[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkim się zajęła. Tak więc wsunęła buty na nogi, owinęła szyję szalikiem, nałożyła
czapkę i wyszła. Wkrótce potem natknęła się na przyjaciółkę.
" Lidja! krzyknęła Sofia z wyrazną ulgą, lecz już po chwili przypomniała sobie, że nie
dalej jak kilka godzin temu koleżanka leżała w łóżku, trawiona gorączką. - Lidja!
powtórzyła, tym razem z naganą w głosie. Co ty tu robisz?
" Pracujemy w parze, pamiętasz? odparła Lidja.
Tak, ale ty masz gorączkę zaoponowała Sofia.
Przyjaciółka ujęła jej dłoń i przyłożyła ją sobie do czoła.
Było chłodne.
Wyzdrowiałam. A ty? Co się dzieje?
Sofia pokrótce opowiedziała o wypadkach w teatrze.
Jesteś pewna, że dojdzie do siebie? zapytała Lidja, którą
zmartwił stan profesora.
Skoro żywica Pączka wyleczyła ciebie, powinna wyleczyć
i jego.
Lidja nie mogła się z tym nie zgodzić.
Zatem nie traćmy czasu. Ruszajmy.
Wylądowały na podwórku przed willą. Miasto było opustoszałe. Ich buty ślizgały się na
świeżym śniegu, kiedy szybkim krokiem przemierzały ulicę.
Sofia nie pamiętała, gdzie dokładnie stoi obelisk, toteż raz po raz rozglądała się na boki. W
końcu dostrzegła go na jakimś bocznym placyku, za skutą lodem fontanną. Wielokrotnie
tamtędy przechodziła i obelisk wydał jej się niezmieniony. Niewielki i dość niepozorny -
przynajmniej w porównaniu z gigantami, jakie widywała w Rzymie - pasował do
nowoczesnej fontanny i otaczających go kamienic jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Za
nim widniał szyld sklepu z odzieżą sportową.
Jeszcze tu nie dotarli! - oświadczyła Sofia triumfująco.
Przyjaciółka, o wiele bardziej sceptyczna, przyglądała się
obeliskowi krytycznie.
Zapewniam cię, Lidjo, że wygląda dokładnie tak samo
jak zawsze. Nie dostrzegam nic dziwnego.
Lidja zaczęła krążyć dookoła pomnika.
Nic dziwnego, powiadasz?
Sofia podeszła do niej. Kamienna baza obelisku była otwarta, a zza niedużej szczeliny
ziała nieprzenikniona, złowroga ciemność.
" Oni już tam są dziewczynka czuła, jak zasycha jej w gardle.
" Teraz kolej na nas odezwała się Lidja, po czym bez namysłu wsunęła głowę w
szczelinę. Odbiła się nogami od ziemi i zanurkowała w mroku.
"
Sofia zacisnęła usta. Lidja popełniła wielką nieostrożność: przecież gdyby po drugiej
stronie czaił się nieprzyjaciel, wpakowałaby się prosto w paszczę lwa.
Stanęła na czworakach, a potem i ona zanurzyła się w ciemność. Odurzył ją intensywny
zapach zgnilizny i miała wrażenie, że się dusi. Nie widziała nic, zupełnie jakby po
przekroczeniu progu straciła wzrok. Oddychała jak ryba wyrzucona na brzeg.
Nie ma się czego bać, nie ma się czego bać...".
Jej biodra ocierały się o ściany wąskiego przejścia, nogi z trudem szurały po ziemi.
Posunęła się nieznacznie do przodu... i nagle coś pociągnęło ją w dół. Wrzeszczała, ile sił w
płucach, spadając w otchłań.
15.
Odnalezienie orzecha
ofio?... Sofio!
Sofia podniosła się, ciężko dysząc. W żołądku nadal czuła fatalne skutki spadania.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyła rozłożyć skrzydeł. Na szczęście
lądowanie było miękkie. Upadła na coś, co - jak odkryła, podpierając się dłońmi, by wstać
do złudzenia przypominało watę.
" Gdzie jesteśmy? szepnęła, zmartwiona.
" Nie mam zielonego pojęcia. Miejmy nadzieję, że w pobliżu drzewa odparła nie mniej
zafrasowana Lidja.
Sofia, której przyjaciółka pomogła się podnieść, rozejrzała się dookoła. Wszystko tonęło
we mgle tak gęstej, że niemal można jej było dotknąć palcem. W powietrzu roznosił się
przenikliwy zapach zgnilizny. Sofia wbiła wzrok w stopy i natychmiast zakręciło jej się w
głowie. Odniosła wrażenie,
że lewituje. Nie widziała ani ziemi, ani niczego, co można by uznać za posadzkę. Lęk
wysokości dał o sobie znać i dziewczynka musiała się oprzeć na ramieniu przyjaciółki. Co
prawda nauczyła się trzymać w karbach fobię, która była jej zmorą od najmłodszych lat,
jednak poczucie, że zawisła na niczym w samym sercu pustki, było nie do zniesienia.
Wiem, że to nie jest przyjemne odezwała się Lidja ale
musimy mieć pod stopami coś twardego, inaczej byśmy nie
stały.
- Stamtąd wydobywa się jakieś światło zauważyła So
fia.
W oddali tlił się nikły i dość mętny blask, jak gdyby płomień odległej pochodni usiłował
utorować sobie drogę we mgle.
Chodzmy zobaczyć, co to takiego zasugerowała Lidja.
Przyjaciółki pomknęły w stronę światła. Czuły się jak bohaterki koszmarnego snu,
jednego z tych, w których człowiek biegnie, biegnie... ale nie przesuwa się ani o centymetr.
Wokół siebie nie widziały nic, więc zmieniający się krajobraz nie mógł potwierdzić, że są
coraz dalej. Nawet ich kroki były bezgłośne.
- To nie może być rzeczywistość - jęknęła Sofia.
- Przynajmniej nie ta, z którą mamy do czynienia na co
dzień zgodziła się przyjaciółka.
Sofia spojrzała na nią pytająco.
Ten obelisk musiał służyć jako drzwi prowadzące do in
nego wymiaru albo, jeśli wolisz, do innego świata ciągnęła
Lidja. A my przeszłyśmy przez próg. Oto dlaczego nie mo
głyśmy znalezć orzecha. Fizycznie on wcale nie znajduje się
w Benewencie, tylko w rzeczywistości równoległej.
I choć to wiele wyjaśniało, Sofia jakoś nie czuła się podbudowana.
Tymczasem blask zaczął się zmieniać. Zwiatło przestało być mętne, natomiast mgła
zrzedła, tworząc coś w rodzaju widmowych włókien. Po chwili oczom dziewczynek ukazał
się upiorny widok. Mała polanka rozpływała się w mlecznej pustce, w której jeszcze
niedawno brodziły. Ziemia była jałowa i spękana. Rzadkie, spalone, niziutkie krzewy
wychylały się nieśmiało spomiędzy kamieni i uschniętych gałązek. W samym centrum tego
ponurego krajobrazu sterczał pniak wyciętego drzewa, które swego czasu musiało być
olbrzymie. Teraz ostały się jedynie kora i kawałek suchego drewna. Wnętrze pnia już dawno
stało się pożywką dla robactwa.
Ale choć drzewo wyglądało jak ucieleśnienie śmierci, Lidja i Sofia bezbłędnie wychwyciły
jego tajemną moc. Czuły, że jej słaby strumień płynie w przywiędłych korzeniach i pod po-
brużdżonym gruntem, że pulsuje słabo w rytm bicia ich serc. Tam, gdzie biegły podziemne,
zapomniane żyły, życie szukało dla siebie ujścia w pojedynczych zdziebelkach trawy, w zmi-
zerniałych pączkach, w chorych kwiatach. Serce podpowiedziało dziewczynkom ponad
wszelką wątpliwość, że w tym miejscu kryje się owoc.
Lidja ujęła Sofię za ramię.
Są tutaj!
Ratatoskr i Fabio byli przy drzewie. Ustawili wokół niego czarne świece, których mroczne
płomienie pełgały jak blask, który ugodził profesora.
Ratatoskr recytował z zamkniętymi oczami tajemniczą litanię, pełną ohydnych słów i
dzwięków. Fabio stał u jego boku i trzymał w dłoni ampułkę zawierającą ciemny płyn.
- Przestańcie! - wrzasnęła Sofia.
Ratatoskr i Fabio zwrócili się w jej stronę. Ratatoskr zazgrzytał zębami, a jego ręce
cisnęły czarne błyskawice. Sofia
ocalała dzięki Lidji: przyjaciółka siłą woli podniosła z ziemi głaz i użyła go jako tarczy. Czarna
błyskawica rozkruszyła go z wielkim hukiem. Sofia czuła, że skalne odłamki nieomal ocierają się o
jej głowę, zupełnie jak pociski.
- Zajmij się Fabiem - powiedziała Lidja, rzucając się do
ataku.
Biegła z nisko pochyloną głową, kipiąc gniewem, a zza jej pleców wyłaniały się skrzydła.
Podrywała wielkie bryły ziemi i z całych sił ciskała nimi w Ratatoskra. Pobliskie drzewa trzęsły się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]