[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dostać. Brooke nie miała dużo pieniędzy, ale przynaj-
mniej mogła się tu pokazać jako gość swojej siostry.
Pokręciła się po sali bankietowej, skosztowała pysz-
ności podawanych w bufecie i przyglądała się swojej sio-
strze w akcji. Michelle była dziś królową public relations.
%7łartowała z lekarzami, wymieniała uściski dłoni z ich
żonami i ogólnie była w swoim żywiole.
Po jakimś czasie Brooke wybrała sobie miejsce przy
okrągłym stoliku, przy którym siedziała już jakaś starsza
para, której nie znała. Zaczęła się właśnie przedstawiać,
gdy Michelle pojawiła się na podium, otoczona ludzmi z
kierownictwa szpitala. Stanęła przy pulpicie i postukała
kilka razy w mikrofon, by zwrócić na siebie uwagę.
- Proszę państwa, chciałam wszystkim podziękować
za to, że dziś tu przyszliście. Cieszy nas, że jesteście tak
samo jak my przejęci projektem budowy nowego oddziału
pediatrii. I mamy tu dziś specjalnego gościa, który,
146
S
R
jak mam nadzieję, zachęci was do sięgnięcia głęboko do
kieszeni.
Wybuch oklasków przerwał jej na chwilę. Nagle po-
słała Brooke szybkie spojrzenie, które mówiło: A teraz
to, co najważniejsze".
Brooke rozgrzebywała na talerzu truskawki w sosie
czekoladowym. Nie zdąży stąd uciec, zanim zapowiadany
mówca zabierze głos. Trudno. Następnego pacjenta ma
dopiero o trzeciej, więc może jeszcze trochę zostać. Po-
stara się skupić i posłuchać, co mówi zaproszony gość.
Od tamtej rozmowy z Jaredem minęły już dwa tygo-
dnie. Przez ten czas ani razu się z nią nie skontaktował,
mimo to nie zdołała wyrzucić go ani z myśli, ani z serca.
Prawdę mówiąc, myślała wyłącznie o nim, nawet w nocy,
gdy się budziła z lekkiego, niespokojnego snu. Przed-
wczoraj poszła go odwiedzić po operacji, ale stchórzyła.
Przynajmniej Nick Kempner zapewnił ją, że wszystko
poszło dobrze. Reszta należy do Jareda. Będzie potrze-
bował jeszcze wielu miesięcy fizykoterapii. Na szczęście,
wszyscy terapeuci w tym szpitalu są wysoko wykwalifi-
kowanymi specjalistami, więc nie ma znaczenia, kogo
Jared wybierze. Ale gdyby tak chciał wybrać właśnie ją...
Pogrążona w smutku, wiele czasu spędziła zastana-
wiając się, czy mogła postąpić inaczej. I czy powinna
jeszcze raz spróbować z nim porozmawiać.
Nie, nie może tego zrobić. To Jared musi przyjść do
niej. Ale szanse na to były tak samo małe jak na to, by
zapowiadany mówca okazał się Harrisonem Fordem.
- ... proszę, powitajcie doktora Jareda Grangera.
Brooke uniosła gwałtownie głowę do góry i z niedo-
147
S
R
wierzaniem wpatrzyła się w mównicę. Pewnie zle usły-
szała. Albo po prostu zasnęła i śni. Michelle nie zaciąg-
nęłaby jej na ten lunch, wiedząc, że zastanie tu Jareda.
To byłoby zbyt okrutne i tak całkowicie niepodobne do
jej siostry.
A jednak... Jared już wchodził na podium.
Scena była tak surrealistyczna, tak niespodziewana,
że Brooke siedziała jak sparaliżowana. Wyglądał tak sa-
mo jak wtedy, gdy znała go tylko z widzenia, jako nie-
przystępnego pana doktora. Włosy miał porządnie ucze-
sane, garnitur nieskazitelnie wyprasowany. Wydawał się
taki oficjalny i pewny siebie. Ale w jego oczach malował
się smutek i żal, a ona, będąc jego przyjaciółką, jego ko-
chanką, potrafiła to rozpoznać. Serce napełnił jej smutek
i rozpacz utraty.
Przełknęła kulę, która ją dławiła w gardle, i wbiła pa-
znokcie w dłonie, by powstrzymać łzy. Nie będzie pła-
kała przy tych wszystkich ludziach. I nie będzie znów
płakała przy nim.
Jared odchrząknął i powiódł spojrzeniem po zgroma-
dzeniu, teraz milczącym w oczekiwaniu na jego mądre
słowa. Brooke gorączkowo szukała sposobu, by stąd
wyjść bez ściągania na siebie uwagi.
- Czuję się zaszczycony zaproszeniem Michelle Le-
wis - zaczął. - I mam nadzieję, że zawdzięczam to mo-
jemu talentowi krasomówczemu a nie temu, że byłem je-
dynym lekarzem bez napiętego rozkładu dnia.
Ludzie zachichotali, a Brooke zacisnęła zęby, po-
wstrzymując przekleństwo, które cisnęło jej się na usta.
Michelle? Michelle go poprosiła, by wygłosił prze-
148
S
R
mówienie? Ciekawe, jaka kara spotka tego, kto zakuje
siostrę w łańcuchy i pozostawi na zawsze w zamkniętej
szafie. Ale i tak może warto zaryzykować, biorąc pod
uwagę podły czyn, jakiego Michelle się dopuściła.
Jared lewą ręką chwycił brzeg mównicy, a rękę w łub-
kach położył wygodnie na pulpicie. Jego głos spływał
na zgromadzonych ludzi jak woda bijąca z czystego stru-
mienia.
- Cieszę się, że wszyscy mogliście tu dziś przyjść.
Swoją obecnością zaświadczacie, że rozumiecie potrzebę
otwarcia tego nowego oddziału. Potrzebę poprawienia
warunków naszym najmłodszym pacjentom, naszej naj-
większej nadziei. A ja...
Przerwał na długą chwilę. Nagle wziął kartkę z przy-
gotowanym przemówieniem, zgniótł ją i odrzucił na bok.
- ...teraz powiem to, co mam w sercu. Kilka mie-
sięcy temu - kontynuował, nie zważając na szepty pub-
liczności - straciłem wyjątkową pacjentkę. Była wspa-
niałym dzieckiem, zawsze optymistycznie nastawionym
do świata, chociaż od lat ciężko chorowała i szanse na
wyzdrowienie miała niewielkie. Nie zdołałem jej urato-
wać, ale przed samą śmiercią powiedziała mi, że nie ma
do mnie żalu. Jednak ja czułem się winny. Myślicie pew-
nie, że człowiek może się nauczyć czegoś po takim do
świadczeniu. Ale ja się niczego nie nauczyłem. To się
zmieniło dopiero w chwili, gdy sam zostałem pacjentem
tego szpitala.
Jared zwrócił teraz spojrzenie na Brooke. Malowało
się w nim pytanie, ale nie była pewna, o co on właściwie
pyta. Tak bardzo chciała odwrócić wzrok. Ponowne zo-
149
S
R
baczenie go sprawiło jej wielki ból. Mimo to wpatrywała
się w niego jak zahipnotyzowana. Chciała uciec, biec do
najbliższych drzwi, wydostać się stąd. Ale magnetyzujący
wzrok Jareda i jego słowa przygważdżały ją do krzesła.
- I gdybym nie miał tego wypadku, chyba nigdy bym
się nie dowiedział, jak bardzo pracownicy naszego szpitala
są oddani pacjentom - kontynuował. - Bez nich, a szcze-
gólnie bez jednej osoby spośród nich, nie wiem, jak prze-
żyłbym te ostatnie miesiące.
Brooke miała wrażenie, że jest sama w sali i Granger
mówi tylko do niej. Poczuła się uwięziona w jakiejś próż-
ni, choć jednocześnie kiełkowała w niej nadzieja, że Ja-
red zwraca się tylko do niej, że to ona była to osobą,
która spowodowała zmianę w jego życiu. Ale czy napra-
wdę może w to wierzyć, czy też po prostu chce, by to
była prawda?
- Każdy człowiek zasługuje na szansę, a zwłaszcza
dzieci - mówił dalej Jared. - Niektórzy zasługują nawet
na drugą szansę. %7łycie jest za krótkie, by lekceważyć
to, co czyni je pełnym. - Powoli wciągnął i wypuścił
powietrze. - Przed wypadkiem nie wiedziałem, jak ważne
jest to, by mieć wokół siebie ludzi, którym na nas
zależy. Widziałem siebie tylko jako lekarza, ale nie zna-
łem siebie jako człowieka. Ale teraz, dzięki pewnej wy-
jątkowej kobiecie, to się zmieniło.
Na chwilę przerwał, skrzyżował spojrzenie ze spoj-
rzeniem Brooke. Po jej policzkach ciekły łzy, bezwied-
nym ruchem starała się je wytrzeć.
W końcu Jared przestał na nią patrzeć i przeniósł spoj-
rzenie z powrotem na zgromadzonych w sali.
150
S
R
- Mam nadzieję, że zanim stąd wyjdziecie, wszyscy
wypiszecie czeki, by nowy oddział pediatryczny naszego
szpitala był najlepszy w San Antonio, a może nawet
w całym stanie. I to naprawdę wszystko, więc możecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]