They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ła:
- Nie potrafię wyrazić słowami, jak ważna jest dla nas zgoda pana Landona na
użytkowanie tej parceli. Mam nadzieję, że będziemy mogli tu pracować długie lata.
Joleen machnęła ręką na drobne nieścisłości, ponieważ zaniepokoił ją inny
fragment wywodów Nancy.
- Ma pani na myśli tę lokalizację?
- Oczywiście - przytaknęła z uśmiechem Nancy. - Pan Landon zapewnił, że
pozwoli nam dzierżawić ten teren, jak długo zechcemy. Ta ustna umowa wygaśnie
dopiero wtedy, gdy działka zostanie sprzedana. Mam nadzieję, że nie zamierza się
stąd wyprowadzić ani likwidować interesów w Dallas?
- Nie znam się na interesach, ale wydaje mi się, że nie ma takich planów.
Chwileczkę! - Nagle zrozumiała, w czym rzecz. - Wszystko jasne! Domyślam się,
że nowi właściciele zgadzają się, żebyście nadal prowadzili tu swoją działalność;
dzięki temu park ocaleje!
S
R
- Słucham? - Nancy przymknęła oczy i z uwagą spojrzała na rozmówczynię,
która nagle straciła pewność siebie.
- Parcela została sprzedana. - Joleen popatrzyła na Jake'a. - Prawda?
- Nie wiem. Wiesz, że nie interesuję się rodzinnymi finansami. - Oczy płonęły
mu jak w gorączce.
- Prawdę mówiąc, ja również słabo się w nich orientuję - przyznała z rozbra-
jającą szczerością. - Sprawa jest ważna, więc spróbuję się czegoś dowiedzieć.
- Wszystko jasne - odparła ponuro Nancy. - Dziękuję za obietnicę wyjaśnienia
sprawy, ale nie warto się trudzić. W tym wypadku zbieranie informacji to strata
czasu. Trzeba po prostu działać.
- Czy jest w okolicy jakiś stały plac zabaw? Wokół niego mógłby powstać
nowy ogród. W ten sposób wasza praca nie poszłaby na marne.
Nancy pobladła i wykrztusiła z trudem:
- Problem w tym, że nie mamy tu żadnych terenów parkowych. - Zamilkła na
chwilę i dodała ostrym tonem, w którym pobrzmiewał gniew: - Właśnie dlatego
zgoda pana Landona na użytkowanie jego parceli była dla nas tak ważna.
- Jest przecież wiele terenów należących do miasta, które w ogóle nie są wy-
korzystane. Widziałam zarośnięty plac na zachód od... Nie pamiętam nazw ulic...
Jestem pewna, że władze miasta chętnie przystaną na jego zagospodarowanie,
zwłaszcza jeżeli wasza organizacja zrobi to społecznie.
- Mamy doprowadzić teren do porządku, a potem gubernator Landon zlikwi-
duje park, postawi tam kolejny wieżowiec i wynajmie go bogatym firmom? - spy-
tała Nancy lodowatym tonem.
Joleen była zdezorientowana. Miała wrażenie, że plecie głupstwa. Ta rozmo-
wa była dla niej ciężką próbą. Zrobiło jej się słabo; poczuła, że blednie.
- Proszę nie brać wszystkiego, co mówię, za pewnik, panno Miggilin - dodała
słabnącym głosem. - Trzeba się najpierw upewnić, jakie są fakty. Mogę się mylić w
kwestii sprzedaży.
S
R
- To prasa powinna się zająć tą sprawą! - Nancy odwróciła się w stronę tłumu
i krzyknęła: - Mam nowiny!
- To straszne! - jęknęła Joleen. - Niech pani tego nie robi! Sama wszystko
sprawdzę. Proszę nie przysparzać Carlowi kłopotów. - Ten argument chyba nie tra-
fił Nancy do przekonania. - Niech pani pomyśli o dzieciach, o swoich współpra-
cownikach. Jak to na nich wpłynie!
Dziennikarze nieubłaganie zbliżali się w ich stronę.
- Nancy - odezwał się milczący dotąd Jake. - Wiesz, że nie lubię się wtrącać,
ale uważam, że Joleen ma rację. Jeśli informacja okaże się nieprawdziwa, wszyscy
na tym stracimy.
Po chwili namysłu szefowa  Ogrodu nadziei" pokiwała głową. Gdy dzienni-
karze podbiegli, wyjaśniła krótko:
- To jest żona pana Landona.
- Raczej narzeczona - sprostował Jake.
- W zasadzie to my jeszcze... - próbowała dodać Joleen, ale nikt jej nie słu-
chał.
- Jak długo jesteście zaręczeni? Gdzie się spotkaliście? Jak się czuje prosta
dziewczyna, gdy wchodzi do jednej z najbogatszych rodzin w kraju? - Pytaniom nie
było końca.
- Ja... - próbowała odpowiedzieć.
Jake podszedł bliżej i powiedział głośno:
- Jedno wyjaśnię od razu, by uniknąć wątpliwości. Joleen nie jest zaręczona
ze mną, tylko z moim bratem Carlem. - Poczuła na sobie jego badawcze spojrzenie.
Można by pomyśleć, że widzi ją na wylot. Serce waliło jej jak młotem; czuła się
niepewnie. - Uważam - dodał po chwili Jake - że Carl jest szczęściarzem.
Klacz niecierpliwie poruszyła się w boksie. Jake otworzył drewniane drzwi i
pogładził smukłą szyję. Przeczesał palcami grzywę i głaskał chrapy swej ulubieni-
cy.
S
R
- Tak, wiem - powiedział cicho. - Chcesz stąd umknąć. Doskonale cię rozu-
miem.
- Dzień dobry! - Od wejścia dobiegł kobiecy głos. - Jest tu ktoś?
Skąd ona się tu wzięła, pomyślał Jake i znieruchomiał. Przeczesał włosy pal-
cami i wyprostował się pospiesznie.
- Tutaj! - Wychylił się z boksu i ujrzał nadchodzącą Joleen. - Potrzebujesz
pomocy? - spytał, nie zwracając uwagi na niespokojne kołatanie serca.
- Przyszłam ci tylko powiedzieć, że... przemyślałam kilka spraw.
- Chodzi ci o dzisiejszą uroczystość?
W milczeniu pokiwała głową i oparła się o drzwi przeciwnego boksu.
- Wczoraj, dziś, jutro. Wszystko się łączy. - Popatrzyła na stojącą w zagrodzie
klacz. - Jak ma na imię?
- Kabała - odparł, a Joleen spojrzała na niego rozbawiona. - Naprawdę tak ją
nazwałem. To moja reproduktorka. Pochodzi w prostej linii od Sekretarza, najlep-
szego konia wyścigowego, jaki kiedykolwiek istniał. To oczywiście moja opinia.
- Pamiętam go! Na początku lat siedemdziesiątych zdobył trzy najważniejsze
trofea.
- W siedemdziesiątym trzecim. - Jakie pokiwał głową. - Nie wiedziałem, że
interesujesz się wyścigami.
- Wygrałam ćwierć dolara, bo na niego postawiłam. Mój wujek był prawdzi-
wym hazardzistą, ale nie docenił Sekretarza. - Roześmiała się głośno.
- Ale ty wygrałaś - przypomniał Jake.
- Twoja Kabała wygląda na bardzo niecierpliwą - powiedziała, gładząc klacz
po chrapach. - Można by pomyśleć, że chce się stąd wyrwać i uciec na koniec
świata.
- Taki ma plan. Niestety, na wybiegu trzymam ogiera, który nie jest dla niej
odpowiednim partnerem. - Poklepał zwierzę po szyi. - Musimy zachować czystość
rasy.
S
R
- Decydujesz za nią, prawda? Nie pozwalasz jej dokonać wyboru - skarciła go
roześmiana Joleen.
- Beze mnie byłaby całkiem zagubiona. Robię to dla jej dobra. W przeciwnym
razie mogłaby ją spotkać przykra niespodzianka.
- Wiem o czym mówisz.
Zapadło milczenie. Jake próbował spojrzeć w niebieskie oczy Joleen, ale uni-
kała jego wzroku, przyglądając się klaczy. Odwróciła się do niego plecami.
- Nie rób sobie wyrzutów - stwierdził, pozornie bez związku. - Chodzi mi o
twoją wpadkę podczas uroczystości w parku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl