They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stała się jej wrogiem. Nawet jeśli jej wybawcy byli niedaleko,
nie zdołają śledzić wszystkich grup przemytników.
227
Byli blisko Tamizy. Sophie słyszała głuche buczenie
statków, które się na niej tłoczyły.
Domyśliła się, że towar ma być dostarczony do któregoś
ze składów pobudowanych przy rzece. Wkrótce wóz stanął, by
po otwarciu wielkich drzwi wjechać do środka.
Głuchy odgłos zamykających się wrót zabrzmiał w uszach
Sophie jak podzwonne, ale nie miała czasu, by się nad tym
zastanawiać. Szorstkie ręce wyciągnęły ją z wozu. Potem
Harward wyjął nóż i przeciął sznury krępujące jej stopy. Ale
kiedy wyciągnęła przed siebie ręce, pokręcił głową.
- Jeszcze nie teraz, moja droga. Chodz ze mną.
Wziął ją pod rękę. Próbowała iść, ale nogi się pod nią
ugięły. Usłyszała okrzyk zniecierpliwienia. Po chwili jeden z
towarzyszy Harwarda przerzucił ją sobie przez ramię.
Tak weszli na piętro. Na szczycie schodów Harward
skierował się do porządnie umeblowanego pomieszczenia.
Sophie była zaskoczona. Zmiało mogłyby się tu odbywać
spotkania w interesach. Po chwili uświadomiła sobie, że tak
było w istocie.
Wokół długiego mahoniowego stołu siedziało sześciu
mężczyzn, z wyglądu majętnych dżentelmenów. Kiedy
rzucono ją na fotel, zaskoczeni unieśli głowy.
- Co to jest, Harward? - spytał jeden z zebranych. -
Czyżbyś stracił rozum?
- Nie, sir. Przyprowadziłem tę kobietę z bardzo
ważnego powodu.
Po raz pierwszy, odkąd go znała, Sophie wykryła w jego
głosie nutę szacunku.
- No więc mów, o co chodzi! Co poszło nie tak?
- Drobny wypadek, milordzie. Niefortunny, choć nie
do uniknięcia. Ta dama była świadkiem.
- Jeszcze jedno zabójstwo! Czy ty nigdy się nie
nauczysz? Właśnie z tego powodu opózniła się nasza
poprzednia transakcja. Może umknęło to twojej uwadze?
228
Harward się zarumienił.
- Nie mieliśmy wyboru. Myślę, panowie, że żaden z
was nie chciałby być ofiarą szantażu.
Mężczyzni przy stole zareagowali morderczymi minami.
Przywykli do władzy i wydawania rozkazów, gotowi byli
zmiażdżyć każdego, kto ośmieliłby się im grozić.
W końcu jeden z nich powiedział:
- Nie kwestionujemy twoich metod, Harward, ale nie
udolność to inna rzecz. Jeśli znów coś pójdzie nie tak,
będziemy zmuszeni rozejrzeć się za innym
współpracownikiem.
Harward, który już odzyskał panowanie nad sobą, skłonił
się dwornie.
- Nie uzna pan tego za konieczne, mój panie.
Odzyskaliśmy towar. To duża partia. Może przejdziemy do
interesów?
Zamierzał zająć miejsce przy stole, ale jeden z zebranych
powstrzymał go.
- Co z kobietą?
- Cóż, sir, to nie problem. Nie musicie się obawiać, że
zacznie mówić.
Sophie spojrzała na nich, ale żaden z mężczyzn nie patrzył
jej w oczy. Znali zamiary Harwarda równie dobrze i jak ona.
- Nie podoba mi się to! - Któryś z dżentelmenów
skrzywił i się z niesmakiem. - Nie ma innego sposobu?
- Moglibyśmy puścić ją wolno, naturalnie. - Harward
zerknął na Sophie, która aż się wzdrygnęła. Wyglądał niczym
drapieżne zwierzę, które szykuje się do ataku. - Ale
pamiętajcie, panowie, że was widziała, a dama nie jest głupia.
Jeśli będzie miała okazję, na pewno was zniszczy.
- Ta kobiecina? - zadrwił ktoś. - Po prostu daj jej
pieniądze, to zamknie jej usta.
Harward się nie śpieszył. Chciał, żeby jego następne słowa
wywołały jak największy efekt.
229
- Panowie, oto pani Firle, wdowa po Richardzie!
Dla Sophie cisza, która nastąpiła po tym oświadczeniu,
oznaczała tylko jedno - wyrok śmierci. Każdy z zebranych
przyłożył j rękę do zabójstwa jej męża, choćby dając na nie
przyzwolenie. Jej los został przypieczętowany.
