They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tam był dawniej podziemny, fabryczny, stary kanał, z różnymi odnogami,
już dawno nieczynny. Podczas wojny Szwajs kazał go przerobić na schron prze-
ciwlotniczy i tam właśnie kazał schować. . .
 Ale gdzie jest wejście do tego kanału?
 Pewnie gruzy je zasypały i zarosło, ale mam zapisane, gdzie go szukać. . .
Chodzcie bliżej, to wam powiem. . .
Zaczął szeptać im coś długo na ucho.
Rozdział XV
Andrzej Kszyk leżał w ubraniu na łóżku. Chociaż już dawno umilkła wieczor-
na syrena, z fabryki wciąż dochodziło głuche dudnienie mechanicznego młota.
A więc kuznia pracuje dzisiaj na trzy zmiany, to znaczy, że ojciec na pewno nie
wróci już dziś do domu. Będzie pracował do pózna w nocy, a potem prześpi się
parę godzin w laboratorium. Normalnie to by Andrzeja zmartwiło, ale tym razem
pomyślał z ulgą, że to dobrze  będzie sam w domu. Spojrzał na zegarek. Było
pół do jedenastej. Doktor Otrębus pewnie jest na bridżu i też prędko nie wróci.
A więc wszystko doskonale się składa.
Andrzej wyskoczył z łóżka i przejrzał się w lusterku. Nos wyglądał bez zmian.
Wciąż kartofel. Za to oko znacznie lepiej. Zimne okłady pomogły i opuchlizna
ustępowała. Guz na czole nabrał pięknego śliwkowego kształtu i koloru.
 Ale się urządziłem  pomyślał wściekły.  No, niech ja tylko dostanę tego
Michała w ręce. I z tą Anką osobno się porachuję. To naprawdę dzikusy .
Ale teraz już czas. Poprawił leukoplasty na szczęce, poruszył nosem. . . Maska
nie twarz. Całe szczęście, że ojciec go nie widzi w tym stanie. Andrzej wyobraża
sobie, co by to było! Ojciec i tak ledwo toleruje jego zabawy z chłopakami. Zdaje
mu się, że Andrzej wciąż jeszcze jest chorowitym i słabowitym chłopcem, takim,
jakim był we wczesnym dzieciństwie, kiedy to ciężko chorował na dyfteryt.
Wciąż powtarza:  Tu się kręcą jakieś zakazane małoletnie gęby, uważaj, że-
by cię nie skrzywdzili . I co najbardziej zabawne, wcale nie wie, że właśnie on,
Andrzej, jest hersztem tych  zakazanych, małoletnich gęb .
Ojciec w ogóle mało wie. Nie wie także na przykład, że on sani zrobił Andrze-
ja wodzem, bo tak długo doskwierał mu swą troskliwością, uwagami, tak wma-
wiał Andrzejowi, że jest delikatny, nieodporny i słaby, aż Andrzej zaczął uciekać
z domu, ćwiczyć ciało i próbować swoich sił w zabawach z chłopakami. Tak, że
wkrótce wszystkich prześcignął.
Ale Andrzej wybacza wszystko ojcu. Biedny tata, to po śmierci mamy stara się
tak wynagrodzić mu brak matczynego serca, że aż przesadza z tą troskliwością.
Andrzej zrozumiał to dawno. I dlatego nie chciałby ojcu robić przykrości skanda-
licznym wyglądem swojej twarzy. No nic, uszy do góry. Może do jutra wszystko
sklęśnie.
127
Ubrał się ciepło. Noc może być chłodna, włożył sweter, wiatrówkę, grube
skarpety i buty gumowe.
Za pas wsunął pistolet-straszak, porwał latarkę elektryczną i popędził do
drzwi. Szarpnął je mocno. . .
Co za pech! W drzwiach, dosłownie w drzwiach, zderzył się z doktorem Otrę-
busem, a ściślej z różami, które doktor trzymał w ręku. Chciał swoim sposobem
prześliznąć mu się pod pachą, ale był za mało szybki dla doktora. Otrębus miał
błyskawiczny refleks. Złapał go za kołnierz jak szczeniaka, wepchnął do poko-
ju i zatrzasnął drzwi. I wtedy na domiar złego  nieszczęścia chodzą parami 
wypadł Andrzejowi straszak.
Otrębus podniósł go z podłogi ostrożnie, jakby się bał, że wystrzeli.
 Co to jest?
 Co?  Andrzej udał, że nie wie, o co chodzi.
 No, to!  Otrębus wyciągnął z rękojeści magazynek.
 A to. . . to jest straszak, no, taka zabawka.
Otrębus wyjął z magazynka nabój i przekonał się, że jest bez kuli.
