[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ochlapując okiennice. W zupełnej ciszy senator zgromił go ostro. Lucjusz ledwie zauważył,
że ktoś przepycha się obok; był to elegant-wartownik. Zatrzymał się pół kroku od drzwi,
jakby usiłował zorientować się w sytuacji. Centurion odpowiedział senatorowi, zarzucając mu
opieszałość i tchórzostwo. Dlaczego nie mieliby użyć siły do otwarcia następnego
mieszkania? Jest ich czternastu mężczyzn.
Senator zaoponował, ale Lucjusz ze zdumieniem odkrył, że jego argumenty, pod
którymi jeszcze kilka godzin temu sam by się podpisał, brzmią pusto, nieprawdziwie. Martwa
cisza należała do centuriona, który wiedział jak ją wygrać. Senator spurpurowiał i zrobił krok
w kierunku centuriona; w tym momencie w dłoni eleganta zalśnił sztylet. Senator, jakby
zobaczywszy go w oczach centuriona, odwrócił się i zbladł. Otwarł usta, lecz na nic nie
czekając, bez zamachu, centurion rąbnął go w głowę trzymanym wciąż dzbanem. Senator
zwalił się na podłogę, twarzą w kierunku eleganta ze sztyletem. Centurion kilkakrotnie
poruszył dzbanem, jakby sprawdzał jego ciężar, w końcu postawił go na podłodze,
przekroczył ciało i bez słowa wyszedł. Za nim, czujnie, wycofał się elegant.
Lucjusz i cyrulik byli jedynymi, którzy stali. W jakiś sposób zobowiązywało ich to do
udzielenia pomocy senatorowi, który żył, ale paskudna rana na głowie nie przestawała
krwawić. Cyrulik zażądał jakiejś tkaniny do opatrzenia go, co wywołało konsternację;
zażegnała ją dama, oddając swój szal. Ponieważ Greka na łożu nie wolno było ruszać,
zaimprowizowano naprędce posłanie ze złożonych płaszczy. Nic więcej nie można było
zrobić; ktoś wspomniał wprawdzie o zielu krwawnika, ale lokator tylko się skrzywił. Cyrulik
usiadł przy senatorze i zaczął drzeć szal na pasy. Po godzinie plama na obandażowanej głowie
68
senatora przestała się powiększać, chociaż nie odzyskał przytomności. Przez ten czas nie
pokazał się ani centurion, ani elegant ze sztyletem. Nie rozmawiano też o zajściu, co można
było przypisać nie tylko strachowi, lecz także zdumieniu, bo po raz pierwszy zostało tak
radykalnie sformułowane coś, o czym z pewnością myśleli już wszyscy.
Lucjusz nie miał złudzeń co do zamierzeń centuriona; nie miał ich również co do
ogólnych nastrojów. Trudno było się zresztą dziwić; dobiegała powoli końca druga doba bez
żywności i picia. Nie zaskoczyła go też deklaracja handlarza, który, przerywając powszechną
bezczynność, wyraził poparcie dla centuriona i skrzyknął coś w rodzaju pospolitego ruszenia.
W jego skład weszli, oprócz niego, pozostali eleganci, Nubijczyk i jeden z Greków. Lucjusz
nie odzywał się, a cyrulik był zbyt zajęty swoimi pacjentami; pogardliwe milczenie zachował
również lokator. Po wyjściu handlarza i jego grupy cyrulik zwrócił się do Lucjusza o pomoc,
senator bowiem poruszył się gwałtownie, co spowodowało nowy krwotok. W pewnym
momencie przyłączyła się do nich dama, przyjęta przez cyrulika w milczeniu.
5
Pod wieczór zaczęto przygotowania do kolejnej nocy. Nie było to zbyt
skomplikowane i sprowadzało się do znalezienia sobie miejsca na podłodze. Noc zapowiadała
się niespokojnie, bowiem dzieci budziły się niekiedy i ich nagły, rozdzierający płacz
podrywał wszystkich. Cyrulik, wciąż jeszcze nie tracąc opanowania, dwoił się i troił, ale za
jedyne lekarstwo miał kilka słów pocieszenia, dotyk ręki.
Nim zdążyli się pokłaść, do środka wkroczył handlarz ze swoim oddziałem. Bez
żadnych wstępów polecił przygotować się do przeprowadzki na wyższe piętro; podobno było
tam mieszkanie z oknem na ulicę. Grek z pospolitego ruszenia, zbliżywszy się do swego
towarzysza, powiedział coś o lepszym łożu na górze, wskazując na chorego trzeciego Greka.
