[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tern wracałam do domu i mówiłam, że bardzo mi się podobało.
Tylko że naprawdę wcale mi się to nie podobało. Kiedy zdała
sobie z tego wreszcie sprawę, postawiła na mnie krzyżyk Może
nie miała racji. Może dałoby się wtedy jeszcze coś zrobić. Bo dziś
jest już chyba za pózno. Czasem tego żałuję.
Garrett położył ramię na oparciu jej siedzenia i przebiegł pal
cami po jej włosach i karku.
- Ja tam lubiÄ™ ciÄ™ takÄ…, jaka jesteÅ›.
Uśmiechnął się do niej. Od tego uśmiechu zrobiło się jej tak
swojsko, jakby siedziała we własnej kuchni i piekła placek ze
śliwkami. Wahała się przez chwilę, a potem odwzajemniła'
uśmiech. Garrett zapalił silnik.
Dopiero wtedy zastanowiła się nad sensem jego słów. Musiała
się przesłyszeć. A jeśli dobrze słyszała, to musiała go zle zrozu
mieć. Lubił ją taką, jaka jest? Jak to możliwe?
Przecież nawet Emily niezbyt siebie lubiła.
Zjedli na plaży w pobliżu domu, w którym Emily mieszkała
czasowo z Norą. Rozłożyli obrus na piasku i wypakowali jedze
nie z koszyka. Choć Garrett nie miał wielkiego przekonania do
posiłków na świeżym powietrzu, to musiał przyznać, że zachód
słońca i szum fal są znacznie bardziej romantyczne niż świece
i nastrojowa muzyka, jakie znał ze swoich ulubionych restaura
cji. Kiedy wyciągnął się wygodnie i wypił łyk wina, poczuł się
wręcz błogo.
Piknik na plaży stanowił znakomite zakończenie zaskakująco
miłego dnia. Po południu błąkali się po ogromnych pomieszcze
niach Antique Guild pełnych starych mebli, obrazów i dziwacz
nych sprzętów, o których przeznaczeniu najczęściej nie miał zie
lonego pojęcia. Emily, podobnie jak w Descanso Gardens, okaza
ła się prawdziwą kopalnią informacji. Choć nie miała głowy do
interesów, to wykazywała znakomitą orientację w cenach anty-
ków. Nie kupiła niczego, natomiast on nabył dziwaczną zabawkę,
podobną do tej, jaką zapamiętał z czasów, gdy jako dziecko
odwiedzał dziadków. Była to fabryczka z figurkami robotników
napędzanymi na parę z maleńkiego kociołka. Kiedy ciśnienie
w kociołku przekroczyło pewien poziom, rozlegał się gwizd sy
reny i wszyscy zwalniali na chwilę. Był tak zauroczony tą starą
zabawką, że kupiłby ją bez względu na cenę. Tymczasem Emily
zaczęła się targować i w rezultacie zapłacił o dziesięć procent
mniej, niż wynosiła podana pierwotnie cena, i tak niezbyt wy
soka.
Kiedy wracali do samochodu, zaprosił Emily do restauracji,
ale mu odmówiła. Ponieważ przez cały dzień unikała wszelkiego
bezpośredniego kontaktu do tego stopnia, że nawet rzadko na
niego patrzyła, przestraszył się, że ich wyprawa znów skończy się
kłótnią. Miał wrażenie, że ciąży nad nimi wspomnienie wyciecz
ki na Targ Farmerów i bał się, że pocałunek, jakim obdarzył
Emily po wyjściu ze studia, wcale nie poprawił jej nastroju.
Pomimo to zdecydowany był pocałować ją jeszcze raz na pożeg
nanie. .
Tymczasem ku jego zaskoczeniu Emily zaproponowała
wspólną kolację, a gdy się skwapliwie zgodził, posłała go do
sklepu po butelkę wina. Kiedy wrócił w dwadzieścia minut
pózniej, Emily czekała na niego ze spakowanym koszykiem.
Gdyby jej nie znał, podejrzewałby, że zamówiła kolację
w jednej z szykownych restauracji w Malibu. Kiedy jednak za
częła wyliczać, co ich czeka: kurczę w orientalnym sosie, jakaś
niezwykle smakująca sałatka ziemniaczana i świeże owoce o eg
zotycznej nazwie, zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej
znalazłby wszystkie te dania w jej ostatniej książce. Tej samej,
którą tak niemiłosiernie wyszydził w swoim felietonie.
Jedząc rozpoznawał produkty, które przed kilku dniami kupo
wali na Targu Farmerów. Być może więc tamtego popołudnia nie
należało tak całkiem spisywać na straty. W końcu dzięki niemu
mógł się teraz rozkoszować piknikiem na plaży w towarzystwie
pięknej kobiety.
- Jeszcze sałatki? - przerwała jego rozmyślania Emily.
Pokręcił głową. Odłożył talerz i wyciągnął się na piasku. Od
wrócił twarz do zachodzącego słońca i zamknął oczy.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio zjadłem równie dobrze i rów
nie dużo. A sałatka to prawdziwe cudo.
- Dodałam do niej oliwę, świeżą bazylię i parmezan. Prawda,
że smakuje lepiej niż tak, jak się to zwykle robi, z majonezem?
Odwrócił się na bok i podniósł leniwie powieki. Emily patrzy
ła na niego szeroko otwartymi zielonymi oczami, które zafascy
nowały go już podczas ich pierwszego spotkania. Kiedy ich
spojrzenia się spotkały, przeszedł go dreszcz. Boże, jaka ona była
piękna. W blasku zachodzącego słońca jej potargane przez wiatr
włosy lśniły jak stop miedzi i złota. Nie umiał się oprzeć pragnie
niu, by ich dotknąć. Wyciągnął rękę i założył jej kosmyk włosów
za ucho. Potem oparł delikatnie dłoń na policzku Emily.
Kiedy przesunął rękę, zaskoczyła go miękkość jej skóry.
Wtedy zdał sobie sprawę, że niemal nie używała kosmetyków.
Nie mógł się powstrzymać, by jej nie dotykać, i nagle poczuł,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]