[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoich dzieci.
Ferraccio wplótł palce w swoje długie włosy.
Wciąż się zastanawiał, co naprawdę czuła do niego Clarissa. Czy nadal uważała go
za uzurpatora, czy też szczerze pragnęła kontynuować ich małżeństwo? Wszystko ukła-
dało się jak cudowny sen. Stale się lękał, że zaraz się obudzi. Lecz wszystkie dotychcza-
sowe obawy bladły przy strachu, który gryzł go teraz. Oddałby wszystko, byle tylko nic
się jej nie stało.
- Królu Ferruccio.
Obrócił się na pięcie. Pięciu mężczyzn stało w drzwiach. Jak senne zmory.
- Królu Ferruccio, dobrze się pan czuje?
- Zamilcz - warknął. - Mówcie.
Mężczyzni popatrzyli po sobie, wyraznie przestraszeni. W końcu jeden zrobił krok
do przodu.
- Gratulujemy, Wasza Wysokość. Królowa jest w ciąży.
Ferruccio zastygł. Skamieniał.
- O czym wy mówicie? Niedawno miała okres!
Tym razem wystąpił drugi lekarz. Już nie tak speszony.
R
L
T
- W pierwszych miesiącach ciąży zdarzają się takie przypadki - powiedział. - Ale
to nic nie znaczy i nie ma żadnego wpływu na ciążę.
Zwiat zawirował Ferrucciowi przed oczami. Dopiero teraz w pełni to do niego do-
tarło. Clarissa jest w ciąży!
- Z naszych obliczeń wynika, że królowa musiała zajść w ciążę podczas nocy po-
ślubnej.
Widział ich jak przez mgłę. Słuchał, lecz i tak wiedział, że się mylili. On był pe-
wien, że stało się to podczas ich pierwszego razu. Minął ich bez słowa i popędził do Cla-
rissy. W drzwiach do apartamentu zwolnił. Może nie była chora, ale na pewno nie czuła
się dobrze. Nie chciał jej przestraszyć gwałtownym wtargnięciem. Cicho otworzył drzwi.
Clarissa leżała na łóżku odwrócona tyłem do drzwi. Nie widziała go ani nie słysza-
ła, bo gruby dywan tłumił kroki. Położyli go tam, żeby móc się kochać również na pod-
łodze.
Zrobił ostrożnie kilka kroków i... zatrzymał się. Znieruchomiał. Serce przeszył mu
bolesny harpun.
Dio Santo... Clarissa... wyglądała na... zrozpaczoną. Nie chciała tego dziecka? Dla-
tego, że on był jego ojcem?
Basta! Przestań, głupcze. Może tylko cierpiała fizycznie? Kobiety w pierwszej fa-
zie ciąży miewają różne dolegliwości. Tyle się ostatnio działo. Zlub. Koronacja. A do
tego tyle pracy, w którą angażowała się tak żarliwie.
Usłyszał ciche szlochanie.
Clarisso... nie... prego... proszę... nie...
Nie mogła usłyszeć jego myśli. Akała coraz bardziej. Jakby rozdzierano jej serce.
Nienawidziła dziecka, które nosiła pod sercem. Tylko dlatego, że było jego. Ponieważ
nienawidziła go. To był dla niego... koniec. Czas się zatrzymał. W głowie miał potworny
mętlik. Wszystkie senne koszmary wypełzły z ukrycia. Oparł się o ścianę. Piekły go
oczy. Coś uwierało go pod powiekami. Azy? Niemożliwe. Po tym co przeszedł w życiu,
miałby płakać? A jednak. Jak widać Clarissa znaczyła dlań więcej, niż podejrzewał.
Odepchnął się od ściany. Starannie otarł oczy i ruszył do Clarissy. Jej uczucia nie
miały znaczenia. Wciąż była jego żoną. Jego królową. Matką jego dziecka. Liczyło się
R
L
T
tylko to, co on czuł. Zanim ją poznał, żył, nie znając miłości. Teraz będzie się musiał na-
uczyć znowu tak żyć.
Pierwsza fala druzgocącej rozpaczy opadła. Ale Clarissa wiedziała, że to tylko
chwilowa przerwa przed kolejnym atakiem. A więc jest w ciąży. Zdaniem lekarzy od
niedawna. Choć ona i tak była pewna, że stało się to tamtej pierwszej nocy. Było to naj-
lepsze i najgorsze zarazem, co przytrafiło jej się w życiu.
Wciąż jednak nie wiedziała, czy Ferruccio będzie chciał utrzymać ich małżeństwo.
Czy będzie chciał ją i to dziecko. Oszukiwała siebie samą, że to nie ma znaczenia, jeśli
tylko będą razem. Ale czy będzie potrafiła żyć z nim, jeśli on nie odwzajemni jej uczuć?
A jeśli kiedyś, pewnego dnia, spotka kobietę, która naprawdę poruszy jego serce?
Pojęła bezmiar dramatu swojej matki, która uwierzyła, że mąż nigdy jej nie kochał,
że oddał swe serce innej.
- Clarisso.
Usłyszała za plecami szept Ferruccia. Dzięki Bogu, że łzy obeschły, pomyślała.
Odwróciła się. Zbliżał się od drzwi z nieprzeniknioną twarzą. Dlaczego był taki spokoj-
ny? Taki... nieodgadniony?
Usiadł na brzegu łóżka i pogłaskał ją po policzku. Gest był łagodny, kompletnie
nieprzystający do jego zimnej obojętności. Dio... Dio... On nie jest szczęśliwy. Czuła to.
Wiedziała. Wyglądał, jakby chciał uciec jak najdalej.
Basta, idiotko, pomyślała. Przecież właśnie całe jego dotychczasowe życie się od-
mieniło. Przed chwilą dowiedział się, że zostanie ojcem.
- Congratulazioni, futura mamma - powiedział. Spróbowała usiąść, rzucić mu się w
ramiona. Powstrzymał ją. - Nie, nie ruszaj się. Koniec już z szaleństwami, z pracą. Przy-
najmniej do czasu, aż lekarze powiedzą, że to będzie na tysiąc procent bezpieczne.
- Dobrze, jeśli ty tego chcesz - odparła cicho.
Musnął jej wargi szybkim pocałunkiem.
- Zobaczymy się wkrótce. Teraz wypoczywaj, Clarisso. - Wstał. A ona miała wra-
żenie, że nie wróci do niej już nigdy. Popatrzył na nią przeciągle. - Muszę wracać do pra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]