W tym momencie ostro zaprotestował cyrulik, lecz Grecy, ignorując go, podnieśli chorego.
Lucjusz nawet nie zauważył, kiedy w dłoni cyrulika pojawił się dzban, ten sam, którym
centurion zranił senatora. Jedna z kobiet krzyknęła, Grecy zawahali się i położyli na powrót
swojego towarzysza. Handlarz, zaskoczony, nie odezwał się ani słowem, kiedy cyrulik z
Lucjuszem unieśli na zwiniętych płaszczach senatora i ruszyli ku drzwiom.
Na schodach nie było nikogo, dopiero w nowym mieszkaniu, przy zamkniętych
okiennicach, siedział elegant. Poza nim w mieszkaniu znajdowała się para staruszków, o tak
wylęknionych minach, że Lucjusz w pierwszej chwili chciał zapytać, co się stało. Ale
przypomniał sobie świeże rysy na framudze drzwi i wyłamany skobel, więc nic nie
powiedział. Położyli senatora, okrywając go płaszczami. Na szczęście rana nie otwarła się
ponownie; oddychał tylko ciężko przez sen. W drzwiach pokazały się kobiety i dzieci,
powodując zamieszanie, bo od razu skierowały się do okna. Elegant poderwał się i krzyknął
na centuriona, który niemal natychmiast nadbiegł ze schodów. Po krótkiej dyskusji zezwolił
na uchylenie okiennic; mieli patrzeć po kolei, żeby niepotrzebnie nie ryzykować.
Lucjusz podszedł jako ostatni. Zobaczył tę część ulicy, która nieco dalej kończyła się
skrzyżowaniem. Wiatr przesuwał po bruku jakieś szmaty i piasek; domy wyglądały jak
oślepłe, z opuszczonymi powiekami okiennic i bram. U dołu, na samym krańcu pola widzenia
- co ujrzał jedynie dzięki temu, że stanął na palcach i czego na pewno nie mogły dostrzec
kobiety - w miejscu, gdzie musiała się znajdować brama sąsiedniej kamienicy, od bruku
odcinało się coś, co przypominało piętę buta. Wyraznie widział dwa końce rzemienia,
służącego do wiązania, i nieco wyżej biały skrawek płaszcza lub togi. Człowiek leżał
69
nieruchomo; z pewnością był martwy. Przez chwilę Lucjusz miał zamiar zapytać eleganta,
czy również to widział, ale pomyślał o słuchających dzieciach i zrezygnował.
Ponieważ chory Grek i najbardziej osłabione dzieci zostały w starym mieszkaniu,
cyrulik chciał tam zajrzeć. Zwrócił się o pomoc do Lucjusza, ale zanim zdążyli wyjść, do
mieszkania wkroczył centurion ze swoimi ludzmi. Jeden z elegantów oraz Nubijczyk nieśli
dzbany, zaś handlarz glinianą wazę z pokrojonym na równe kawałki chlebem. Centurion
wyjaśnił, że to połowa zapasów, jakimi dysponują, toteż oszczędność jest konieczna; wszyscy
dostaną jednakowe porcje, z tym, że dla dzieci jest jeszcze kilka jabłek. Do tego parę łyków
wody. Handlarz obszedł pomieszczenie, trzymając wazę, z której każdy brał po kawałku
chleba. Lucjusz machinalnie podniósł kromkę do ust; wszyscy już jedli, z wyjątkiem cyrulika,
bezradnie obracającego swoją porcję w dłoni. Na wazie został jeden kawałek i handlarz
zatrzymał się przy senatorze; ponieważ nikt się nie ruszył, sam wziął chleb i umieścił go na
krawędzi łoża. Cyrulik prychnął gniewnie i ostentacyjnie wyszedł. Nikt się nie odezwał, ale
cisza stała się nagle przerazliwie ciężka.
Lucjusz znalazł cyrulika w starym mieszkaniu. Z dziećmi nie było najlepiej;
wprawdzie kilka łyków wody sprawiło, że przestał je męczyć suchy kaszel, ale temperaturę
miały wciąż wysoką. Stan Greka już od dłuższego czasu nie uległ widocznej poprawie.
Cyrulik wlał mu do ust parę kropel wody, ale chory nie był w stanie ich przełknąć. Gdy
wracali na górę, na schodach panował już półmrok, lecz w mieszkaniu paliły się dwie lampki
oliwne. Lucjusza zdziwiła nieco ta rozrzutność; okazało się, że właściciele mieli spory zapas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]