[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Hej - powiedział, kiedy podeszłam.
- Hej - odparłam. Pochyliłam głowę, otwierając szafkę. Wybierałam kolejne
cyfry szyfru: 21 - tyle lat chciałabym mieć teraz. 16 - tyle mam teraz. 35 - tyle lat
będę miała, kiedy Rob Wilkins uzna, że dojrzałam do tego, aby z nim chodzić.
- No więc - odezwał się ponownie. - Miałaś zamiar mi powiedzieć?
Wyjęłam książkę do geometrii.
- Nie - powiedziałam - nie zamierzałam nikomu o tym mówić.
- Tak właśnie myślałem. A ten dzieciak?
- Jaki dzieciak?
Wiedziałam doskonale, o kogo pyta.
- Ten dzieciak w Paoli. Był pierwszy?
- Aha - powiedziałam. Nagle zachciało mi się płakać. Poważnie. A ja nigdy
nie płaczę.
No, ostatni raz w gabinecie pana Goodharta, kiedy przyszli agenci FBI.
- Mogłaś mi powiedzieć.
- Mogłam. - Wyjęłam zeszyt do geometrii. - Uwierzyłbyś mi?
- Tak - powiedział. - Tak, uwierzyłbym.
Myślę, że rzeczywiście by uwierzył. Albo może po prostu chciałam tak
myśleć. Wydawał się taki... Nie wiem. Chyba miły. Stał tam, opierając się o sąsiednią
szafkę. Nie miał książek, tylko tę nieodłączną powieść w miękkich okładkach w
tylnej kieszeni wyświechtanych dżinsów, gdzieniegdzie mocno wypłowiałych, na
przykład na kolanach i w innych, bardziej interesujących miejscach.
Miał na sobie ciemnozieloną, cienką bluzę z długim rękawem, rękawy jednak
podciągnął do góry, tak że widać było jego opalone odjazdy na motocyklu
przedramiona i...
No, czyja nie jestem żałosna?
Zatrzasnęłam drzwiczki szafki.
- Dobra - powiedziałam. - Muszę iść.
- Jess - zawołał, kiedy już odchodziłam. Obejrzałam się.
Zmieniłem zdanie . Miałam nadzieję, że to właśnie powie: Zmieniłem
zdanie. Czy pójdziesz ze mną na bal na koniec roku?
Powiedział jednak:
- Słyszałem. O tym chłopcu. O Seanie.
Wydawał się zmieszany, taka rozmowa na szkolnym korytarzu, w
nienaturalnym świetle jarzeniówek, musiała być dla niego czymś niezwykłym.
- To nie była twoja wina, Jess - mówił dalej. - Sposób, w jaki zachowywał się
wtedy, przed domem... Ja też widziałem, że z nim się dzieje coś dziwnego. Skąd
miałaś wiedzieć? To tyle. - Pokiwał głową, jakby zadowolony, że powiedział
wszystko, co miał do powiedzenia. - Postąpiłaś słusznie.
Potrząsnęłam głową. Czułam łzy pod powiekami. Cholera, stałam tam, mijały
mnie setki ludzi, a ja usiłowałam ukryć łzy przed chłopakiem, który podobał mi się
tak, że nie potrafię tego wyrazić. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej
upokarzającego?
- Nie - powiedziałam. - Nieprawda.
Potem odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
Tym razem nie próbował mnie zatrzymać.
Ponieważ nie musiałam zostać w szkole, wróciłam do domu z Ruth.
Postanowiłyśmy, że będziemy razem ćwiczyć. Ruth powiedziała, że znalazła nowy
koncert na flet i wiolonczelę. Współczesny, ale mogłybyśmy spróbować.
Kiedy jednak wjechałyśmy w Lumley Lane, zorientowałam się natychmiast,
że coś jest nie tak. Reporterzy stłoczyli się w odległym końcu ulicy, za policyjną
barykadą. Na widok samochodu Ruth podnieśli wrzask i zaczęli gorączkowo pstrykać
zdjęcia...
Gliny nie dopuszczały ich w pobliże domu.
Kiedy Ruth podjechała bliżej i zobaczyłam krew na chodniku, wiedziałam,
dlaczego.
Nie tylko na chodniku. Krwawy ślad prowadził aż do drzwi frontowych.
Ruth też go zauważyła. Mruknęła och .
Potem otworzyły się drzwi i wyszedł mój tata razem z Mikiem. Tata
uspokajającym gestem podniósł ręce w górę i powiedział:
- Nie jest tak zle, jak na to wygląda. Po południu Dougie rzucił się na
reportera, który usiłował przeprowadzić wywiad z sąsiadami. Obaj mają się dobrze.
Nie przerażaj się.
To pewnie brzmi śmiesznie, że mój brat rzucił się na reportera. Gdyby to
zrobił Mike, to byłoby nawet bardzo śmieszne. Ale chodziło o Douga, więc wcale nie
było mi do śmiechu.
- Posłuchaj - powiedział tata, siadając na schodkach przed domem. Ruth
zgasiła silnik i obie wysiadłyśmy z samochodu.
Usiadłam obok taty, starannie omijając wzrokiem plamy krwi. Ruth zasiadła
obok Mike'a na bujanej ławeczce na ganku. Aaweczka zatrzeszczała złowieszczo pod
ich ciężarem. Mike nie wyglądał na zachwyconego towarzystwem, ale Ruth nie zwró-
ciła na to uwagi.
- To nie twoja wina, Jess - ciągnął tata - ale reporterów, wozów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]