 Rozumiem, wszystko rozumiem  wycedził powoli i zimno, patrząc na ża-
łosne sińce, zadrapania i przylepce na obliczu Andrzeja.  Powiedz tylko, gdzie
masz czarną chustę?
Widocznie sądził, że udało mu się zdemaskować Pirata.
 Jaką chustę?
 No tę, co zakładasz na głowę w czasie wybryków.
 Słowo daję, że nie mam. Nie jestem Piratem. Musiał pan się pomylić.
 A te znaki szczególne na twej szlachetnej twarzy?
Andrzej zmieszał się.
 To. . . to  wybełkotał, a potem, jąkając się, zaczął tłumaczyć pospiesz-
nie.  Wywaliłem się z rowerem, proszę pana, słowo daję, prosto na gałęzie i po-
krzywy, i na żwir.  Nagle urwał, bo zląkł się, że Otrębus gotów jest mu zaapli-
kować jakieś zastrzyki. Więc dodał szybko:  Ale żwir był czysty, proszę pana,
a ja się umyłem w wodzie utlenianej. Całą twarz sobie umyłem. Strasznie mnie
szczypało.
 Dobrze, dobrze  skrzywił się Otrębus.  Powiedz lepiej, gdzie chciałeś
wyjść o tej porze?
 Nigdzie. . .
 No, przecież wychodziłeś.
 No, bo. . . bo. . . zdawało mi się, że. . . że ktoś chodzi po dachu  skłamał
z ciężkim sercem.
 Po dachu?  Otrębus spojrzał odruchowo do góry.
 Tak, po dachu, i chciałem sprawdzić.
 Kto by mógł chodzić po dachu?
128
 Nie wiem. Może złodzieje. Ojciec mówił, że niedawno nakryli w fabry-
ce złodziei, co kradli stopy szlachetne, no to tu też mogą być złodzieje. W tym
okropnym Niekłaju pełno jest złodziei  rzekł z przekonaniem.
 Idz spać. Jutro mamy przecież ostatnią i generalną próbę Bitwy Grunwaldz-
kiej  doktor wstawił róże do wazonu i powąchał.
 To pewnie dla panny Bożeny, prawda?
Zamiast odpowiedzi, doktor rzekł ostro:
 Nogi!
Nie ma rady, Andrzej musi zdjąć buty, skarpetki i pokazać nogi.
Otrębus przy każdej okazji kontroluje czystość.
 Dobrze  szepnął zadowolony Otrębus  ostatnio zawsze masz czyste
nogi. To bardzo dobrze.  Dla pewności zajrzał jeszcze Andrzejowi do uszu. 
A teraz do łóżka.
I znów nie ma rady. Andrzej wchodzi do łóżka. Doktor Otrębus bada jeszcze
szczoteczkę do zębów Andrzeja, czy była dziś w użyciu, i stopień wilgotności
ręcznika. Badanie wypadło widać zadowalająco, bo Otrębus zabiera się do wła-
snych porządków i bojowo wkracza do łazienki, by wziąć dziesięciominutową
kąpiel.
Kłęby pary, żywiczny zapach i bulgotanie dobywające się stamtąd, świadczą,
że i dzisiaj przebiega wszystko zgodnie z planem.
Wreszcie doktor wychodzi, nucąc pod nosem  Kaczuszkę , co wskazuje na
jego dobry humor i całkowite zadowolenie z siebie.
Teraz otwiera okno, robi parę przysiadów z jednoczesnym wyrzuceniem ra-
mion, by przewietrzyć płuca, z kolei sześć razy rozciąga sprężyny treningowe dla
wzmocnienia mięśni, następnie dokonuje wpisu notatek do dziennika, gdyż od
lat skrupulatnie prowadzi dziennik, potem jeszcze kilka razy staje na rękach pod
ścianą, wreszcie nakręca zegarek, kładzie się do łóżka zdrowy i pełen tężyzny,
i w równe pięć minut potem usypia. Już taki jest dokładny.
Andrzej ma nieraz ciężkie życie z doktorem Otrębusem, ale podziwia go bez
zastrzeżeń. Czytał kiedyś opowiadanie, jak ludzie będą wyglądać za sto lat, i do-
szedł do wniosku, że tak, jak doktor Otrębus. Będą tacy właśnie: zdyscyplinowani
i podporządkowani wskazaniom nauki, rozsądni w każdym calu jak doktor Otrę-
bus. Nie ulega wątpliwości, że doktor Otrębus jest człowiekiem jutra. Oczywiście,
nie wszyscy to doceniają. Niedawno słyszał, jak ojciec rozmawiał z dyrektorem
Ankwiczem na temat zdumiewającej osobowości doktora Otrębusa. Dyrektor An- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl