They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tu także panowała cisza. Nie wyobrażałem sobie, żeby ktokolwiek wytrzymał cały dzień pod
taką kołdrą z liści, musiałby się zadusić. Wśliznąłem się na  Patriote i z pistoletem w dłoni
sprawdzałem kajuty. Piraci splądrowali wnętrze łajby i zabrali tylko to, co było ładne i
nowoczesne. Pogardliwie zostawili oba garandy, które wrzuciliśmy do wnętrza ze Swordem,
gdy Tango przeszkodził nam w ucieczce. Obejrzałem broń, była w dobrym stanie.
Przeczołgałem się po pokładzie i znalazłem puste magazynki. Załadowałem do nich naboje i
sprawdziłem, czy jeden z garandów działa bezbłędnie. Teraz musiałem zastanowić się, jak
wejść do fortecy.
Usiadłem w jednej z kajut, skąd przez bulaj widziałem plażę i ścieżkę do fortecy. Po
godzinie byłem pewien, że nawet mysz nie prześliznie się na górę. Strażnik na plaży nie
stanowił większego problemu. Gorzej było z posterunkiem z karabinem maszynowym w
połowie drogi i drugim w bramie fortu.
Chwilę zastanawiałem się, co by mi dała dywersja: na przykład wybuch na  Patriote
czy na łodzi piratów. Oba pomysły odrzuciłem, bo poza ewentualnym zatopieniem jednej z
jednostek nic nie zyskiwałem. Piraci i tak panowali nad głównym ciągiem komunikacyjnym.
Pozostawało nieuniknione, czyli wspinaczka po trzystumetrowej skale. Podejrzewałem, że
skoro w skale pod fortecą są jaskinie, może być tam jakieś tajne przejście, służące do
ewentualnej ewakuacji załogi. Nie dopytałem się wodza Czarne Ziarno, czy groty z pirackim
skarbem znajdowały się pod fortecą, czy może chodziło o te po drugiej stronie zatoki.
Wszedłem do kajuty Willy ego, gdzie miałem nadzieję znalezć jego telefon
komórkowy, przez który może udałoby mi się sprowadzić pomoc. Piraci byli jednak
skrupulatni. Nie zwrócili za to uwagi na papiery, a wśród nich była kopia pirackiej mapy.
Przykryłem się kocem i zapaliłem latarkę. Nie chciałem, by ktoś z zewnątrz zauważył
podejrzany blask na łodzi. Uważnie obejrzałem szkic. Góra z fortecą na szczycie była
narysowana w rzucie z boku. Gdzieś w dwóch trzecich wysokości był czerwony krzyżyk
naprzeciw wodospadu i dwie poziome kreski przecinające wzniesienie.
Zabrałem mapę, garanda i wyśliznąłem się przez bulaj. Dotarłem do strumienia i
powtórzyłem naszą wczorajszą drogę ucieczki. Przy wodospadzie skorzystałem z tej samej
drogi wspinaczki co Sword. Była już noc, gdy znalazłem się u stóp góry. Nade mną piętrzył
się skalisty kolos. Z daleka wyglądał on straszniej niż z bliska. Dzięki wystającym półkom,
drzewkom, krzewom można się było wspinać, pod warunkiem, że miało się zdrową nogę.
Dopiero teraz, gdy nieostrożnie stanąłem na kamieniu przypomniałem sobie, że byłem ranny.
Maści Czarnego Ziarno czyniły cuda.
Poprawiłem plecak, lepiej przypiąłem karabiny i rozpocząłem wspinaczkę. Po
pierwszych pięćdziesięciu metrach żałowałem, bo upadek w dół przerażał, wydawało mi się,
że jestem tak wysoko. Po kolejnym takim odcinku odpoczywałem na wąskiej półce i
wiedziałem, że bez sensu byłoby się teraz wycofać. W połowie zbocza było mi duszno i
pojawiły się mroczki przed oczami. Kręciło mi się w głowie. Na dwustu metrach miałem dość
i gotów byłem przywiązać się do dobrego punktu zaczepienia i zasnąć. Dłonią szukałem
czegoś takiego i nagle ręka trafiła w próżnię, aż się zachwiałem. Prawa noga zsunęła się z
wystającego zęba skalnego, ale druga ręka utrzymała ciężar ciała. Rozpaczliwie szukałem
oparcia, a tego jak na złość nie było. Przyszedł moment zwątpienia i chciałem puścić się i
wtedy olśniło mnie! Zrozumiałem treść rysunku!
Wychyliłem się i rzuciłem w kierunku tej pustki. Przeleciałem przez ścianę
zwisających łodyg traw i wpadłem w stare ptasie gniazdo. Pod stopami zachrzęściły gałązki i
szkieleciki ptaków, które tu zginęły. Szczelina miała dwa metry wysokości i tylko
osiemdziesiąt centymetrów szerokości. Poczołgałem się głębiej, badając rękoma przestrzeń
przed sobą. Natrafiłem na coś kwadratowego, z drewna, z żelaznymi okuciami. Przesłoniłem
promień latarki i zapaliłem ją. To były skrzynie, a właściwie kufry, z prawdziwym skarbem
piratów! To już nie były łupy zdobyte na angielskich statkach, to były złote precjoza
skradzione z azteckich świątyń. Nie miałem czasu na oglądanie znaleziska, tylko szybko
policzyłem, że było to pięć sporych skrzyń. Poświeciłem głębiej. Był tam wąski korytarz.
Jeszcze raz zerknąłem na stos złota i zabrałem jedną z figurek z postacią o ohydnie
wytrzeszczonych oczach, szczerzącą zęby, z których jeden był wykonany z kryształu
górskiego.
Zgasiłem latarkę i ostrożnie stawiałem kroki z wyciągniętymi przed siebie rękoma.
Zrywałem nimi powstałe przez dziesiątki, setki lat pajęczyny, coś lekko trzepotało mi po
włosach, łaskotało w uszy. Co jakiś czas rękawem koszuli ścierałem z twarzy obrzydliwą
maz. Niespodziewanie dotarłem do szczeliny, którą wyczułem stopą. Klęknąłem i zacząłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • docucrime.xlx.pl