They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pouczyć do egzaminów. Carrie niechętnie zgadza się spędzić sobotni wieczór u Janie.
Carrie zjawia się koło szóstej wieczorem i ju\ jest nawalona. Ale Janie i tak zmusza ją
do wyciągnięcia ksią\ek i notatek.
- Chcesz iść do college'u czy nie? - pyta ostro.
- No tak - odpowiada Carrie. - Raczej. Chyba \e Stu będzie chciał się ze mną o\enić.
- A chce?
- Tak myślę. Mo\e. Kiedyś.
- A ty chcesz? - pyta Janie po chwili.
- Jasne, dlaczego nie? Byle wynieść się od starych.
- Twoi rodzice nie są chyba a\ tacy zli. Nie sądzisz?
Carrie się krzywi.
- Szkoda, \e nie znałaś ich przedtem.
- Przed czym?
- Przed tym, jak się tutaj przeprowadziliśmy.
Janie się waha. Zastanawia, czy to odpowiedni moment, \eby zapytać.
- Carrie...?
- Co?
- Kto to jest Carson?
Carrie wybałusza na nią oczy.
- Co ty powiedziałaś?
- Spytałam, kto to jest Carson.
Na twarzy Carrie widać panikę.
- Skąd wiesz o Carsonie?
- Nie wiem. Gdybym wiedziała, nie musiałabym pytać. - Janie stąpa po cienkim
lodzie. Bardzo cienkim.
Carrie, wyraznie poruszona, chodzi po kuchni.
- Ale skąd ci przyszło do głowy, \eby o niego pytać?
- Powiedziałaś kiedyś to imię - odpowiada ostro\nie Janie. - Przez sen. Po prostu
jestem ciekawa.
Carrie nalewa sobie wódki do szklanki. Siada. I wybucha płaczem.
O cholera, myśli Janie.
Carrie wreszcie opowiada całą historię.
- Carson... miał cztery lata.
Janie ściska się \ołądek.
- Utopił się. Byliśmy na kempingu nad jeziorem... to było... - Carrie urywa i wypija
łyk wódki. - Był moim młodszym bratem. Ja miałam dziesięć lat. Pomagałam mamie i tacie
rozbijać namiot.
Janie zamyka piekące oczy.
- O cholera, Carrie.
- Zapędził się nad jezioro... nie zauwa\yliśmy. I spadł z pomostu. Próbowaliśmy...
próbowaliśmy... - Carrie chowa twarz w dłoniach. Bierze głęboki dr\ący oddech. - Prze-
prowadziliśmy się tutaj rok pózniej. - Teraz mówi bardzo cicho. - śeby zacząć od nowa. Nie
rozmawiamy o nim.
Janie obejmuje Carrie i przytula ją. Nie wie, co powiedzieć.
- Tak mi przykro.
Carrie kiwa głową i szepcze załamana:
- Powinnam była lepiej go pilnować.
- Och, Carrie... - Janie tuli ją przez chwilę, a\ Carrie delikatnie się odsuwa.
- Ju\ w porządku. - Pociąga nosem.
Janie, zupełnie bezradna, przynosi z łazienki rolkę papieru toaletowego.
- Nie mam \adnych chusteczek... Carrie? Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?
Carrie wyłamuje palce. Czyści nos.
- Nie wiem, Janers. Myślałam, \e to minie. Byłam taka zmęczona... taka zmęczona
tym smutkiem. Nie mogłam ju\ znieść tych milczących współczujących spojrzeń.
- A Stu wie?
Carrie kręci głową.
- Pewnie powinnam mu powiedzieć.
Milczą przez długą chwilę.
- Pewnie tak - wzdycha w końcu Janie. - To, co złe, nigdy samo nie mija. I to nie jest
niczyja wina.
Carrie oddycha głęboko i powoli wypuszcza powietrze.
- Co tam. Jakoś to będzie, nie? - uśmiecha się przez łzy. - Dzięki, Janers. Jesteś
naprawdę dobrą przyjaciółką. - Milknie na chwilę i dodaje cicho: - Tylko zachowuj się teraz
normalnie, dobra? Jedno smutne spojrzenie i nie ma mnie tu, przysięgam na Boga.
Janie uśmiecha się szeroko.
- Jasne. Mała.
11 grudnia 2005, godzina 2.41
Kiedy Carrie zaczyna śnić, tym razem Janie wie, co robić.
Las, rzeka, chłopiec. Tonący. Uśmiechnięty.
Carrie patrzy na Janie. Mają zaledwie parę minut, zanim zjawi się rekin. Carrie
krzyczy:
- Pomó\ mu! Ratuj go!
Janie koncentruje się, patrząc Carrie w oczy.
- Poproś mnie, Carrie. Poproś mnie.
Chłopiec podskakuje na wodzie, tonie, z tym niesamowitym uśmiechem na
twarzy.
- Pomó\ mu! - krzyczy znów Carrie.
- Carrie! - mówi Janie z całą mocą. - Nie mogę pomóc jemu. Poproś mnie.
Poproś, \ebym pomogła... tobie.
Rano Carrie wspomina przy śniadaniu:
- Miałam przedziwny sen. To był jeden z tych koszmarów o Carsonie, które ciągle mi
się śnią, ale tym razem się zmienił w takie dziwne... coś. To było nieprawdopodobne.
- Tak? - mamrocze Janie z pełnymi ustami. - Fajnie. Widocznie mam tu dobre feng
shui, czy coś.
- Myślisz?
- Nie wiem. Spróbuj przemeblować swój pokój, a wieczorem powiedz sobie, \e od tej
pory chcesz, \eby twoje sny współgrały z nowym harmonijnym otoczeniem.
Carrie zerka na nią podejrzliwie.
- Chcesz mnie zdenerwować?
- Oczywiście, \e nie.
12 grudnia 2005, godzina 17.16
Janie jedzie powoli do domu po długim dniu w domu opieki. Zwięta za pasem, więc
pracownicy próbują między stałymi obowiązkami znalezć czas na wieszanie świątecznych
dekoracji. A Janie udało się pomóc trójce rezydentów w odnalezieniu odrobiny spokoju w
snach. To był całkiem niezły dzień.
Po drodze zachciewa jej się przejechać pod domem Cabela. Dziwi się, widząc jego
samochód na podjezdzie. Zwalnia i parkuje obok, nie wyłączając silnika.
Biegnie do frontowych drzwi i puka wesoło.
Drzwi otwierają się i Cabel posyła jej znaczące spojrzenie.
- Cześć, Janie, co tam? - Daje jej znaki oczami, kiedy staje za nim Shay i wygląda
przez jego ramię. Zaborczym gestem obejmuje go w pasie.
- Cześć, Janie - mówi Shay z triumfalną miną.
Janie uśmiecha się i kombinuje, jak z tego wybrnąć.
- O, cześć, Shay. Sorki, \e przeszkadzam. Cabelu, masz mo\e te notatki z matmy do
jutrzejszego egzaminu, które miałeś mi po\yczyć?
W oczach Cabela błyska wdzięczność.
- Tak - mówi. - Zaraz wracam. Wejdziesz?
- Nie. Mam śnieg na butach.
Cabel zjawia się po chwili i wręcza jej plik papierzysk zwiniętych i ściągniętych
gumką.
- Zaraz idziemy na imprezę, ale będę potrzebował tych notatek jeszcze dzisiaj
wieczorem. Egzamin jest rano. Do której mogę po nie wpaść? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl