[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbowałem się do ciebie zbliżyć, cofałaś się.
Bo zawsze chciałeś dużo. Objęła się ramionami.
Nawet teraz, w Kornwalii, gdy tyle nas połączyło. Ciągle miałam
poczucie, że dla ciebie to jeszcze mało, że chcesz więcej.
Raven, nadal się opierałaś. Patrzył jej prosto w oczy. Chodziło mi
o coś więcej niż twoje ciało. Na coś więcej czekałem przez tych pięć lat.
Miłość powinna wystarczyć odparowała, czując nagły gniew.
Nie. Potrząsnął głową. Miłość to za mało. Chcę o wiele więcej.
Umilkł, obserwując uczucia malujące się na twarzy Raven. Chcę, byś mi
zaufała bezwarunkowo i bez zastrzeżeń. Chcę całkowitego porozumienia i
oddania. Tym razem wszystko albo nic, Raven.
Cofnęła się.
180
R
L
T
Nie możesz mnie mieć. Oczy błysnęły mu gniewnie.
Do cholery, nie chcę cię posiadać, ale chcę, byś była moja. Nie
widzisz, że to różnica?
Przez długą minutę wpatrywała się w niego w milczeniu. Zwiesiła
ramiona. Już nie czuła chłodu. Napięcie, które wcześniej czuła na karku,
ustąpiło.
Nie widziałam powiedziała cicho. A powinnam.
Podeszła do niego wolno. Każdy szczegół jego twarzy widziała
wyraznie, całkiem na nowo: ciemne, wyraziste brwi, teraz ściągnięte razem,
poważne zielononiebieskie oczy, w których skrzyły się niecierpliwe ogniki,
cienie świadczące o nieprzespanych nocach. Uświadomiła sobie, że teraz
kocha go jak kobieta, już nie jak dziewczyna. Bez lęku i bez ograniczeń.
Przesunęła palcem po policzku Branda, jakby chciała złagodzić jego napięcie.
Padli sobie w ramiona, odnalezli swoje usta. Brand zanurzył palce w jej
włosy, uwolnił je, od spinek. Wymruczał coś niezrozumiałego i pocałował ją
jeszcze goręcej. Oszołomieni i niecierpliwi, pośpiesznie zdzierali z siebie
ubrania. Nie potrzebowali słów, wystarczał dotyk.
Zaklął cicho, gdy nie mógł poradzić sobie z suwakiem jej sukienki, co
bardzo rozbawiło Raven. Wreszcie opadli na dywan, zatracając się w
pieszczotach, spragnieni siebie, złaknieni do bólu. A potem czas się zatrzymał,
gdy spleceni miłosnym uściskiem, zatapiali się w rozmarzeniu i cichej radości.
Raven czuła na szyi ciepłe tchnienie oddechu Branda.
Brandon wyszeptała, muskając ustami jego skórę.
Hm?
Miałam ci coś powiedzieć, ale wypadło mi z głowy.
Zaśmiała się cicho.
Może kiedyś ci się przypomni. Też się roześmiał.
181
R
L
T
Widać to nie było nic istotnego.
Na pewno masz rację. Uśmiechnęła się, pogładziła go po policzku.
To było coś o miłości. %7łe kocham cię bezgranicznie, do obłędu. I niczego
więcej nie pragnę, jak być twoją. Nic istotnego.
Pochylił ku niej usta, delikatnie skubał jej nabrzmiałą od pocałunków
wargę.
Byłaś zdekoncentrowana rzekł w zadumie, przesuwając dłonią po jej
piersi.
Raven pogładziła go po plecach.
Trochę mi się śpieszyło.
Tym razem... zaczął obsypywać drobnymi pocałunkami jej kark i
bark. Tym razem zwolnimy tempo.
Chyba nie zaszkodzi trochę więcej orkiestracji, jak myślisz? Jego dłoń
pieszczotliwie błądziła po jej piersi.
Tak, przyda się więcej orkiestracji. Brandon... Zamruczała, bo zaczął
całować jej ucho. Zagrajmy to jeszcze raz, z uczuciem...
182
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]