They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zjedliśmy śniadanie. Puszkowinę na zimno. Guś nie robił sobie zastrzyku.
- Morfina bardzo osłabia - powiedział. - Zrobię, jak będziemy na miejscu.
- Co ci jest? - zapytałem.
- Nieoperacyjne - mruknął i zamilkł. - Dlatego przyjechałem tutaj. Nie widziałeś tęczy?
105
- Nie. Zresztą to chyba niecodzienne?
- To taka miejscowa anomalia pogodowa. W nocy chłodne powietrze skrapla się na
górze. Rano woda spływa i rozbijając się o skały daje ten właśnie efekt. Nie było, to
szkoda. Wyruszamy.
Wlekliśmy się bardzo wolno. Skały pokryte śniegiem były śliskie i szybko skostniały mi
palce, bo nie pomyślałem w Warszawie, \e będą potrzebne rękawice. Znów kawałek drogi
musieliśmy pokonać wspinając się po zardzewiałych klamrach na ścianę skalną. Altimetr
pokazał cztery tysiące metrów.
- Ju\ właściwie jesteśmy - powiedział mój przewodnik. - Diabli by wzięli ten śnieg.
Aatwiej będzie nas tropić.
- Sądzisz, \e jeszcze nas ścigają?
- Jestem o tym przekonany. Znam Admana.
Pokonaliśmy jeszcze jedną, na szczęście niską, ściankę skalną i zatrzymaliśmy się u
wylotu wąskiej szczeliny. Jej dnem płynęła woda, ale teraz zamarzła.
- Tu nie jest głęboko, ale nie wiem, na ile lód jest mocny - powiedział. - Odpocznijmy.
Siedliśmy na kamieniach.
- Jak wyobra\asz sobie Arkę? - zapytał.
- Pewnie poka\esz mi stos spetryfikowanego drewna rozwłóczonego przez lodowiec.
Albo formację geologiczną z łupków z odciskami trzeciorzędowych roślin i powiesz, \e to
skamieniałe szczątki Arki...
- No, trzeba wstawać - uśmiechnął się.
Ruszyliśmy naprzód. Lód był dość mocny, ale i tak szliśmy głównie po wystających z
potoku kamieniach.
- No to patrz - mruknął Guś.
Wyszliśmy zza skały. Naszym oczom ukazała się rozległa kotlinka o stromych ścianach.
Typowy wysokogórski cyrk lodowcowy. Lodowiec spełzający ze szczytu góry cofnął się,
uwalniając przeszło połowę doliny. Wyciekająca spod niego woda utworzyła spory staw.
Z lodowca wystawała Arka.
Wpatrywałem się zdumiony. Statek wielkości transatlantyku wykonany z drewna
jednym końcem wrośnięty w lodowiec. Drugi koniec na wpół zatopiony tkwił w stawie.
Zatkało mnie zupełnie.
- Robi wra\enie, no nie?
- Nie sądziłem, \e to tak wygląda.
- Nikt nie sądzi a\ zobaczy. Do tej pory nie wierzyłeś, \e to zobaczysz.
Ruszyliśmy. W zamarzniętym błocie na brzegu jeziora odbite były ślady stóp obutych w
cię\kie wojskowe buty.
- Robinson znalazł na brzegu morza ślad ludzkiej stopy - mruknąłem.
- To nie są stopy Piętaszka - powiedział Guś z trzaskiem odbezpieczając pistolet.
Minęliśmy wygasłe ognisko, otoczone wiankiem pustych puszek.
- Kurdowie? - zaciekawiłem się. Skinął głową.
Weszliśmy na zamarzniętą taflę jeziora, ale lód pękał nam pod nogami i musieliśmy się
cofnąć.
- Wejdziemy przez lodowiec - polecił.
- Co zrobimy, jeśli nas zaskoczą? Uśmiechnął się potrząsając pistoletem.
- Zabijemy tylu, ilu zdołamy. Mo\na byłoby wprawdzie podło\yć kostkę termitu w
wąwozie i stopić lód, ale obawiam się, \e to zatrzymałoby ich na krótko.
106
Lodowiec był mocno zniszczony, wdrapaliśmy się na niego bez większego problemu.
Niebawem stanęliśmy na pokładzie Arki. Deski, które niegdyś dopasowano bardzo
dokładnie, spaczyły się, a częściowo zgniły. Trzeszczały pod nogami. Miejscami porastał
je zielony mech, a gdzieniegdzie znaczyły plamy porostów.
- Powinniście opylić to wszystko jakimś środkiem grzybobójczym, bo jeszcze
kilkadziesiąt lat i załamie się - powiedziałem.
- Grzyby znikną jeszcze dzisiaj. Na zawsze - uśmiechnął się. Nie podobał mi się jego
uśmiech.
- Rzuć to tutaj - gestem wskazał pakunek na moich plecach. - Gdy stąd wyjdziesz musisz
udać się tam - wskazał gestem sterczący z lodu potę\ny skalny występ. - Rozpakujesz i
domyślisz się, co dalej robić. A mo\e i nie domyślisz się. Trzeba dać górze szansę, choć ty
jesteś dobrym człowiekiem, więc prze\yjesz. Widziałem jak strzelałeś ostro\nie, \eby nie
zabijać wielbłądów. Inny na twoim miejscu strzelałby do ludzi.
Rzuciłem cię\ar tam gdzie stałem. Przez właz weszliśmy do wnętrza. Górny pokład Arki
był wielkości hali sportowej, choć znacznie ni\szy. Przez liczne dziury w podłodze widać
było ni\sze pokłady. Na podłodze le\ały podłu\ne zawiniątka opakowane w szare płótno.
- Pochówki - wyjaśnił spokojnie. - Pobo\ni Ormianie, Grecy i Kurdowie spoczywają na
pokładzie Arki w oczekiwaniu sądu ostatecznego.
- Zapewne członkowie twojej rodziny tak\e?
- Ale\ nie. Ci, którzy nie spoczywają na cmentarzu w Nowym Jorku, pogrzebani zostali
w Erewaniu.
- Stra\nicy Arki powinni...
- Wiemy, co powinniśmy. Poza tym nie jesteśmy ju\ stra\nikami. Ja jestem ostatnim
przewodnikiem, ty ostatnim klientem, to zamknięty rozdział. Czterysta lat historii mojej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl