[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w tej twarzy.
- A mówiła, na czym jej zdaniem polegała ta osobliwość?
- Nie, chyba nie.
- I co, tego dnia przestała go nosić?
- Chyba tak. Zapytała, czy może go schować do takiego pudełka, w którym trzymam
bursztyny. Oczywiście powiedziałam, że tak, jeżeli nie chce nosić - jej sprawa.
- Nie rozmawiałyście więcej na temat miniatury?
- Chyba nie. Nie, na pewno. Właściwie już nic nie było do mówienia. Ja nie podjęłam
rozmowy, bo dziewczyna wydała mi się zwyczajna i obrazek też, ona chyba poszła spać.
- Kiedy rozmawialiśmy ze sobą na początku śledztwa, powiedziała pani, że Tamara
nie opowiadała o swoich znajomościach, romansach i tak dalej. Ale może przez ten czas, jaki
minął, przypomniała sobie pani coś nowego. Jakiś szczegół, który wskazywałby na to, z kim
się wtedy spotykała, gdzie mieszkała...
- Zaraz, zaraz. Coś na temat miejsca zamieszkania może... Skarżyła się na tłok w
autobusie, to znaczy na jakiejś linii autobusowej.
- Nie pamięta pani, o jaką linię chodziło?
- Czy to może mieć znaczenie?
- Kto wie.
- Chyba mówiła wtedy o linii sto jedenaście. Tak, mówiła, że właśnie ten medalion
zaczepił się o czyjś płaszcz czy coś w tym rodzaju. Tak, na pewno, sto jedenaście.
Wspominała, że stało się to przy muzeum, jakby ktoś chciał zerwać jej -szyi to dzieło sztuki i
odnieść je na należne mu miejsce.
- Jeszcze o wczorajszym dniu. Zapomniałem panią zapytać, czy nie mijała pani
jakiegoś zaparkowanego samochodu.
- Tak, mijałam, ale nie zwróciłam uwagi. Zauważyłam tylko jedno, chyba miał nie
domknięte drzwi. Ale byłam tak wystraszona, że pędziłam dalej co sil w nogach.
- W którym to było miejscu? Przypomina pani sobie?
- Tak, oczywiście. Około stu metrów przed wejściem w uliczkę, przy której stoi nasz
dom.
- To znaczy gdyby pani szła zwykłą drogą, nie mijałaby pani tego samochodu?
- Oczywiście, że nie. Idąc tak, jak przedwczoraj, przechodziłam trzema uliczkami,
które tworzą prawic pętlę okrążającą dom, w którym mieszkam.
- Nic o tym samochodzie, żadnego szczegółu?
- Szczerze panu powiem, że nie bardzo znam się na samochodach i nie interesuję się
nimi. Jedno, co mogę powiedzieć, był w jakimś ciemnym kolorze.
- Czarny?
- Czy ja wiem, może czarny. To był pózny wieczór, granatowy też wyglądałby na
czarny, i ciemnoszary, i brązowy. To prawie nieoświetlona ulica.
- Tamara powiedziała wtedy, że będzie musiała wyjechać?
- Zaraz - Jolka zastanowiła się. - Nie nadążam za pańskimi myślami. Ach, wtedy,
kiedy była ostatni raz! Tak, powiedziała, że wyjedzie.
- Czy była zadowolona z tego wyjazdu?
- Chyba nie bardzo. Nie odniosłam wrażenia, że chodzi o jakiś taki sobie wyjazd, na
wczasy na przykład.
- Więc gdzie?
- Nie wiem. Powiedziałam panu, ona jakby się czegoś bała.
- Więc to byłaby ucieczka?
- Trudno mi powiedzieć, ale jeżeli ktoś się czegoś boi i właśnie dlatego wyjeżdża... To
byłoby chyba dobre słowo.
- Teraz znamy już jeden z powodów, dla których wolała wtedy nie być w Warszawie.
Była zamieszana w pewną sprawę kryminalną, którą po drodze wyjaśniliśmy, zamieszana
zresztą pewnie tylko przez nieostrożność. Ale jestem przekonany, że to nie wszystko, że bała
się czegoś jeszcze. I to bardziej niż zatrzymania przez milicję.
Pokój porucznika Kalinowskiego pełen był rzeczy należących uprzednio do Tamary
Górzyńskiej. Przewiózł tam wszystkie książki, gazety związane sznurkami, drobiazgi zabrane
od Jolki. Wbrew zapowiedziom zatrzymał nawet medalion, który zwykle nosił przy sobie, a
kiedy wracał wieczorem - wyjmował go i kładł gdzieś blisko siebie. Często spoglądał na
delikatną, chyba nieco wyidealizowaną przez malarza twarz młodej dziewczyny.
Praktyki takie, jak przechowywanie w domu tego wszystkiego, nie były w zupełności
zgodne z regulaminem, ale przecież nie mieszkał w hotelu, gdzie byłby swobodny dostęp do
pokoju, przynajmniej dla służby hotelowej.
Zestaw książek wydawał się przypadkowy. Było trochę albumów z reprodukcjami, ale
poza tym najwidoczniej Górzyńska kupowała książki na tej samej zasadzie, na jakiej w ogóle
takie nieco postrzelone dziewczyny dokonują swych licznych zakupów. W jednym przypadku
tytuł skojarzył się z jakimś uroczym wieczorem sprzed roku, w innych - zadecydował rysunek
na okładce czy też ładne ręce sprzedawcy, których uroda szczególnie odznaczała się przy
pracy, na przykład w czasie pakowania książki.
Podobnie z gazetami. Widać było, że Górzyńska nie zaprzedała się żadnemu pismu.
W stosie znalazły się egzemplarze z zachodnich żurnali mody, ilustrowane tygodniki: Kobieta
i %7łycie, Filipinka, Przekrój, kilka numerów Filmu, z których wycięto dwa lub trzy fotosy,
poza tym gazety, gazety, gazety.
Porucznika zastanowiło, dlaczego ta dziwaczna kolekcja papieru przechowywana była
w stanie nie naruszonym w ciasnym pokoju przyjaciółki. Zapytana o to Jolka oświadczyła, że
nie ma zwyczaju rządzić się cudzymi rzeczami, a kiedy dostrzegła sceptyczny uśmiech
Kalinowskiego - dodała, że Tamara prosiła ją kiedyś, żeby nie wyrzucała niczego, co do niej
należy. Jeżeli będzie przeszkadzało, zawadzało, wystarczy jej powiedzieć, ona przejrzy i
wyrzuci sama.
Kilku funkcjonariuszy pracowicie przesłuchiwało mieszkańców Milanówka szukając
osób, które w dniu napadu przyjechały ostatnim pociągiem albo póznym wieczorem
przechodziły ulicą, gdzie był zaparkowany ciemny samochód. Szybko odszukano kobietę, za
którą szła Jolka. Nie widziała ona nic, samochód był zaparkowany dalej niż jej dom, a na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]