[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem. - To obietnica,
której zamierzam dotrzymać.
ROZDZIAA PITY
- Natasza! Zaczekaj! Natasza!
Oderwawszy się od swoich niezbyt produktywnych myśli,
obejrzała się i zobaczyła Terry'ego. Miał na sobie długi bia-
ło-żółty szalik, chroniący go przed pierwszymi chłodami.
Kiedy biegł za nią, końce szalika powiewały na wietrze.
- Cześć, Terry. - Zatrzymała się i poprawiła mu prze
krzywione okulary.
Terry zmęczył się biegiem. Miał tylko nadzieję, że nie
dostanie ataku astmy.
- Cześć, widziałem cię z daleka - powiedział. Nie
przyznał się, że czekał na nią od dwudziestu minut.
Natasza owinęła go szczelniej szalikiem.
- Powinieneś nosić rękawiczki - zwróciła mu uwagę.
Terry chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wy
krztusić słowa.
- Przeziębiłeś się? - Podała mu chusteczkę.
- Nie - odchrząknął głośno. Wziął jednak chusteczkę
i przysiągł sobie, że przechowają aż do śmierci. - Właśnie
się zastanawiałem, czy dziś wieczór, po wykładzie, no
wiesz... czy masz jakieÅ› plany... Pewno tak, ale gdybyÅ›
nie miała, to może... może byśmy skoczyli na filiżankę
kawy - popatrzył na nią z nadzieją w oczach. - To znaczy,
na dwie. Ty byś miała swoją, a ja swoją - uśmiechnął się.
Biedny chłopak, jest bardzo samotny, pomyślała Nata
sza, odpowiadając mu zdawkowym uśmiechem.
1
86 -& DRUGA MIAOZ NATASZY
- Dobrze.
Cóż jej szkodzi dotrzymać mu towarzystwa przez go
dzinę czy dłużej, uznała, wchodząc do sali. Będzie mogła
oderwać myśli od...
Od mężczyzny, który przed dwoma tygodniami całował
ją do utraty tchu i który teraz stał przed salą i przekomarzał
się z pulchną blondynką, mającą nie więcej niż dwadzie
ścia lat.
W ponurym nastroju usiadła w ławce i wsadziła nos
w notatnik.
Spence zauważył ją, gdy wchodziła do sali. Wyraz za
zdrości na jej twarzy sprawił mu cichą satysfakcję. Naj
wyrazniej los nie był taki złośliwy, gdy przez ostatnie dwa
tygodnie kazał mu tkwić po uszy w sprawach zawodo
wych i prywatnych. Drobne naprawy w domu, zebrania
w szkole, spotkania w klubie sprawiły, że nie miał dosłow
nie chwili czasu. Ale wszystko powoli wracało do normy.
Obserwował Nataszę pochyloną nad zeszytem. Teraz wre
szcie postara się nadrobić stracony czas.
Przysiadł na skraju biurka i rozpoczął dyskusję o różni
cach między świecką a kościelną muzyką baroku.
Natasza nie zamierzała w niej uczestniczyć i była pew
na, że on o tym wie. Bo inaczej dlaczego dwukrotnie
pytałby ją o zdanie?
O, on jest sprytny, pomyślała. Najmniejszym gestem
czy tonem głosu nie zdradził się, że łączy ich coś więcej
niż stosunki służbowe. Prawdopodobnie nikt nie podejrze
wa, że ten elegancki, błyskotliwy wykładowca tak namięt
nie ją całował, nie raz, nie dwa, lecz trzy razy. A teraz
spokojnie opowiada o operze barokowej.
W czarnym golfie i szarej tweedowej marynarce wyglÄ…
dał jak właściwy człowiek na właściwym miejscu. I jak
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 87
zwykle studenci byli w niego wpatrzeni z zachwytem.
Kiedy uśmiechał się, słuchając ich komentarzy, Natasza
usłyszała, jak mała blondynka z tyłu tęsknie wzdycha.
Zesztywniała, bo sama z trudem opanowała westchnienie.
Prawdopodobnie niejedna kobieta jest nim zafascyno
wana. Nic dziwnego, mężczyzna, który tak wygląda, tak
mówi i tak słucha, musi budzić żywe uczucia kobiet. Był
typem mężczyzny, który w nocy czynił obietnice jednej
kobiecie, by śniadanie jeść już w łóżku innej.
Czyż nie szczęśliwie się składa, że ona już nie wierzy
w obietnice?
Coś tam się dzieje w tej ślicznej główce, pomyślał
Spence. W jednej chwili słuchała go, jakby znał odpowie
dzi na wszystkie tajemnice wszechświata. W następnej sie
działa sztywno, wpatrzona w przestrzeń ponad sobą, jak
gdyby pragnęła być jak najdalej stąd. Przysiągłby, że jest
zła i że ta złość jest wymierzona prosto w niego. Nie wie
dział tylko, dlaczego.