- Dlaczego ją tu przywiozłeś? - padło pytanie. - Nie
jesteś nieomylny, Harward, o czym zdążyliśmy się przekonać, i
to na własnej skórze. Gdyby udało jej się zbiec, nasze życie
byłoby zagrożone.
- Nie wydaje mi się. - Harward spojrzał na nią jak kot
na ranną mysz. Igrał z nią przed zadaniem ostatecznego ciosu.
- Mam wrażenie, że jeszcze nam się na coś przyda.
- Dość mamy twoich tajemnic! - oświadczył
poirytowanym głosem któryś z zebranych. - Co do mnie, nie
mam czasu do stracenia. Przetrwaliśmy najgorsze. Dajmy
spokój tej kobiecie! Ona nie ma z nami nic wspólnego.
- Przeciwnie, sir. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby
okazała się dla nas wprost nieoceniona. Może nie będziemy
musieli długo czekać... - Powoli wyjął pistolet i położył na
stole.
Sophie zamknęła oczy. Czyżby zamierzał zamordować ją
tutaj, na oczach swoich mocodawców? To do niego podobne.
Ten czyn obciążyłby ich wszystkich, nie tylko jego.
- Oszczędz nam tego melodramatu! - warknął
poprzedni mówca. - Zostaw swoje popisy dla kogoś, kto je
doceni. Nie potrzebujemy tu broni, chociaż wiem, że lubisz nią
wymachiwać wśród swoich ludzi. Pamiętaj, gdzie jesteś!
Harward poczerwieniał na ten pełen pogardy ton i odparł
ostro:
- Nie lubi pan myśleć o przemocy, milordzie? Może
jednak powinien pan zastanowić się nad tym, z czego czerpie
pan tak wielkie zyski? To prawda, może i mam brudne ręce,
ale pańskie też nie są czyste.
230
Sophie usłyszała szuranie krzesłem i ostrożnie otworzyła
jedno oko. Jeden z mężczyzn wstał, na jego twarzy malował się
gniew.
- Ty bezczelny psie! Zachowuj się jak należy w
obecności lepszych od siebie. Zapomniałeś, kim jestem?
- Nie, nie zapomniałem, kim pan jest... kim jest każdy z
was... - Spojrzenie Harwarda przesunęło się po wszystkich po
kolei. - Mówi pan, że jesteście lepsi ode mnie? Niech mi pan w
takim razie powie, kto jest bardziej winny: ten, kto zabija,
kiedy jest to konieczne, czy zdrajca, którego złoto
spowodowało śmierć tysięcy jego rodaków?
Zapadła złowroga cisza. Wybuch zdawał się nieunikniony.
W pewnej chwili Harward niedbale położył rękę na pistolecie.
- Nie radzę zapominać o dobrych manierach, panowie -
ciągnął. - Pozwolę sobie zapewnić, że albo razem idziemy na
dno, albo płyniemy.
Jego słowa przywitał pomruk gniewu, lecz najstarszy w
tym gronie dżentelmen postanowił ratować sytuację.
- Panowie! Panowie! - zaapelował do zebranych. 
Przecież ta kłótnia nie ma sensu. Tracimy tylko czas.
Zapomnijmy o tym, co nas dzieli. Niech nasz przyjaciel złoży
sprawozdanie z zysków, jakie przyniosła ostatnia operacja.
Liczę na pięćdziesiąt procent, jak dotychczas.
Harward wcisnął pistolet do kieszeni, po czym skłonił się,
a kiedy przemówił, jego głos brzmiał znacznie łagodniej.
Powiedział już swoje. Miał ich w garści, a oni wiedzieli o tym.
Mógłby teraz się wycofać, a zacni dżentelmeni będą mu do
końca życia płacić za milczenie. Sami wpadli w jego w ręce.
Richard Firle nie był jedynym, który zrozumiał korzyści
płynące z szantażu, lecz rozegrał to zle i marnie skończył. On
nie popełni tego błędu. Ale na to jeszcze przyjdzie pora.
Odsunął krzesło i usiadł przy stole.
- Zarobiliśmy tyle co zwykle - oznajmił. - Zyski
dostaną panowie w towarze, jak zawsze.
231
- Doskonale! - Stary dżentelmen aż promieniał z
zadowolenia. - Powinno nam się udać podwoić zyski, jeśli
starannie wybierzemy odpowiednie rynki zbytu. - Skinął w
stronę Harwarda. - Pomoże mi pan? - Sięgnął pod stół i z
pomocą Harwarda wyjął sejf. Kiedy uniósł wieko, Sophie
wybałuszyła oczy. Skrzynia była wypełniona złotymi
gwineami. - Oto następna partia. Miejmy nadzieję, że w
przyszłości nie napotkamy takich trudności jak ostatnio. -
Wyjął małą skórzaną sakiewkę i pchnął ją przez stół. - Może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl