[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nocy kilku desperatów będzie próbowało znów się
stąd wyrwać i może im się nawet uda. A niech tam,
baba z wozu, koniom lżej.
Podszedł do wewnętrznego telefonu, wykręcił numer
biura rozrywek.
- Dajcie dziś wieczór jeszcze jedno przedstawienie.
Otwórzcie kina o piętnastej trzydzieści i puśćcie trzy
filmy. Podwyższcie stawki w bingo.
Cokolwiek się stanie, Blue Ocean ma nadal
funkcjonować. Jeśli ma to być koniec kempingu,
niech odbędzie się on z fantazją. Ludzie będą wtedy
pamiętać Milesa Manninga może dłużej nawet niż
historię z krabami.
Rozdział 11
Poniedziałek wieczór - Blue Ocean
Jean Ruddington czuła, że minuty wlokły się jak
godziny. Na zewnątrz wielkiej szopy panował
ogłuszający hałas. Echo potęgowało eksplozję tak, że
Jean myślała, iż popękają jej bębenki w uszach.
Spostrzegła najpierw oślepiające, pomarańczowe
światło, potem poczuła gryzący zapach dymu.
Wiedziała już, że zapaliła się szopa.
O Jezu, powinna była zostać z Gerrym! Lepiej
pełzać w niewoli seksu, niż usmażyć się za życia z
tym szalonym hipisem, który zaspokoił już swoje
pożądanie. Widziała teraz, jak szarpie się z oknem,
które zaklinowało się tak, że musiał użyć łomu.
Szyba pękła, wypadła i potłukła się na drobne
kawałki. Jak szalony wybijał pozostałe w ramie
szkła. Ten skurwiel nie zwracał na nią żadnej uwagi!
- Hej! - krzyknęła i dostała napadu kaszlu. - Pomóż
mi!
Zignorował jej prośbę. Dostał się na górę do okna,
raniąc sobie rękę tak, że zaczęła obficie krwawić,
lecz zdawał się tego nie zauważać. Prze-
151
cisnął swe silne ciało przez wąski otwór i nagle
zniknął. Była zupełnie sama! Bała się panicznie, --ale
opanowała się szybko. Jeśli ten skurwiel wyszedł
tamtędy, ona też to potrafi. I musi to zrobić szybko.
Fale niemal ją oślepiały. Macając wokół rękoma
szukała okna, a gdy wyczuła coś ostrego dłonią
wiedziała, że je znalazła. Futryna znajdowała się
mniej więcej na wysokości jej głowy. Gdyby ktoś jej
pomógł, wspięłaby się z łatwością, ale i tak powinna
dać sobie radę. Desperacko podwoiła siły i po chwili
przeciągała ciało przez wąski otwór, czując tylko,
jak ostre krawędzie kaleczą jej skórę, ale w tej chwili
nie zwracała na to uwagi. Wreszcie wydostała się na
drugą stronę, amortyzując upadek rękoma. Od
uderzenia o ziemię nieomal straciła oddech. Leżała
teraz na piasku, próbując się pozbierać.
O Boże, tak właśnie musiało wyglądać piekło
Dantego. Dookoła tańczyły płomienie, gorąco paliło
jej nagie ciało, a przez łzy nie widziała nic. Musiała
ponownie zwalczyć ogarniające ją zmęczenie. Taki
skok na ślepo mógł się okazać fatalny w
następstwach. A przecież musiała znalezć drogę
przez ścianę ognia.
Jakieś piętnaście jardów dalej zauważyła przejście,
którego nie dotknęły jeszcze płomienie swymi
ognistymi jęzorami. Wokół niej zawalały się belki,
wzniecając dookoła miliony iskier.
152
Jean Ruddington biegła, a potem nagle zatrzymała
się, gdy zobaczyła po raz pierwszy kraba. O Boże
Wszechmogący, to musiał być sen albo halucynacja,
a może wyszły niesamowite cienie, wywołane z
nicości przez ogień! Nie, kraby były rzeczywistością.
Zatrzymały się, gdyż pochwyciły ofiarę. Ich
przysmakiem było ludzkie ciało i krew.
Krzyknęła, a może tak jej się zdawało, ale dzwięk jej
głosu był nikły w tym nieziemskim hałasie.
Rozpoznała nagą, szamoczącą się postać w chwili,
gdy została ona uniesiona w górę przez miażdżące
kleszcze skorupiaków, walczących o najlepsze kąski.
Siła tego człowieka była niczym wobec siły
potworów. Trzymane za rękę i nogę ciało zostało
rozciągnięte na całą długość, a wolne kończyny
gwałtownie poruszały się w powietrzu. Czuła niemal,
jak rozrywają się ścięgna, jak członki są odrywane
od korpusu. Trzeci krab zbliżył się i chwycił ofiarę
za tors. Wyglądało to tak, jakby olbrzymie nożyce
rozwarły się, by przeciąć cienki materiał. Ciało
zostało podzielone, porwane na strzępy, a krew
tryskała jak woda z gejzera.
Przez kilka "sekund Jean stała jak sparaliżowana.
W świetle kolejnego wybuchu płomieni zobaczyła
twarz. To był z pewnością Pete. Jego głowa zwisała
na kawałku skóry, kołysząc się jak jo-jo, a otwarte
martwe usta jakby przekazywały
153
ostatnie ostrzeżenie: "Uciekaj, zanim dostaną
również ciebie!"
Biegła, choć nie wiedziała, jak zdołała zmusić do tego
swe nogi, ale były posłuszne, pomimo jej skrajnego
przerażenia. Widziała przejście i musiała tam
dotrzeć zanim kraby lub ogień nie odetną ostatniej
drogi.
Coś spadło i potoczyło się pod jej nogi. Z wrażenia
niemal nie zwymiotowała, bo Pete patrzył na nią
ponownie krzycząc: "Uciekaj!"
Ocaliła ją ta straszna śmierć. Zdawało się, że kraby
zajęte ucztą nawet nie zauważyły ognia. Płomienie
parzyły jej nagie ciało, gdy zanurzyła się w kłęby
dymu, aby potem znalezć się po drugiej stronie.
Teraz poruszała się po wąskiej ulicy pełnej cieni i
pustych domów. Ani żywej duszy. W zasięgu wzroku
nie pojawiał się żaden człowiek. Upadła na kolana,
próbując złapać oddech. Nie wolno jej zostać tutaj,
bo ogień rozszerzał się, a kraby mogły nadejść w
każdej chwili. Z wielkim wysiłkiem wykonywała
ostatnie polecenie Pete'a: "Uciekać, cały czas
uciekać".
Zobaczyła nagle tłum ludzi, ale nikt z tej
rozkrzyczanej i przerażonej gromady nie zwracał na
nią uwagi. Każdy myślał tylko o ocaleniu własnej
skóry. Jej nagością nie zainteresowali się mężczyzni,
a na jej ciało ochotę miały tylko kraby. W pewnym
momencie zorientowała się, gdzie jest i skierowała
swe kroki w zadymiony, poma-
154
rańczowy mrok. Po przeciwnej stronie ulicy
mieszkał Gerry. Wahała się jeszcze i
niezdecydowana cofnęła się w cień. Za nią szalała
krwawa śmierć i buchające morze płomieni, a przed
nią miejsce na prawdopodobne ocalenie. Przełknęła
ślinę, pamiętając o tym, co zdarzyło się tego
popołudnia i dlaczego spotkała się z Petem.
Próbowała obejrzeć w ciemności swoje ciało. Było
straszliwie brudne. Przesunęła dłońmi po płaskim i
twardym brzuchu, nienawidząc siebie i swoich
namiętności. Przypomniała sobie Gordona
Smallwooda, jego rozumne, taktowne, wybaczające
postępowanie, jakby chciała zadać sobie większy ból.
A potem przeszła przez jezdnię. Przeszłość stała się
zupełnie nieważna, terazniejszość przypominała
piekło, a o przyszłości nie śmiała nawet pomyśleć.
Drzwi były otwarte. W pustym hallu świeciła się
tylko jedna żarówka. Powoli zaczęła wspinać się po
schodach. Po chwili upadła i wstała dopiero wtedy,
gdy skorzystała z poręczy. Była bardzo słaba,
pragnęła tylko, żeby położyć się i spać.
Spojrzała na drzwi do mieszkania Gerry'ego, które
[ Pobierz całość w formacie PDF ]