[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z moim ojcem.
- Och, rozumiem.
- To nic takiego, ale czasem niespodziewanie mi się przypomina.
- I właśnie teraz się pani przypomniało. - W jego głosie brzmiała
nuta sceptycyzmu.
- Proszę, niech pan nie wyciąga z tego fałszywych wniosków,
- Powinna pani jednak coś zrobić z tymi wspomnieniami.
- Och, proszę, niech pan nie mówi do mnie jak doktor! -
powiedziała zirytowana. - Nie jestem w nastroju do takich rozmów.
Potrząsnął nią lekko, trzymając za ramiona.
- Sydney, nie mo\e pani nieustannie dręczyć się. Powinna pani
wyrzucić to z siebie - poradził jej \yczliwie.
- Ale to doprawdy nic wa\nego. Takie głupie wspomnienia z
dzieciństwa.
- Nic, co panią zasmuca, nie mo\e być głupie.
- To naprawdę nic specjalnego. Przypomniało mi się tylko, jak
pierwszy raz byłam u swojego ojca. Miałam wtedy dwanaście lat. To
było całe wieki temu.
- To spotkanie było dla pani oczywiście bardzo bolesne.
- Mój ojciec taki po prostu był i ju\. - Wzruszyła ramionami,
pragnąc ukryć dojmujący ból, który odczula.
- Niech mi pani wszystko opowie - poprosił Zinn.
Sydney nie opierała się ju\ dłu\ej i zaczęła mówić. Opowiadając
trochę dr\ała, więc Zinn przytulił ją do siebie. Poło\yła głowę na jego
ramieniu, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Po chwili dopiero
spostrzegła się i jednocześnie zdumiała, jak szybko i łatwo uległa jego
urokowi i jak całkowicie mu zaufała. Jej ojciec miał w sobie dokładnie
ten sam rodzaj uroku i czaru, któremu trudno się było oprzeć.
- Nie znałem pani ojca, więc nie mogę poradzić nic rozsądnego.
Wiem tylko jedno, \e nie ma \adnego porównania między tym, co pani
mi opowiedziała o swoim ojcu a tym, co ja sam czuję do Andrei.
- Nie, ja nie porównuję, nie o to mi chodzi - zaprzeczyła Sydney,
- Sądzę, \e jednak pani to czyni, chód mo\e nie zdaje sobie z tego
sprawy. Być mo\e, \e Dick Charles i ja jesteśmy jakoś do siebie podobni,
ale to wynika raczej z charakteru naszego zawodu i absolutnie nie
oznacza, \e jesteśmy identyczni. Ja nie jestem Dickiem Charlesem.
- Ju\ mi pan to mówił - przypomniała.
Zinn obrócił ją ku sobie i uniósł jej podbródek tak, by spojrzała mu
prosto w oczy.
- Tak, ju\ to mówiłem i będę powtarzał dopóty, dopóki pani nie
zrozumie, o co mi chodzi.
- Zinn&
Patrzyła mu w oczy. Czuła, jak jego ręce zsuwają się ni\ej po jej
obna\onych plecach, czuła ich ciepło. Po chwili wziął jej twarz w dłonie
i zbli\ył usta do jej warg. Pozwoliła mu się pocałować. Najpierw całował
ją czule i delikatnie, potem mocniej przycisnął do piersi. Pocałunek stał
się namiętny. Teraz liczyło się tylko jedno, \e była w jego ramionach.
Nie istniały \adne powody, dla których miałaby nie pozwolić na te
pocałunki, nic teraz nie było wa\ne. Nawet nie próbowała się opierać
temu, czego sama pragnęła. Pocałunki były coraz namiętniejsze, Zinn w
końcu oderwał usta od jej ust. Sydney powoli otworzyła oczy i
próbowała zrozumieć, co się stało. Czuła mocny uścisk mę\czyzny, bicie
jego serca. I nagle zorientowała się, \e stało się właśnie to, czego
postanowiła za wszelką cenę od początku uniknąć.
Powoli wyzwoliła się z uścisku i odsunęła od niego na bezpieczną
odległość.
Zinn spojrzał zdumiony i niezbyt zadowolony zmianą jej nastroju.
To tym bardziej utwierdziło Sydney w przekonaniu, \e powinna jak
najszybciej skończyć ten epizod.
Odwróciła się, \eby wrócić do domu. Zinn jednak chwycił ją i
trzymał mocno.
- Nie! - Zaprotestowała, szarpiąc się z nim.
- Zostań! - Jego głos brzmiał jak rozkaz.
- Nie, nie chcę tego.
Mówił do niej cicho, niemal szeptem.
- Ja chcę.
Próbowała się wyzwolić z jego objęć, ale trzymał ją mocno. Ju\
zastanawiała się, czy będzie musiała zastosować jakiś chwyt judo, kiedy
przyszło jej na myśl, by spróbować przemówić mu do rozsądku.
- Zinn, nie po to tu jestem, a jeśli tak myślisz, to zaraz odejdę.
- Przecie\ wiedziałaś, \e mam ochotę cię pocałować i nie
protestowałaś. śałuję, \e zmieniłaś zdanie, ale nie będę cię za nic
przepraszał. Nie miałem \adnych złych zamiarów.
- Nie chodzi o twoje zamiary. Ja naprawdę nie chcę tego rodzaju
stosunków między nami.
Przez chwilę patrzył jej głęboko w oczy, a potem wypuścił ją z
ramion. Cofnęła się o krok.
- Jeśli mnie pan teraz zwolni, zrozumiem.
- Nie, przeciwnie. Dziś wieczorem mam jakieś zebranie i nie
będzie mnie w domu kilka godzin. Nie chcę, by Andrea i Yolanda
zostały same w domu.
- Zebranie wieczorem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]