[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pan skoczy do sklepu w Waplewie. Tam mają napój Frączka - chłop spojrzał na
mnie.
Bez słowa wyszedłem i wsiadłem na motor. Jazda BMW sprawiła mi ogromną
przyjemność. Miałem opory związane z takim wydobywaniem informacji, ale cóż... czasami
cel uświęca środki.
W Waplewie podjechałem pod sklep. Na schodach tradycyjnie siedział kwiat
miejscowej młodzieży popijając piwo. Chyba jeszcze nie byli gotowi do wszczynania bójki z
przyjezdnym, bo bez problemów wszedłem do środka.
Na ścianie obok lady wisiał ogromny plakat. Był na mm wizerunek Frączka i napis:
Ambrozji Frączka nie sprzedajemy na kredyt . Uśmiechnąłem się.
- Kto to jest? - zapytałem sprzedawczynię wskazując ruchem głowy plakat.
- Szef kazał powiesić, żeby pijacy wiedzieli, że nie dajemy kredytów - odpowiedziała.
- Poproszę dwa napoje Frączka - powiedziałem.
Było mi głupio, że robię takie zakupy. Z butelkami pod pachą zawróciłem do domu
FrÄ…czka.
W środku domu, przy okopconej żarówce zwisającej nad stołem przykrytym brudną
ceratą siedzieli Olbrzym i Frączek. Postawiłem na stole dwie butelki. Chłopu oczy aż się
zaświeciły.
- Najpierw pokaż pan tę skrzynię - powiedział Olbrzym.
- Dam wam ją za te flaszki - zaproponował.
- Wpierw skrzynia - Olbrzym nie ustępował.
Frączek wzruszył ramionami i zniknął w mrocznym wnętrzu swego domostwa. Po
chwili wrócił niosąc drewnianą skrzyneczkę. Miała czterdzieści centymetrów wysokości, metr
długości i pół metra szerokości. Była pusta. Na bocznych ściankach były kiedyś uchwyty.
- Patrz, cyrylica - Olbrzym wskazał palcem wieko.
Na brudnym wieku, w samym rogu widziałem zamazany napis pisany cyrylicą.
- Skąd ją pan ma? - spytałem Frączka.
- Pewnego dnia szedłem do Waplewa; to było gdzieś w 1985 albo 1986 roku -
opowiadał chłop. - Leżała sobie koło dębu, który kiedyś rósł na przesmyku. Obok była wielka
dziura. Zabrałem skrzynkę do domu...
- A wieść o znalezisku sama się rozniosła - dokończył Olbrzym.
- Cóż, chyba podziękujemy panu - powiedziałem. - Wino niech pan sobie zatrzyma, a
skrzynia nam niepotrzebna.
Chciałem już wracać. Za oknem zrobiło się ciemno. Z oddali słyszałem odgłosy burzy.
Zaniepokoił mnie także dziwny szmer na podwórku, ale przez brudne szyby nic nie
widziałem.
- Ja skrzynkę wezmę, zbieram różne starocie - Olbrzym zaskoczył mnie swoją decyzją.
Uścisnęliśmy dłoń Frączka i wyszliśmy na podwórko.
- Patrz! - zawołałem do Olbrzyma, który już siedział na siodełku motocykla.
- Co?
- Pies!
Biedna psina leżała przy budzie i mocno tarła nos. Podszedłem bliżej. Psiak skulił
ogon i chciał schować się do budy. Chwyciłem go za obrożę i przyjrzałem się jego pyskowi.
Wśród włosów, dokoła nosa i oczu zauważyłem drobinki pieprzu.
- Co jest? - spytał Olbrzym stając za mną.
- Potraktowano tego psa pieprzem, bo nic chciano, żeby zwierzak zaalarmował, że
ktoś wszedł na podwórko.
Olbrzym cały czas trzymał skrzynkę pod pachą. Ręką wycierałem pysk biednego
zwierzaka.
- Masz - Olbrzym podał mi chusteczkę higieniczną zmoczoną wodą z manierki, którą
miał przypiętą do pasa.
Ostrożnie wyczyściłem sierść, a pies skrył się w budzie.
- Mocno trzymaj! - zawołał Olbrzym odpalając motor i rzucając mi na kolana
skrzynkÄ™.
Ostro zawrócił w stronę Waplewa. Niebo nad nami było czarne. Olbrzym też chyba
nie chciał jechać w deszczu i dlatego się śpieszył. Minęliśmy zjazd do Waplewa i pędziliśmy
setką w stronę Nidzicy. Nagle z lewej strony pojawił się stary volkswagen passat. W środku
widniały cztery zamaskowane postacie. Człowiek siedzący koło kierowcy otworzył okienko i
wysunął kałasznikowa. Zdębiałem. Olbrzym nacisnął hamulec. Motor miał lepsze hamulce od
volkswagena. Bandytów trochę poniosło do przodu. Dziennikarz nie zwlekając ani chwili
skręcił w lewo w stronę wioski Witramowo. Wtedy niebo otworzyło się i z góry runęła lawina
wody.
We wsi ulice były puste i ciemne. Pędziliśmy przed siebie, a za nami gnał volkswagen.
Cały czas oglądałem się za siebie. Bandyta siedzący obok kierowcy co chwila próbował
celować do nas z karabinu. Olbrzym widząc jego poczynania w lusterku za każdym razem
robił unik.
Podskakiwałem w koszu na każdym wyboju. Bałem się też, że skrzynka może
spowolnić moją ucieczkę. Chciałem ją wyrzucić, ale Olbrzym chwycił ją prawą ręką i
przycisnął do mnie. Dziwiło mnie, że tak mu na niej zależało. Przejechaliśmy kanion
pomiędzy Dębowymi Wzgórzami, wyjechaliśmy na pola, potem przez mostek na jakiejś
strudze w las. Cały czas staraliśmy się zajechać drogę volkswagenowi, aby nie mógł nas
wyprzedzić. Przerażało mnie, że my walczyliśmy o życie, a tuż obok, za ścianą deszczu,
ludzie zamknięci w swych przytulnych domkach oglądali telewizję.
ROZDZIAA DZIEWITY
POZCIG SAMOCHODOWY " WCIGAMY BANDYTÓW W PUAAPK
" POD OSTRZAAEM " KRYJÓWKA W BUNKRZE " UCIECZKA W LAS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]