[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie był delikatny. Celowo. Gdzieś w głębi czuł
potrzebę ukarania jej za to, co się nie stało - albo za to,
co się stało. Przygniótł jej wargi swoimi wygłod
niałymi wargami, mocno objął ją ramionami. Jeżeli
zapomniała, pomyślał ponuro, to on jej przypomni.
I przypomniał.
Poczuł, jak Kate zaciska dłonie w pięści. Niech go
znienawidzi, niech go nie znosi. Woli to niż chłodną
uprzejmość.
Boże, jaka ona była słodka! Słodka i delikatna jak
jedna z tych spienionych fal uderzajÄ…cych o brzeg.
Mógłby zatonąć w niej bez słowa skargi.
66 ODNALEZIONY SKARB
Kate chciała, żeby teraz było inaczej. Gorąco prag
nęła, by było inaczej i żeby nic nie czuła. A przecież
czuła tak wiele.
Niecierpliwe, wymagające wargi Kaya, które daw
niej przyprawiały ją o dreszcz podniecenia i tak ją
peszyły, nic się nie zmieniły. Szczupłe, niespokojne
ciało, tak zdumiewająco dopasowane do jej ciała,
pozostało to samo. Jego zapach, zapach soli morskiej
i morza, nie zmienił się ani trochę. Ilekroć Kay ją
całował, towarzyszył temu szum morza, wiatru albo
krzyk mew. I to również nie uległo zmianie. Za nimi
łodzie kołysały się w porcie, woda uderzała o drewno.
Mewa przysiadła na palu i wydała długi, samotny
krzyk. Słońce z wolna chowało się za horyzontem,
zapadał zmierzch. Fala dawnych uczuć podniosła się
i połączyła z obecną chwilą.
Kate się nie opierała. Powiedziała sobie, że nie da
Kayowi satysfakcji i nie będzie się z nim szamotać.
Przykazywała sobie nie reagować na jego bliskość,
lecz ten nakaz zawieruszył się w lekkich chmurach
zmierzchu. Dawała, ponieważ musiała dawać. Brała,
ponieważ nie miała wyboru.
Rozluzniła dłonie i oparła je o pierś mężczyzny.
Ciepłą, silną, tak dobrze znaną. Całował jak kiedyś,
skupiony tylko na tym, bez zahamowań, szaleńczo.
Czas cofnął się; Kate znów była młoda, zakochana
i naiwna. Dlaczego, zastanawiała się oszołomiona,
zbiera jej się na płacz z tego powodu?
Kay musiał ją w końcu puścić, bo inaczej zacząłby
błagać o więcej. Czuł już, jak to w nim narasta. Nie był
na tyle głupi, żeby prosić o coś, co już nie istniało. Nie
Nora Roberts
67
był dość silny, by się z tym pogodzić. Jęknął bezwied
nie. A słysząc to, odsunął się od Kate, poirytowany,
rozwścieczony, oczarowany.
Spojrzał na nią z góry i trwał tak przez chwilę. Ona
patrzyła na niego tak samo - zdumiona i oderwana od
rzeczywistości jak po ich pierwszym pocałunku. Był
zdezorientowany. Cokolwiek chciał udowodnić, udo
wodnił jedynie, iż wciąż jest tak samo zauroczony jak
przed laty. Miał chęć zakląć głośno, ale zamiast tego
na odchodnym tylko uniósł rękę, jakby salutował.
- Prześpij się z osiem godzin - rozkazał, nie
odwracając głowy.
ROZDZIAA CZWARTY
Wydawało się, że czasami słońce wstaje nieco
wolniej, jakby natura chciała trochę dłużej chwalić się
swoim szczególnym majestatem. Kate, kładąc się, nie
opuściła rolet; wiedziała, że poranne światło obudzi ją,
zanim zadzwoni budzik.
Miała wrażenie, że ten świt był podarunkiem dla
niej, bardzo osobistym i intymnym. StojÄ…c przy oknie,
patrzyła na rozkwitający dzień. Pierwsze lekkie po
wiewy porannego wiatru, chłodne i obiecujące, płynąc
przez siatkę, owiewały jej twarz, poruszały włosy
i cienki materiał nocnej koszuli. Kate wchłaniała
kolory poranka, światło i ciche przebudzenie dnia.
Słońce bezgłośnie przedzierało się przez chmury.
Leniwa kontemplacja bardzo odbiegała od jej co-
Nora Roberts 69
dziennej rutyny minionych miesięcy i lat. Ranki były
porą na to, żeby się ubrać, przejrzeć plan dnia i notatki
na zajęcia przy dwóch filiżankach kawy i pospiesznym
śniadaniu. Nigdy nie miała czasu na podziwianie
świtu, więc teraz z tego korzystała.
Spała lepiej, niż oczekiwała, ukołysana ciszą, zmę
czona podróżą i napięciem. Zapadła w sen, gdy tylko
przyłożyła głowę do poduszki. Nic jej się nie śniło.
Obudziło ją pierwsze światło dnia. Od razu wstała.
Ranek przynosił obietnicę nowego początku. Tego
dnia wszystko miało się zacząć. To, co działo się od
znalezienia papierów ojca do ponownego spotkania
z Kayem, stanowiło tylko preludium. Nawet krótki,
namiętny uścisk minionego wieczoru był niczym wię
cej jak duchem przeszłości. Dopiero tego dnia wszyst
ko miało się naprawdę rozpocząć.
Ubrała się i wyszła na zewnątrz.
Nie przełknęłaby śniadania. Podniecenie, przed
którym tak się broniła, zaczynało wyrywać się na
wolność. Powróciło poczucie, że postępuje właściwie.
Będzie szukała złota, o którym marzył ojciec, niezależ
nie od wszystkiego, niezależnie od kosztów. Pójdzie za
jego wskazówkami. Nawet jeżeli niczego nie znajdzie,
będzie miała świadomość, że próbowała.
Wierzyła też, że te poszukiwania wyzwolą ją od
duchów jej własnej przeszłości.
Pocałunek Kaya sprawił jej ból i wywołał niepokój.
Pochłonął ją całkowicie, jak niegdyś. Chociaż od
początku wiedziała, że będzie musiała stanąć twarzą
w twarz z przeszłością i Kayem, nie zdawała sobie
sprawy, że powrót będzie tak przerażająco łatwy
70 ODNALEZIONY SKARB
- powrót do tego ciemnego świata jak ze snu, gdzie
tylko on ją zabierał.
Teraz, kiedy już się o tym przekonała, kiedy stawiła
temu czoło, musiała przygotować się do wałki.
Zrozumiała, że Kay nigdy nie wybaczył jej od
rzucenia. Zraniła jego dumę. Wróciła do swojego
świata, choć Kay prosił, by została w jego świecie.
Prosił, nie ofiarując jej niczego w zamian, nawet
obietnicy. Gdyby otrzymała obietnicę, nieważne jak
powierzchowną czy gołosłowną, nie opuściłaby wys
py. Czy Kay o tym wiedział?
Może sądził, że teraz wyrówna rachunki, jeśli
doprowadzi do tego, że Kate mu ulegnie. To mu się nie
uda. Kate wsadziła ręce do kieszeni szortów. Nie
zamierzała przegrywać. Gdyby wczoraj ją bardziej
naciskał, gdyby odgadł, jak bardzo osłabił jej wolę tym
jednym pocałunkiem...
Kay nigdy się tego nie dowie, obiecała sobie. Nie
okaże słabości. Jej celem i jedyną ambicją jest znale
zienie skarbu. Tym razem nie opuści wyspy z pustymi
rękami.
Kay czekał już na pokładzie. Aadował sprzęt,
a wiatr od morza rozwiewał mu włosy. Przed słońcem
chroniły go tylko obcięte dżinsy i T-shirt bez ręka
wów. Pod lśniącą skórą widać było napięte mięśnie.
Wyglądał rewelacyjnie. Poczuła tępy ból w brzu
chu i spróbowała go jakoś zracjonalizować. Hm, to
naturalne, że dobrze zbudowany mężczyzna robi wra
żenie na kobiecie. Można wręcz powiedzieć, stwier
dziła Kate, że nie ma w tym nic osobistego. Ruszając
nabrzeżem, bardzo chciała w to wierzyć.
Nora Roberts
71
Kay nie zauważył jej. Jego uwagę przyciągnęła
łódz rybacka, która wypłynęła już dosyć daleko w mo
rze. Przez chwilę Kate stała i patrzyła na niego. Jak to
się dzieje, że zawsze wyczuwa w nim niepokój? Czy
trwał nieruchomo, był w ruchu, czy milczał. Co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]