[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spódnicą do ziemi, udekorowaną paciorkami, haftami, koronkami i organdynąj nie
zapomniano o żadnej kosztownej sztuczce dla przyciągnięcia uwagi. Na głowie Dee
miała srebrny diadem, z którego spływały kaskady haftowanego tiulu, opadającego
fałdami na tren sukni. Cały ten lukrowany styl wydawał się kostiumem na jakąś
okazj ę, kiedy dobry smak powinien przegrywać z efektem wizualnym. Dałam
szturchańca kombinezo-
-188-
nowi, żeby to zapamiętał, na wypadek gdybym chciała zrobić wrażenie na jakiejś
szalonej imprezie.
Reid przyniósł tacę z kieliszkami, a następnie butelki z mocnym alkoholem,
piwem, tonikiem, wodą i colą.
- Obsłużcie się-powiedział. Kiedy wszyscy poszli za jego radą, usiadł na miejscu
u szczytu stołu i postawił przed sobąbutelkę piwa. Po chwili zapanował spokój;
Reid rozparł się w fotelu, parę razy przeczesał palcami długie, gęste czarne
włosy, i zapalił papierosa i wypuścił kłąb dymu.
- Jak miło - odezwał się. - Nie ma to, jak chwila ciszy i spokoju. Ten pokój ma
wszystkie możliwe zabezpieczenia, poza tym znaj -duje się w klatce Faradaya.
Odratowany beton, jak rozumiem. Całkiem skuteczne. - Zerknął na coś, co
wyglądało jak zegarek. Potem spojrzał na mnie. - Dlatego, Ellen, twój
zaszyfrowany sygnał telewizyjny nie wyjdzie poza te ściany. - Wyszczerzył zęby.
- Chcę tylko, żebyś wiedziała, ale, nic się nie stało. Możecie bez przeszkód
nagrywać wszystko i składać raporty waszemu komitetowi czy jak mu tam. Dam
wam
aparaturę i zupełną prywatność, jeśli będziecie chcieli.
Skinęłam głową.
- Zwietnie.
- W porządku. - Reid powiódł wzrokiem po naszych twarzach. - Przejdzmy do
interesów. Jeśli chcecie skłonić do czegoś naszych ludzi, powinniście najpierw
dojść do porozumienia z nami. Talgarth jest właścicielem sądu, który obecnie
jest uznawany przez inne za... ostatnią instancję, zwłaszcza w kwestiach
stosunków ludzi i maszyn. Dee i japrowadzimy największą agencję ochrony, która -
żeby było śmieszniej - zawarła z wami kontrakt. Tamara ma wpływ na znaczną część
mieszkańców miasta, nie wspominając już, że może w każdej chwili zorganizować
strajk generalny.
Tamara uśmiechnęła się i machnęła ręką.
- Niezupełnie.
- Jesteś zbyt skromna. Nie rządzimy w tym mieście, nie jesteśmy
przedstawicielami większości, a ja z pewnością nie mam już takiej władzy jak
przed powrotem byłych zmarłych. - Uśmiechnął się krzywo. - Ale każde z nas może
wam zaszkodzić lub pomóc w o-siągnięciu porozumienia z ludzmi i maszynami tego
miasta. Nie twierdzę, że to grozba. To zwyczajny fakt. Zakładam, że tam, skąd
przybywacie, macie podobny status i że nie jesteście - zmrużył oczy -zbieraniną
zwykłych przestrzeniowców.
-189-
- W pewnym sensie jesteśmy - oznajmiłam. - Nie mamy żadnego statusu, ale
otrzymaliśmy pozwolenie na negocjacje i podjęcie takiego działania, jakie uznamy
za konieczne.
- W imieniu trzydziestu miliardów ludzi? - upewnił się, świdrując mnie zza
obłoku dymu spojrzeniem wąskich jak szparki oczu. Gdzieś w górze uruchomił się
wiatrak wentylatora.
Wzruszyłam ramionami.
- W pewnym sensie. Będziemy musieli się przed nimi wytłumaczyć ze wszystkiego.
Przed naszą wyprawą zorganizowano powszechne głosowanie na temat tego, co
powinniśmy tutaj zrobić.
-1 cóż by to miało być? - spytał z udaną beztroską. Pociągnęłam łyk whisky
zmieszanej z wodą. Smak był niezły. Malley bawił się fajką, Suze oglądała swoje
paznokcie.
- Jesteśmy tutaj - oznajmiłam z namysłem - aby upewnić się, że szybki lud,
żyjący po waszej stronie korytarza, nie jest dla nas zagrożeniem, oraz by
zapewnić was, że nasz nie jest zagrożeniem dla was.
Reid i Talgarth pochylili się ku nam jednocześnie, z taką samą zaniepokojoną,
nieufną miną.
- Co przez to rozumiecie? - rzucił Talgarth.
- Wilde... - potrząsnęłam głową. - Ten drugi, którego tu nazywacie Jay Dwa.
Powiedział nam, że cała kwestia praw robotów" była związana z ożywieniem
szybkiego ludu, a w chwili jego odejścia strona popierająca prawa robotów
zaczęła wygrywać. Naturalnie byliśmy zaniepokojeni. Muszę powiedzieć, że
poczułam dużą ulgę, kiedy Tamara powiedziała mi, iż nadal nie zgadzacie się na
ich ożywienie. Czy możecie nam zagwarantować, że ten problem jest już zamknięty?
- Jakie gwarancje was interesują? - spytał Reid. Nic poniżej zniszczenia
wzorców, pomyślałam.
- A jakie możecie nam zaproponować?
Reid zrozumiał, że nie odpowiedziałam na jego pytanie, ale nie naciskał.
Pochylił się i oparł łokieć na kolanie, unosząc do ust papierosa.
-Co powiecie na moje... nasze... niezbite przekonanie, iż byłoby niebezpiecznie
znowu z nimi zaczynać?
- Już raz z nimi zaczęliście. A skutki były dla was całkowicie pozytywne:
połączyliście się z tymi, których straciliście, macie populację, która powiększa
dobrobyt miasta, przepchnęliście... Jaya Dwa przez korytarz i tak dalej. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]