[ Pobierz całość w formacie PDF ]
można pozwolić sobie tylko, gdy jest się świadomym własnego bezpieczeństwa.
Ale, Gordon, czy nie ma w tym trochę przesady? Ostatecznie kilkoro niezwykłych niemowląt...
Które, aby przeforsować swoją wolę potrafią wywoływać neurozy u dorosłych kobiet. A pamiętaj też
o Harrimanie, moja droga!
To może minąć, gdy podrosną. Słyszy się przecież czasem o jakimś dziwnym oddziaływaniu
psychicznym, może wywołanym potrzebą tkliwości...
Ale nie w sześćdziesięciu jeden powiązanych z sobą przypadkach. Te Dzieci nie potrzebują tkliwości.
Nikt nie widział nigdy rozsądniejszych, bardziej samowystarczalnych i samodzielniejszych niemowląt. Są
z siebie bardzo zadowolone i nic dziwnego, skoro osiągają wszystko,czego chcą. Na razie są jeszcze małe i
nie żądają wiele, ale zobaczymy pózniej.
Doktor Willers mówi...
Willers stanął na wysokości. Zrobił tak wiele, iż nic dziwnego, że się przemęczył i teraz zachowuje
się, jak otumaniony struś. Jego hipoteza zbiorowej histerii graniczy z patologią. Mam nadzieję, że urlop
dobrze mu zrobi.
Ale on przynajmniej starał się to wytłumaczyć!
Nie nadużywaj mojej cierpliwości, kochanie! Willers nigdy nie usiłował czegokolwiek tu
wytłumaczyć. Uznawał pewne fakty, gdy to było nieuniknione; co do reszty, to próbował je
usprawiedliwić, a nie wyjaśnić. To przecież nie jest to samo.
Ale przecież musi istnieć jakieś wytłumaczenie!
Oczywiście.
Więc powiedz mi!
Musimy zaczekać aż Dzieci podrosną! dostarczą więcej przekonujących dowodów.
Jestem pewna, że masz już jakąś koncepcję.
Nic pocieszającego.
Ale co?
Nie jestem jeszcze gotów rzekł Zellaby, potrząsając głową. Ale zadam ci pytanie: Co byś
zrobiła, chcąc podważyć długotrwałą i dobrze chronioną przewagę jakiegoś społeczeństwa; czy
przystąpiłabyś do kosztownego i raczej samobójczego szturmu z zewnątrz? Czy, gdyby czas nie odgrywał
wielkiej roli, wybrałabyś subtelniejszą taktykę i spróbowałabyś wprowadzić coś w rodzaju piątej kolumny,
która zaatakowałaby to mocarstwo od wewnątrz?
Rozdział XV
Adam i Ewa
W ciągu następnych kilku miesięcy w Midwich zaszło wiele zmian.
Doktor Willers przekazał swoją praktykę młodemu lekarzowi, który pomagał mu w okresie kryzysu, a
sam, w stanie krańcowego wyczerpania i rozgoryczenia postępowaniem londyńskich decydentów wyjechał
z żoną w długą podróż, podobno dookoła świata.
W lutym mieliśmy epidemię grypy, na którą zmarło trzech starszych mieszkańców miasta i troje Dzieci,
wśród nich synek Ferrelyn. Posłano po nią, i przyjechała natychmiast, ale nie zastała go już żywego.
Jeszcze przed tym miała miejsce sensacyjna ewakuacja Ośrodka. Była to świetnie zorganizowana akcja.
Naukowcy dowiedzieli się o niej w poniedziałek, w środę przyjechały ciężarówki, a w piątek dom i
kosztowne, nowe laboratoria świeciły gołymi oknami, zupełnie puste. Artur Crimm wyjechał z całym
personelem. Zostało tylko czworo złotookich Dzieci, dla których należało znalezć przyrodnich rodziców.
W tydzień pózniej do opróżnionego mieszkania Crimma wprowadziło się starsze małżeństwo; doktor
Freeman był psychologiem, a jego żona ogólnie praktykującym lekarzem. Wszystko, co o nich
wiedzieliśmy to, że na zlecenie jakiejś nie określonej bliżej oficjalnej organizacji mieli obserwować rozwój
Dzieci. Przystąpili do tego prawdopodobnie według własnej metody; spotykało się ich ciągle, grasowali po
całym miasteczku, węszyli po domach lub siedzieli na Błoniach, dyskutując o czymś z przejęciem. Otaczali
swoje poczynania nimbem agresywnej dyskrecji, niemal konspiracji i po tygodniu nie cierpiało ich całe
miasto. Ale charakteryzowała ich także zawziętość, tak długo i uporczywie wśród ogólnej dezaprobaty
robili swoje, że w końcu pogodzono się z ich obecnością, jak trzeba pogodzić się ze złem koniecznym.
Pytałem o nich Bernarda. Powiedział, że zostali przydzieleni tu oficjalnie, ale nie przez jego departament.
Uważaliśmy, że jeśli to ma być jedyny efekt zabiegów Willersa o poddaniu Dzieci wszechstronnej i
fachowej obserwacji, to dobrze się stało, że doktor wyjechał z Midwich.
Zellaby i jeszcze kilka innych osób chętnie pomogłoby Freemanom rozeznać się w obcym dla nich
środowisku, ale odrzucili te oferty. Jeśli chodzi o dyskrecję, to ich pracodawcy nie mogli wybrać lepiej, ale
choć dyskrecja ma w tego rodzaju sprawach pierwszorzędną wagę na pewno uzyskaliby więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]