[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzezni nie odwlekam oczywiście z altruistycznych powodów; ilekroć podejmujemy z mamą
ten temat, zgadzamy się całkowicie, że najbardziej na świecie nienawidzimy właśnie
skowronków.
W zakładzie często prawią mi morały, jak to powinienem kochać moich wychowanków,
wkładać całą duszę w śpiew, wreszcie poczuć powołanie do mego szlachetnego zawodu. W
mowach tych celuje jejmość Kopyto, zwana tak z powodu osobliwej sylwetki,
przypominającej krótką, bardzo krótką kolumnę z dwoma wybrzuszeniami u szczytu. I bez
szyi, oczywiście prawie bez szyi!
Pani owa, kierowniczka produkcji, posiada talent, który przyniósł jej prawdziwą fortunę,
wymyśliła bowiem sposób na uszlachetnienie smaku ptasich flaczków. Nie widziałem tego na
własne oczy, ale pracownicy produkcyjni opowiadali mi szczegółowo przebieg tego procesu
wytłaczania. Po wyłupieniu skowronkowi oczu, co czyni się na samym początku, Kopyto
każe powiesić go za jedną nóżkę na przystosowanym do jego ciężaru haczyku, a następnie
ostrym, zakrzywionym nożykiem wydobyć na zewnątrz jelita, no, zapomniałem o
najistotniejszym, przed tą operacją trzeba ptaszka przegłodzić, żeby wnętrzności zachowały
słodki, czysty zapach krwi. Zabieg odbywa się w dzwiękoszczelnym pomieszczeniu na
drugim piętrze, aby odgłosów nie było słychać w parterowych salach, gdzie prowadzę
szkolenie. Kopyto ustawiła u siebie monitory i kamery, którymi rejestruje się przebieg
produkcji dla co wybredniejszych klientów; nie mają wątpliwości, że jesteśmy solidną firmą,
skoro puszczą sobie parę metrów taśmy przed posiłkiem, może zamiast aperitifu. Lekarze
zalecają nasze kasety odbywającym drastyczne diety wrażliwcom, jeśli więc brakuje w
sezonie skowronków, Iguana handluje filmowymi kasetami.
Nie mam takiego sprytu jak ci na górze, oj, nie, przydałyby mi się choćby elektryczne
kamertony czy gitara, żebym mógł akompaniować skowronkom, dano mi jednak tylko stare
pianino bez dwóch klawiszy z prawej strony, ale jakoś sobie radzę, skowronki siadają mi na
palcach, jakby chcąc dodać polotu, patrzę wówczas w nuty i przed oczyma mam fantastyczne
kompozycje, zrozumiałe tylko dla najzdolniejszych ptaszków, pozostałe milkną, zaś po
pewnym czasie zaczynają znów gaworzyć jak na wolności. A kiedy dowie się o tym Kopyto,
zaraz przybiega podsłuchiwać, aż różowa niczym prosiaczek jedwabna bluzka wydyma się na
niej metodą obumierającego żagla, choć donoszenie to niby nie specjalność tej pani, szpiclem
nad szpiclami jest przecież pijaczyna Johnny, ponoć erudyta w niektórych kwestiach
współczesności, ale zdaniem skowronków zle wywiązuje się z kapownictwa, kiedy ma kaca,
tak jak fatalnie dobiera sobie kosmetyki, wszystkie intensyfikują smród potu, może to żona z
zazdrości kupuje memu koledze tandetną wodę kolońską i płyn po goleniu, wszystkie ptaszki
20
krzywią dzioby, tak cuchnie. Johnny pozuje na eleganta, a wskutek tych zabiegów wygląda
niczym niedomyty torreador, który nie potrafi sprostać swemu image'u, a pcha się na arenę.
Byk, zamiast zaatakować, stoi jak wryty ze zdumienia, przywykł bowiem rzucać się na
przeciwnika, poczuwszy woń wszelkich wcieleń pośmiertnych szlachetnej roślinki lawendy,
tymczasem wokół rozpościera się wyłącznie smród wielotygodniowego potu.
W zakładzie Południowiec, gdyż taki pseudonim nosi tu Johnny, prowadzi skowronki z sal
edukacyjnych do rzezni, zapowiedziawszy uroczystość jakąś albo nabożeństwo, w każdym
razie to on kłamie z uśmiechem na ustach i przekazuje wyszkolony towar pani Kopyto.
Chciano mi powierzyć tę funkcję, ale po wielu rozmowach stwierdzono, że się do tego nie
nadaję. Mam uczyć śpiewania, a jeśli odkryję wśród ptaków poetę, powinienem go
natychmiast odizolować i powiadomić Ruperta; jego zdaniem zdolny układać wiersze może
łatwo wywołać bunt wśród skowronków, doprowadzając do upadku fabryki, jeśli na przykład
umknie cały wylęg i zatrzyma się dopiero w Afryce, na przykład w Puto Mamuto, gdzie
Murzyni głodują i modlą się o mannę z nieba do Mahometa i innych starych świętych. Przez
żadne interwencje konsularne nie odzyska się wtedy stada, bo zostanie zjedzone, nim
ministerstwo wystosuje oficjalne pisma protestacyjne i uzyska odpowiedzi. Skąd Rupertowi
przyszło do głowy Puto Mamuto, dowiedziałem się dopiero pózniej i to od skowronków,
ponoć przed laty obrączkowano najzdolniejsze okazy na wypadek ucieczki, ale jednemu
ptasiemu poecie udało się ulecieć aż do tego egzotycznego kraju. Mimo wszystko
sprowadzono uciekiniera przy współpracy grupy rodzimych ornitologów, wysłanej akurat w
tamte strony, żeby badać obyczaje papug, lecz po drodze wydarzyło się wiele i uczeni doszli
do wniosku, iż lepiej posiedzieć sobie w klimatyzowanych knajpach przy whisky, miast
ryzykować spotkanie z jadowitymi kolibrami, o których tubylcy opowiadają niestworzone
rzeczy.
To prawda, nauczyłem się języka m o i c h ptaszków, sporządziłem z ich pomocą
podręczny leksykon i próbowałem nawet ułożyć skowrończy alfabet, zabrakło mi może
talentu, może silnej woli, żeby tę pracę dokończyć, przerwałem ją pewnego deszczowego
dnia, gdy rano, przed moim przyjazdem, zabrano z hodowli dwa największe poetyckie
talenty; kto doniósł, że je odkryłem, trudno po latach powiedzieć, czy naprawdę wśród
skowronków znalazł się świadomy losu profeta, czy też, jak powiedziała pani Kopyto, te dwie
sztuki były zbyt tłuste, dostawały ode mnie tyle ziarna, co dopiero wylęgłe ptaszyny, należało
więc zrobić z tym porządek, no i lepiej będzie dla mnie, jeżeli zaniecham wszelkich
interwencji.
Nie miałem się komu pożalić. Mama wyśmiałaby mnie, że przejmuję się pierdołami, ojciec
wygłosiłby kazanie, jak to uważnie powinienem postępować z przełożonymi, by pozostać w
ich łaskach, ja tam, ojcze, nie potrzebuję łaski, niech mi staną do walki, odrzekłbym wtedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]