[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Raz mruknął coś pod nosem, więc spróbowała jeszcze raz nawiązać rozmowę.
— Mam nadzieję, Ŝe Livvy spodobają się ozdoby, które dla mej wybrałam. A ty co kupiłeś
dla Harry”ego?
— Coś do jego kolekcji. — Raz wyraźnie nie miał nastroju do pogawędki, choć zdawał sobie
sprawę, Ŝe jego milczenie rani Sarę.
Jej złe samopoczucie przejawiało się równieŜ tym, Ŝe przez cały dzień chodziła o kuli. Lecz
gdy zaproponował, Ŝe pojadą samochodem, stanowczo odmówiła. Gdyby Raz nie miał
pewności, iŜ Jayiero siedzi w Houston, nie ustąpiłby jej, ale jeszcze dziś rano widziano go na
starych śmieciach i Tom w rozmowie telefonicznej obiecywał, Ŝe lada moment bandyta
zostanie schwytany. Śledztwo w sprawie szantaŜowanego pracownika szpitala, który
podkradał narkotyki, powinno wkrótce zakończyć się sukcesem.
Raz nie podzielił się tymi wiadomościami z Sarą. Nie miał zamiaru popełniać po raz drugi
tego samego błędu i wplątywać cywilnej osoby w policyjne śledztwo.
— Livvy mówiła tylko o prezencie dla Harry”ego, ale wypadało kupić coś dla obojga —
ciągnęła Sara.
— Ona zawsze tak mówi.
— Sądzisz, Ŝe naprawdę tak myśli?
— Nie — rzucił krótko Raz.
Niewiele brakowało, a dziś znów pocałowałby tę kobietę. Minęło pięć godzin od tamtej
chwili, a on ciągle to przeŜywał. Pragnienia erotyczne mieszały się z poczuciem winy. Bez
prze rwy myślał o smukłych dłoniach Sary, jej kształtnych piersiach i powabnej, filigranowej
figurce. Nie mógł zapomnieć smaku jej ust.
— Do licha — mruknęła Sara. — To śmieszne.
Raz nie przerywał rozmyślań. Rzeczywiście moŜna by uznać za zabawny fakt, iŜ impotent tak
intensywnie odczuwa głód erotyczny. Wyglądało na to, Ŝe sierŜant Rasmussin okłamał
własnego brata, bo w towarzystwie Sary nie odczuwał braku potencji. Był prawie pewien, iŜ
mógłby się z nią kochać, a ona wcale nie byłaby temu przeciwna. I pewnie na nic by się zdało
przypominanie o honorze męŜczyzny i policjanta. Jednak ciągle towarzyszył mu strach. A
jeśli się mylił? Jeśli zawiódłby i ją, i siebie? Poza tym coś sobie obiecał.
— Co jest śmieszne? — spytał na głos.
— Ta marynarka. Livvy mówiła, Ŝe to skromne przyjęcie, ale wyglądam jak idiotka. — Sara
wyciągnęła ręce, demonstrując podwinięte rękawy.
— Kiedy z nią rozmawiałaś? — spytał, chcąc oderwać się od własnych myśli.
— Zadzwoniłam, by się poradzić, co mam na siebie włoŜyć, gdy po raz drugi wyszedłeś
pobiegać. A w ogóle to chciałam cię zapytać, jak długo byłeś w szpitalu?
— Co takiego?
— Wspomniałeś, Ŝe niedawno leŜałeś w szpitalu. Zastanawiałam się, czy jako rekonwalescent
nie przesadzasz z tym bieganiem dwa razy dziennie. Co ci dolegało?
— Moje grzechy rzucił, spoglądając na nią z ukosa. — Fakt, przeŜyłem, ale tacy święci jak ty
nie rozumieją, Ŝe to moŜe być największą karą za grzechy. Dla ciebie Ŝycie to pomaganie
innym, spełnianie dobrych uczynków, pieczenie chleba.
— Wcale nie jestem taka święta — odparła Sara. — Jestem tchórzem.
- Tchórzem? - Raz roześmiał się gorzko. - Nie wiesz, co mówisz, bo inaczej nie próbowałabyś
mnie powstrzymać przed kolejnym pocałunkiem. MoŜe nie jesteś ideałem, ale z pewnością
nie tchórzem.
- Nie...
— Jesteś dziewicą?
Sara zatrzymała się, zdumiona jego pytaniem.
- Bo całujesz jak dziewica. - Raz miał na myśli jej nieśmiałość i niewinność, które wydawały
mu się niezwykle pociągające, lecz to akurat postanowił przemilczeć.
W ciemnościach widział jej śmiertelnie pobladłą twarz. Nie odezwała się, tylko, utykając,
ruszyła przed siebie. Resztę drogi przebyli w milczeniu. Raz wyprzedził Sarę i kiedy zbliŜył
się do domu Livvy, spostrzegł, Ŝe jest sam.
— Co się stało? — zawołał, szukając jej wzrokiem. Została z tyłu i z przeraŜeniem
wpatrywała się w dom sąsiadów.
— To nie moŜe być tutaj — wymamrotała.
— AleŜ tu — zapewnił, wskazując na sznur aut przy pod jeździe, dobitnie świadczący, Ŝe
właśnie odbywa się przyjęcie.
— To musi być ten mały domek z czerwoną dachówką, który minęliśmy.
— Nic podobnego. Livvy mieszka tutaj — zapewnił ją Raz, wskazując na wspaniałą
jednopiętrową budowlę ze szkła i kamienia, otoczoną rozległym ogrodem. - MoŜe
powinienem był ci wspomnieć, Ŝe Olivia jest zamoŜną osobą.
— Chciałeś powiedzieć: bardzo bogatą.
— Tak. Ma kilka klubów rekreacyjnych, nie tylko ten jeden tu na miejscu. Jest teŜ
właścicielką nieruchomości. Harry prowadzi zajęcia sportowe. W ten sposób się poznali.
Livvy zatrudniła go u siebie, a w tydzień później się pobrali. Ale to jest ciągle ta sama Livvy,
niezaleŜnie od tego, w jakim domu mieszka.
— Nie mogę pójść do niej w tym stroju. Idź sam.
— Wszystko będzie dobrze — rzekł uspokajająco Raz, widząc upór w oczach Sary.
— Nienawidzę przyjęć — powiedziała z przekonaniem. — Źle się na nich czuję. Tu będzie
pe1no obcych ludzi, którzy dobrze się znają. Wszyscy w strojach wieczorowych, a ja?
Popatrz na tę beznadziejną marynarkę i spódnicę.
Raz miał ochotę wziąć Sarę w ramiona, zabrać do domu i udowodnić, Ŝe strój nie ma dla
niego Ŝadnego znaczenia, gdy będzie go z niej sztuka po sztuce zdejmował, jednak jakoś nad
sobą zapanował.
— Jeśli mi nie wierzysz, zastanów się spokojnie, czy Livvy naraziłaby cię na śmieszność i
okłamała.
— Wspominała o codziennym ubraniu, ale ludzie mieszkający w takich rezydencjach mają
inne pojęcie o codzienności. Powinieneś był mnie uprzedzić.
— Ja mam na sobie dŜinsy — zauwaŜył Raz.
— I sportową marynarkę oraz odpowiednią koszulę. Wszystko w kalifornijskim stylu. A ja
wyglądam po prostu... głupio.
Raz pokręcił głową. WłoŜył marynarkę tylko po to, by ukryć pod nią broń.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]