They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sytuacja była niezręczna dla każdego, dla za-
kochanego zaś wręcz okropna,
Na szczęście ulica Saint-Martin leżała dość
daleko od zamku Nesle. Gdyby tylko o dwa kroki
była, Ascanio nigdy by ich nie uczynił; ale musiał
przebyć dwa kilometry, ruszył tedy w drogę.
Nic nie oswaja bardziej z niebezpieczeństwem
jak czas lub odległość, która nas od niego dzieli.
Dla każdego człowieka silnego ducha lub szczęśli-
wego refleksja jest potężnym sojusznikiem. Do tej
ostatniej kategorii należał Ascanio. W owych cza-
sach ludzie nie mieli jeszcze w zwyczaju udawać
zniechęconych życiem, zanim w nie na dobre wes-
zli. Wszelkie uczucia były szczere i otwarcie się
przejawiały: radość  śmiechem, cierpienie  łza-
mi. Zmanierowanie było czymś prawie nieznanym
tak w życiu, jak i w sztuce, a gładkiego
dwudziestolatka wcale nie upokarzało przyznanie
się, że jest szczęśliwy.
Poruszenie Ascania zawierało pewną dozę
szczęścia. Sądził, że zobaczy Colombe dopiero
następnej niedzieli, i oto miał ją ujrzeć jeszcze
110/234
tego dnia. Zyskiwał zatem sześć dni, a sześć dni
oczekiwania to dla zakochanego, jak wiadomo,
sześć wieków.
Toteż w miarę jak się zbliżał do celu, wszystko
wydawało mu się coraz prostsze: owszem, za jego
to radą Cellini poprosił króla o zamek Nesle na
pracownię, czyż jednak Colombe mogła mu mieć
za złe, że pragnął się znalezć bliżej niej?
Wprowadzenie florenckiego złotnika do dawnego
zamku panów Amaury mogło się odbyć, co praw-
da, jedynie ze szkodą dla ojca Colombe traktu-
jącego go jako swoją własność, ale czy istotnie
było to ze szkodą, skoro imć pan d'Estouteville
am nie mieszkał? Benvehuto miał zresztą tysiące
sposobów, żeby za to zapłacić: obdarowanie pre-
wota pucharem, córki naszyjnikiem (a Ascanio
podejmował się go wykonać) mogły i powinny były
w owym wieku sztuki wiele załatwić. Ascanio
widział już książęta, królów i papieży gotowych
sprzedać koronę, berło czy tiarę, byle nabyć
któryś z cudownych klejnotów wychodzących
spod palców mistrza. W ostatecznym tedy rozra-
chunku, zakładając, że sprawy tak właśnie się
ułożą, imć pan Robert będzie jeszcze dłużnikiem
Celliniego  mistrz był bowiem tak szczodry, że
gdyby prewot uprzejmie się zachował, Ascanio
111/234
wierzył, iż Benvenuto znalazłby się iście po
królewsku.
Dotarłszy do końca ulicy Saint-Martin Ascanio
czuł się zwiastunem pokoju wybranym przez Bo-
ga, aby utrzymać harmonię między dwiema
potęgami. Wszelako mimo takiego przekonania,
nie mając nic przeciwko temu, aby  zakochani są
doprawdy zadziwiającymi istotami!  wydłużyć o
dziesięć minut drogę, ruszył brzegiem Sekwany,
zamiast przepłynąć ją łodzią, i przeszedł na drugą
stronę mostem aux Moulins. Wybrał tę trasę być
może dlatego, że poprzedniego dnia tędy właśnie
podążał za Colombe. Niezależnie jednak od przy-
czyny, dla której dokonał takiego wyboru, po około
dwudziestu minutach stanął przed zamkiem
Nesle.
Kiedy się tam jednak znalazł, kiedy ujrzał go-
tycką furtę, przez którą musiał przejść, kiedy
zobaczył uroczy gotycki pałacyk z górującymi
ponad murem strzelistymi dzwonniczkami, kiedy
pomyślał, że za półprzy-mkniętymi z powodu up-
ału okiennicami przebywa piękna Colornbe, całe
rusztowanie wspaniałych marzeń, jakie wzniósł po
drodze, runęło niczym budowle z chmur burzone
jednym podmuchem wiatru: zajrzał oto w oczy
rzeczywistości, a rzeczywistość jego.zdaniem
wcale nie napawała otuchą.
112/234
Jednakże po kilkuminutowym postoju, postoju
tym dziwniejszym, że Ascanio tkwił sam jeden na
ulicy w palącym słońcu, pojął, że powinien coś zro-
bić. A nie pozostawało mu nic innego, jak wejść do
zamku. Podszedł tedy do bramy i uniósł kołatkę.
Bóg jeden wie, czy by ją opuścił, gdyby w tej
właśnie chwili przypadkiem brama się nie otwarła
i gdyby nie stanął twarzą w twarz z kimś w rodzaju
trzydziestoletniego totumfackiego, z wyglądu pół
na pół lokaja i wieśniaka. Był to ogrodnik imć pana
Roberta d'Estouteville.
Ujrzawszy się, obaj krok w tył postąpili.
 Czego waść sobie życzysz?  spytał ogrod-
nik.
Ascanio, zmuszony do ataku, przywołał całą
swoją odwagę i mężnie odparł:
 Chcę obejrzeć zamek.
 Jakże to? Obejrzeć zamek?  zdumiał się
ogrodnik.  A to w czyim imieniu?
 W imieniu króla!  rzekł Ascanio.
 W imieniu króla!  zawołał ogrodnik. 
Jezus Maria! Czyżby król chciał go nam odebrać?
 Być może  przyznał Ascanio.
 Jakże to?
113/234
 Chyba sam rozumiesz, przyjacielu 
powiedział Ascanio pewnym głosem, za co sam
siebie podziwiał  że nie tobie muszę z tego
zdawać sprawę?
 Oczywiście, panie. Z kim wasza miłość chce
mówić?
 Czy imć pan prewot jest?  spytał Ascanio,
doskonale wiedząc, że prewota na zamku nie ma.
 Nie, jaśnie panie. Jest w Chatelet.
 A pod jego nieobecność kto go zastępuje?
 Jego córka, panienka Colombe. Ascanio
poczuł, że rumieni się po same uszy.
 I jest jeszcze  ciągnął ogrodnik  jejmość
Perrine. Jaśnie pan chce mówić z jejmością Perrine
czy z panienką Colombe?
Pytanie było zgoła naturalne, wywołało jednak
straszliwą walkę w sercu Ascąnia. Otworzył usta,
by powiedzieć, że chce mówić z panienką
Colombe, a tymczasem, jak gdyby równie śmiałe
słowa nie mogły mu przejść przez usta, poprosił o
rozmowę z jejmością Perrine.
Ogrodnik, daleki od przypuszczenia, iż jego
pytanie, które uważał za całkiem zwyczajne,
wywołało tak wielkie zamieszanie, skłonił głowę
ulegle i ruszył przodem przez dziedziniec w stronę
114/234
bramy prowadzącej do Petit-Nesle. Ascanio
poszedł za nim.
Musiał minąć jeszcze jeden dziedziniec,
potem następną bramę, potem jeszcze niewielki
kwietnik, wejść po .schodach, przejść przez długi
korytarz. Wreszcie ogrodnik otworzył drzwi i rzekł:
 Panno Perrine, przyszedł jakiś młody pan,
chce obejrzeć zamek w imieniu króla.
I odsunąwszy się, zrobił miejsce Ascaniowi,
który stanął w progu.
Ascanio oparł się o ścianę, mgła zasnuła mu
oczy; oto bowiem  rzecz całkowicie naturalna,
wszelako jej nie przewidział  jejmość Perrine
była razem z olombe, znalazł się przed nimi oby-
dwiema.
Jejmość Perrine siedziała przy kołowrotku i
przędła, Colombe siedziała przy krosnach i tkała.
Obie jednocześnie podniosły głowy-i spojrzały w
stronę drzwi.
Colombe natyohmiast rozpoznała Ascania.
Czekała nań, choć rozsądek jej mówił, że nie może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl