[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roześmiała się serdecznie. Kiedy to ostatni raz jakiś mę\czyzna sprawił, \e się
śmiała?
Tom westchnął z rozpaczą.
No dobrze. Zapraszam cię na nocne \ycie. Na co masz ochotę?
Nie... Nie mam pojęcia wyjąkała przera\ona, \e nagle sytuacja między nimi
zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, być mo\e nieodwołalnie. A co byś chciał
robić?
Wziąć cię na przeja\d\kę po parku, a potem do porządnego łó\ka i zjeść
chińskie piero\ki na śniadanie.
Czyś ty kiedykolwiek jadł chińskie piero\ki? roześmiała się.
Nigdy. A ty?
Te\ nie. Ju\ samo oczekiwanie na to jest cudowne.
Rozdział 6
Spójrz tylko na mnie jęknęła Tracy, wkładając wilgotną spódnicę i
zapinając równie wilgotną bluzkę.
Wyglądasz jak cudowna nimfa wodna zachichotał Tom.
Nie mogę tak wrócić do domu. Co pomyśli Coop? O Bo\e, i pani Buchanan.
Chwyciła Toma za przegub i spojrzała na zegarek. Piętnaście po drugiej. Ju\ tam
jest.
No có\, mo\e uda ci się jakoś niepostrze\enie wkraść do domu i przebrać.
Pani Buchanan niczego się nie domyśli.
Ale co z Coopem? Będzie wiedział, \e zmieniłam ubranie. Co sobie pomyśli?
Tom mrugnął porozumiewawczo okiem.
No właśnie \achnęła się.
Naprawdę ma to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? spytał powa\nie, biorąc
ją za ramiona.
No có\, to nic zabawnego zostać powieszonym, zanim popełniło się zbrodnię
westchnęła.
A có\ to za zbrodnia! Oboje jesteśmy wolni, pełnoletni i oboje tego
chcieliśmy.
Ju\ dawno mi się coś takiego nie zdarzyło. A tobie? Spojrzała na niego
pytająco.
Ju\ ci mówiłem. Te\ nie.
To mo\e dlatego tak mocno to prze\ywamy. Tracy głęboko zaczerpnęła
powietrza. Prawda?
Przekonamy się... pogładził ją delikatnie po włosach gdy nadejdzie czas.
Wiesz... Muszę zastanowić się trochę nad tym, co między nami zaszło. Muszę
to przemyśleć. Byliśmy dość lekkomyślni. Przera\a mnie, \e nie potrafiłam się
temu oprzeć.
Ja te\ z trudem się opanowałem, Tracy. Ale kiedy będziemy się kochać, nie
chcę, \eby to było lekkomyślne, chcę, \eby było cudowne. Nigdy tego nie
planowałem, Tracy. Następnym razem... oboje będziemy lepiej przygotowani.
Nie potrząsnęła głową. Problem polega na czym innym i ty wiesz o tym
równie dobrze jak ja. Sytuacja zbyt szybko się zmienia. Muszę przeanalizować
wszystko, co się dzieje.
To nie jest kwestia czasu, Tracy. Przyznaj, \e sama jesteś ciekawa, co z nami
będzie.
Ale się boję.
W porządku, ja te\ się boję. Wiem wszystko na temat tego, jak dzielić czas.
Czas na wyznaczenie priorytetów, na zajęcie się dzieckiem, na uporanie się z
samym sobą. Ale co z czasem dla mnie? I dla ciebie? Co z naszymi samotnymi
nocami? Niekiedy o świcie wstaję i krą\ę po ciemnym, cichym domu, starając się
zrozumieć, jakie znaczenie ma to wszystko, co dzieje się wokół. Co to znaczy być
\onatym. Co to znaczy być rozwiedzionym. Czego ja sam teraz chcę. W
zakłopotaniu potarł czoło. Sam sobie udzielam odpowiedzi. A pózniej przychodzi
następna bezsenna noc i znów zadaję sobie te same pytania od początku.
Ja te\ to niekiedy robię. Wcią\ jeszcze nie mogę tego wszystkiego ogarnąć.
Wiem tylko, \e jakoś się uporałam z przeszłością, \e przetrwałam.
Posłuchaj, Tracy. Oboje uwa\amy się za dość silnych, by prowadzić
samodzielne \ycie. Szanuję to.
Nie chcę po faz drugi wychodzić za mą\. Nie chcę odczuwać potrzeby
posiadania w swoim \yciu mę\czyzny. Nigdy ju\ \aden mę\czyzna nie znajdzie się
w centrum mego \ycia.
Ale\ ja nie mówię o mał\eństwie, Tracy. Na Boga, mał\eństwo to ostatnia
rzecz, jaka by mi przyszła do głowy. Mówię o... zawahał się. O czym właściwie
mówi? Czy cały ten obrót wydarzeń nie zaskoczył go równie silnie jak Tracy?
Och, Tracy, zdajmy się na los. Tom objął ją mocno.
Na los?
Niech się stanie, co się ma stać, niech się stanie to, czego nigdy nie
oczekiwałaś, choć w głębi serca pragnęłaś.
Jak choćby niespodziewana kąpiel w strumieniu?
Tak. I jak nasze przytulone do siebie ciała w gorącym blasku słońca.
Nie mogę nawet udawać, \e złapał mnie deszcz. Tracy starała się wygładzić
pogniecioną spódnicę.
To nie udawaj. Objął ją czule za szyję i pocałował.
Mo\emy tutaj zostać, dopóki rzeczy nie wyschną wyszeptał.
Gdy Tracy zatrzymała się przed domem, zobaczyła na podjezdzie samochód
Glorii Buchanan. Była za piętnaście trzecia. Przynajmniej Dawid jest jeszcze w
szkole, uspokoiła się. Nie będzie w domu wcześniej ni\ za czterdzieści pięć minut.
Chwała Bogu.
W tym momencie uprzytomniła sobie, \e jeśli nie chce, aby ją od razu
zobaczono, powinna zaparkować nieco dalej. Zostawiła więc samochód za rogiem i
postanowiła wejść do domu tylnymi drzwiami. Wiedziała, \e to i tak niewiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]