Za każdym razem, gdy w ciągu ostatnich dwóch tygod
ni chciał z nią zamienić słowo po wykładzie, wypadała
z budynku jak strzała. Dziś będzie musiał jakoś ją podejść.
Wstała, gdy tylko skończył wykład. Obserwował, jak
uśmiecha się do studenta siedzącego obok. Pózniej schyli
ła się, by podnieść książki i długopisy, które rozsypał
wstajÄ…c.
Spence usiłował przypomnieć sobie jego nazwisko.
Maynard. Właśnie. Maynard chodził na różne zajęcia pro
wadzone przez niego i na każdych pozostawał gdzieś w ty
le, nie rzucajÄ…c siÄ™ w oczy. Teraz jednak ten niepozorny
pan Maynard przykląkł tuż obok Nataszy.
- No, chyba wszystkie. - Natasza przyjacielskim ge
stem poprawiła okulary na nosie Terry'ego.
88 -& DRUGA MIAOZ NATASZY
- Dziękuję.
- Nie zapomnij szalika... - zaczęła i spojrzała w górę.
Czyjaś ręka podtrzymała ją, gdy się podnosiła. - Dziękuję,
panie doktorze - powiedziała.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Nataszo.
- Naprawdę? - Rzuciła okiem na jego dłoń, wciąż spo
czywającą na jej ramieniu, po czym chwyciła płaszcz
i książki. Czując się jak gracz, zdecydowała się na kontrę.
- Przykro mi, ale jestem umówiona.
- Umówiona? - powtórzył i natychmiast oczami
wyobrazni ujrzał jakiegoś ciemnowłosego, śniadego kultu
rystÄ™.
- Tak. Przepraszam. - Strzepnęła jego dłoń i zaczęła
wkładać płaszcz. Mężczyzna stojący obok patrzył jak
zahipnotyzowany. Zapięła guziki.
- Możemy iść, Terry? - spytała.
- Oczywiście. - Popatrzył na Spence'a z lękiem połą
czonym z niepokojem. - Ale mogę zaczekać, jeśli chcesz
porozmawiać z doktorem Kimballem.
- Nie, nie trzeba. - Chwyciła go pod ramię i pchnęła
w kierunku drzwi.
Kobiety! - pomyślał Spence, siadając przy biurku. Po
godził się już z faktem, że nigdy ich nie rozumiał. I z pew
nością nigdy nie zrozumie.
- Na Boga, Nata - przekonywał Terry - nie uważasz,
że powinnaś się dowiedzieć, o co chodzi doktorowi Kim-
ballowi?
- Wiem, o co mu chodzi - wycedziła przez zęby
i pchnęła drzwi. Poczuła na policzkach chłodny powiew
jesiennego powietrza. - Nie jestem dziÅ› w nastroju do ta
kich rozmów. Poza tym wydawało mi się, że mamy iść na
kawę. - Zwolniła nieco kroku, by się z nią zrównał.
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 89
- Oczywiście.
Weszli do małego baru, gdzie połowa stolików była
wolna. Przy bufecie dwóch mężczyzn kiwało się nad pi
wem. W rogu tuliła się jakaś para, nie zwracając najmniej
szej uwagi na otoczenie.
Natasza zawsze lubiła to miejsce z przyciemnionym
światłem i czarno-białymi plakatami z Jamesem Deanem
i Marilyn Monroe. W powietrzu unosił się zapach papiero
sów i wina z dzbanów. Na półce nad barem stał przenoś
ny aparat stereo, z którego rozlegał się głos Chucka Ber-
ry'ego. Usiadła przy jednym ze stolików.
- Kawę, Joe! - zawołała do mężczyzny za barem. -
A więc - zwróciła się do Terry'ego - jak leci?
- W porządku. - Nie mógł uwierzyć w swoje szczę
ście. Jest tu z nią, siedzi obok niej, na randce. Sama powie
działa, że to randka.
Natasza zrzuciła płaszcz i zawinęła rękawy swetra do
łokci. W lokalu było gorąco.
- Ciekawa jestem, jak siÄ™ tutaj czujesz. Do jakiego
college'u chodziłeś przedtem? - zaczęła rozmowę, by
ośmielić swego towarzysza.
- Ukończyłem college stanu Michigan. - Jego okulary
znowu były zaparowane. - Kiedy się dowiedziałem, że
doktor Kimball będzie tutaj wykładał, zdecydowałem się
przyjechać.
- Przyjechałeś tu z powodu doktora Kimballa?
- Nie chciałem stracić okazji. W zeszłym roku poje
chałem do Nowego Jorku posłuchać jego wykładu. Jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]