.
Pani Austin i pani Whalen zbierały się już do wyjścia. Henry Ann odprowadziła je na
werandę.
- Szkoda, że Isabel nie zdążyła poznać swojego ojca. Biedne dziecko. Strasznie jest
teraz roztrzęsiona, płakała, że matka nie chciała jej do niego dopuścić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]