They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płomieniem. Klucz ani drgnął. Macając dziurkę od klucza palcami, włożyłam do niej grubszy koniec
drewienka. Po drugiej próbie usłyszałam stuk. Czy klucz upadł na karton? Położyłam się na ziemi, ale nie
mogłam nic zobaczyć. Zaczęłam powoli wciągać karton do środka. Wydał mi się trochę cięższy. Wreszcie
wyczułam klucz palcami i przysunęłam go do siebie.
Ledwie zdążyłam chwycić klucz i wciągnąć karton do pokoju, kiedy usłyszałam kroki. Nie był to ciężki chód
Balquiddera. Abel? Czy to możliwe, żeby Abel mnie tu odszukał? Wstrzymałam oddech.
Ktoś szarpał klamką.
 Do diabła!
Kto to mógł być?
Kopanie w drzwi.
 Niech to diabli porwą! Obiecał mi małą rozrywkę i poszedł sobie, zabierając ten cholerny klucz.
Jeszcze kilka kopnięć w drzwi, a potem kroki w dół, przy akompaniamencie przekleństw. Słyszałam, jak
mężczyzna schodził ze schodów, a potem, na samym dole, trzaśnięcie drzwiami.
Usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie tego brudnego, pijanego służącego, z którym rozmawiałam, kiedy
szukałam tu Stephena. Czy to Balquidder miał na myśli, mówiąc, że niedługo dojdę do rozumu? On sam mnie
nie chciał, ale pozwoliłby swojemu służącemu na  małą rozrywkę . Musiałam stąd jak najszybciej wyjść.
Służący był teraz w suterenie, nie przypuszczałam, aby mu się chciało ponownie wchodzić na górę, jednak nie
mogłam być tego pewna.
Miałam nadzieję, że frontowe drzwi nie są zamknięte na klucz. Zauważyłam już wcześniej, że domy na Wych
Street stały bezpośrednio przy ulicy. W razie czego mogłabym wyjść przez okno na parterze, chociaż to
mogłoby zwrócić czyjąś uwagę.
Co robić? Szanujące się kobiety nie wychodziły z domu po zmroku. Jeśli nie znajdę dorożki, to będzie mnie
czekała długa, przerażająca droga na John Street. Ale nie czas było o tym rozmyślać. Należało przede
wszystkim wydostać się z tego domu.
Teraz ogień na kominku palił się jasnym płomieniem i dość dobrze wszystko widziałam. Włożyłam kapelusz,
który porywacze cisnęli na łóżko, przywiązałam torebkę do paska sukni, a za stanik włożyłam gwineę Wzięłam
klucz i ostrożnie otworzyłam drzwi.
Wszędzie panowała cisza. Zamknęłam z powrotem drzwi na klucz, który schowałam do torebki, i zeszłam na
palcach na dół. Na drugim piętrze było również cicho. Mogłam bezpiecznie schodzić niżej. Na podeście
pierwszego piętra stała lampa olejowa i nic nie zakłócało spokoju. Już miałam postawić nogę na stopniu, kiedy
zobaczyłam na ścianie monstrualny cień.
Miałam przed sobą lekko uchylone drzwi. Wsunęłam się tam i ukryłam pomiędzy nimi a dużą półką na książki.
Byłam pewna, że było słychać, jak bije mi serce. W sąsiednim pomieszczeniu rozległy się kroki i skrzypienie
desek podłogi. Nie miałam wyboru  musiałam tam stać i modlić się, aby nikt tu nie wszedł.
77
Byłam w dość dużym pokoju z dwoma oknami, przez które wpadało z ulicy światło gazowych latami. Czy to
biuro Balquiddera? Pod oknami stało duże biurko, a to, co wzięłam za półkę na książki, okazało się szafką z
przegródkami, pełnymi papierów. W powietrzu unosił się słaby zapach pomady różanej. Za mosiężną osłona,,
na kominku, palił się ogień. To mnie najbardziej przeraziło. Balquidder miał zamiar tu wrócić  i to niedługo.
Co robić? Wyjść i zaryzykować spotkanie ze służącym? Czy powinnam raczej zaczekać, mając nadzieję, że on
wróci do sutereny? Nagle kroki się przybliżyły. Ledwie pohamowałam okrzyk bólu, kiedy zostałam uderzona
drzwiami i wciśnięta w kąt. Wszedł mężczyzna, rozsiewając wokół silny zapach brandy. To nie był Balquidder
 on stąpał o wiele ciężej. To na pewno był służący, ten, który przedtem usiłował dostać się do pokoju na
strychu.
Nie widziałam go, ponieważ byłam zasłonięta drzwiami, ale doskonale wszystko słyszałam. Dołożył węgla do
kominka,
a potem podszedł do okien. Rozległ się skrzyp zamykanych okiennic i stukot zasuwanych sztab. Potem
szelest zasłon. Aomot i przekleństwa, kiedy wpadł na biurko. Teraz, oprócz brandy, poczułam zapach tytoniu.
Wydawało się, że jest w bardzo złym humorze.
Wreszcie wytoczył się z pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi i zaczął złazić ze schodów. Wyszłam z ukrycia
dopiero wtedy gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi w suterenie.
W pokoju było teraz o wiele ciemniej, ale ogień na kominku płonął tak intensywnie, że jego języki lizały
osłonę. Na gzymsie stał świecznik. Zapaliłam świece i wróciłam do szafki z przegródkami. Wyjęłam jedną z
teczek. Widniał na niej napis  Alexander Max . W środku były kolumny cyfr po prawej stronie, a notatki po
lewej. Zrozumiałam nagle, że to były akta ciemnych interesów Balquiddera. Ten pan Max był niewątpliwie
jedną z jego ofiar. Dziwne nazwisko,  Max , pomyślałam. Odłożyłam teczkę na miejsce i wyciągnęłam
następną.  Alistair Came , przeczytałam. Tak, na pewno miałam rację. Pan Came  znowu dziwne nazwisko
 był kolejnym klientem. Ale dlaczego  M poprzedzało  C ?
Po chwili przypomniałam sobie, że Balquidder miał zwyczaj mówienia o ludziach, używając ich imienia. Kiedy
go poznałam, zakładałam, że nazywa mnie  Emilią , ponieważ jestem żoną jego przyjaciela, chociaż taka
poufałość była zupełnie nie na miejscu. Pózniej myślałam, że on w ten sposób daje wyraz swojej pogardzie. A
może pan Max był po prostu panem MaxweIlem a pan Came  panem Cameronem? Czy on ich umieścił pod
alfabetycznym spisem imion?
Czy znajdę coś pod George? Było tam wielu George ów, ale nie było George a Beresforda. Popatrzyłam pod
Bomie Chance, nazwą plantacji w Demerara. Nic. Ainderby. Nic. Czyżbym się myliła?
W rozpaczy zaczęłam szukać Noela. Znalazłam. Otworzyłam teczkę i rozłożyłam ją na biurku. Listy,
pokwitowania spłaty odsetek  zauważyłam, że były rzeczywiście poświadczone przez świadków. Na
oddzielnej stronie była lista wszystkich zasobów Noela, łącznie ze spadkiem, jakby Balquidder również miał na
to oko. Wreszcie dwa dokumenty na pergaminie, z pieczęciami na sznurkach; jeden dotyczył praw do Bonne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl