They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marianny. Skąd się tutaj wziął Billy?
Nie zdążył jednak odezwać się do Billy ego, bo Henryk spytał:
- Co się stało z chłopcem? Dlaczego jesteś tu bez niego? I czy
lady Marianna została.., została...
- Zabita, wasza wysokość? Ufam, że nie. Wyratowała Lionela z
rąk najemników i jedzie skryć się u ojca.
- Boże, miej ją w swojej opiece! Musimy ją powstrzymać.
Dlaczego? - zapytał Griffith znając odpowiedz. Chciał jednak
zorientować się, jak rozległa jest wiedza Henryka.
Ponieważ Wenthayen ma zamiar użyć jej syna jako broni, którą
chce ugodzić w samo serce mojej monarchii.
Twój bystry umysł zawsze mnie zachwyca, ale czego się
spodziewasz? Skłamałaś mi na temat twego syna. - Bezpieczny w
swojej komnacie Wenthayen nalał wina, pokroił chleb i
zachowywał się tak niewinnie, że Marianna zagryzła wargi.
Opadając na fotel, który jej wskazał, poprawiła Lionela w
obolałych ramionach i odparła:
- Nie okłamałam cię.
- Nie okłamałaś, ale też nie wyjawiłaś całej prawdy. - Wenthayen
spojrzał na Lionela chytrym wzrokiem. - Pozostawiłaś mi odkrycie
prawdy.
- Przy twoim talencie do szpiegowania nie było to z pewnością
trudne - warknęła Marianna, ciągle jeszcze zraniona jego zdradą,
nadal zła na siebie za to, że poszukiwała ochrony u swego ojca.
- Ach, lecz najpierw musiałem zorientować się, że posiadasz tę
tajemnicę. Gdy chłopak wyrósł na tyle, że zaczął być podobny do
ojca, zacząłem rozmyślać nad zawsze otwartą sakiewką Elżbiety.
A wtedy tajemnica przestała być trudna do przejrzenia... -
Wenthayen postawił talerz i kielich naprzeciw Marianny i
pochyliwszy się ku niej mruknął: - Nie tylko ty byłaś przy
porodzie, córko, i choć szlachta zazwyczaj milczy, jedna ze
służących zapragnęła mówić.
Jakaż była głupia, nie spodziewając się tego po nim! Tylko tyle
go obchodziło. Prestiż, bogactwo, intrygi - to było całe jego życie.
- Jakże nisko upadłeś, Wenthayen.
- Jeszcze będę wysoko. - Prostując się machnął ręką ruchem
pełnym wdzięku. - Droga córko, spełniam twoje marzenia.
Zwerbowałem wojsko. Skontaktowałem się z wszystkimi
pozbawionymi ziemi szlachcicami w okolicy.
- I co im powiedziałeś? - Marianna wstrzymała oddech.
- Nic, ale trzymam w ręku klucz do upadku Henryka.
- Myślisz, że Henryk nic o tym nie wie?
- A czy to ważne? - Honey ocierała się o nogi Wenthayena,
wpatrując się w niego, pełnymi zachwytu, brązowymi oczami.
Schylił się, by podrapać ją za uchem. - Z Lionelem na czele armii
jesteśmy niepokonani. Z końcem tego roku będziemy w Londynie,
by włożyć koronę na jego główkę.
- I ściąć głowę Henryka? - spytała Marianna, pamiętając domysły
Griffitha.
- Niefortunna konieczność.
- I głowę Elżbiety?
Wenthayen zadecydował wspaniałomyślnie:
- Ona jest twoją przyjaciółką. Umieścimy ją w klasztorze.
- A małego księcia Artura? - Marianna czekała, wstrzymując
oddech. Pragnęła zaprzeczenia.
Wenthayen w zakłopotaniu obejrzał łapy psa i wyczesał z nich
kilka kołtunów.
- Zabijanie dzieci jest... niedopuszczalne. Ryszard York jest tego
dowodem.
- A więc po prostu pozostawimy go, by sam umarł? - Wenthayen
chciał odpowiedzieć, lecz Marianna nie dała mu dojść do słowa.
- A może przyłożymy mu w głowę? Albo umieścimy w
klasztorze na tak długo, aż wszyscy zapomną o jego istnieniu, a on
będzie już wystarczająco dorosły, by go zabić?
- Bardzo pomysłowe - skwitował Wenthayen.
- Wenthayen, niech Bóg cię ma w swojej opiece, upadłeś nisko
jak pełzający wąż.
Honey zamanifestowała warknięciem swoje niezadowolenie z
tonu głosu Marianny.
- Bardziej odpowiada mi termin  bezlitosny . - Wenthayen
zmarszczył czoło z niezadowoleniem. - Chciałaś wrócić na dwór
królewski. Nie wmawiaj mi, że tego nie pragnęłaś. Marzyłaś o
tym, by stać się piastunką przyszłego króla. Nie mów, że nie.
Chciałaś rzucać w twarz swoim wrogom słowo  dziewka . Nie
mów, że tego nie pragnęłaś.
Oczywiście, że tak. Marianna nie mogła temu wszystkiemu
zaprzeczyć. Lecz teraz wspomnienie tych marzeń zawstydzało ją.
Pragnęła korony dla Lionela, to prawda. Ale pragnęła jej również
dla siebie samej. Dopiero dzięki Griffithowi ujrzała siebie jak w
zwierciadle.
- Pragnęłam tego wszystkiego - przyznała. Huśtała Lionela na
kolanach i chciała, żeby jego wielkie, czuje oczy wreszcie zamknął
sen. Ale pomimo zmęczenia, pomimo jej obecności Lioneł ciągle
nie zasypiał. - Spójrz na niego - szepnęła. - Nie śpi, bo nie czuje
się bezpieczny. Boi się nagłego przebudzenia, porywaczy,
okrucieństwa. Boi się... wszystkiego. - Pogłaskała go po plecach. -
Jeżeli stanie się symbolem ruchu przeciw Henrykowi, nie zazna
już niczego prócz strachu, a koszmary jego dziecięcego umysłu są
niczym w porównaniu z rzeczywistością. Nie kuś mnie tym, czego
pragnęłam. Pomyśl o tym, co jest najlepsze dla Lionela.
- Typowe myślenie kobiece - oskarżył ją Wenthayen.
Omal się głośno nie roześmiala.
- Dziękuję ci, ojcze. - Wcale go nie przekonała. Po co w ogóle
próbować? Spoglądając na własne dłonie zastanawiała się, czy są
wystarczająco silne, by dokonać tego, co trzeba zrobić, w
pojedynkę. Nie miała nikogo do pomocy. Dolan, ten nędzny
walijski pirat, zniknął, gdy tylko wjechali w mury zamku. Art nie
żył, a Rhys i Angharad byli daleko stąd.
Nikogo.
- Zabiłeś Griffitha - rzekła w końcu.
Wenthayen uniósł jedną brew.
- Nie żyje? Nie miałem pojęcia.
- Wiedziałeś o tym.
- Skąd miałem?...
- Rozkazałeś swoim najemnikom, by go zabili. Rozkazałeś temu
potwornemu Cledwynowi... - Urwała. Cledwyn uśmiechał się
zwycięsko, wjeżdżając mostem zwodzonym i przyjął zapłatę. W
jego życiu liczyły się tylko pieniądze, które otrzymywał, i
przyjemność płynąca z zabijania.
- Jesteś taka dramatyczna - rzekł Wenthayen nalewając sobie
wina. - Lecz czemu się tak przejmujesz? Griffith był tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl