[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem po prostu ciekawy.
- Czego?
- Twojej skazy.
- Skazy?! - Nic nie rozumiała.
- No, może źle się wyraziłem. Nie chodzi mi o wygląd. Jesteś
tak atrakcyjna, że możesz przebierać w mężczyznach. Z jakiego
tajemniczego powodu szukasz męża przez ogłoszenie?
- Ależ to nie ja... - jęknęła. - Jake, zostałam tylko zatrudniona,
by znaleźć odpowiedniego kandydata.
- Zatrudniona!?
- Wybacz. Nie zdawałam sobie sprawy... Uznałam za pewnik,
że Buster powiedział ci, kim jestem i po co przyjechałam.
- Chyba próbował, ale zawsze zmieniałem temat.
- Nie przeglądałeś informacji o ewentualnej żonie?
- Pobieżnie. Nie było tam nazwiska, zdjęcia ani nic, z czego
mógłbym wywnioskować, że to nie ty.
- Póki nie wyłuskam dwóch czy trzech kandydatów, muszę
zachować dyskrecję. Dla dobra mojej klientki.
- Zajmujesz się swataniem?
- Pierwszy i ostatni raz - powiedziała stanowczo. - Moja praca
polega na wyszukiwaniu specjalistów dla różnych firm.
Znajduję właściwych pracowników na właściwe miejsce.
- Tym razem akurat tym miejscem jest łóżko.
- Można to i tak ująć.
- Cholera! A ja wysilałem się, żeby być miły...
35
- Miły! - krzyknęła. - Ty byłeś miły?!
- Oczywiście. Mogłem przecież stanąć na granicy rancza z
bronią w ręku.
- Zamiast tego łaskawie pozwoliłeś mi zrobić olbrzymie
pranie, posprzątać dom, ugotować obiad, uszyć kostium dla
Cassie i... i...
- Pies- podpowiedział.-Zapomniałaś o psie.
- Przegonić cielaki z ogrodu i... - Spojrzała na niego
przymrużonymi oczami. - Żartujesz sobie ze mnie?
- Ależ skąd. Mów dalej.
- Nawet poskładałam twoje gatki, panie Montana. Mogłam je
byle jak wepchnąć do szuflady, ale wszystkie starannie
poskładałam i...
- Chyba ich nie wykrochmaliłaś, co? - spytał niewinnie. - Jak
ja nie cierpię sztywnej bielizny! Zwłaszcza jeżeli cały dzień
mam spędzić na koniu. Nie masz pojęcia, ile niewygody
sprawia...
- Szkoda, że nie wpadłam na ten pomysł! - Popatrzyła
groźnie, ale nie mogła zachować powagi. - Niech cię diabli!
Jesteś niemożliwy!
- Czyli nie ty jesteś moją przyszłą żoną - powiedział z cichym
westchnieniem. - Przez chwilę już miałem ci ulec i pozwolić się
zawlec do ołtarza.
- Całe szczęście, że prawda wyszła na jaw. Dzięki temu nie
zapędziłeś się za daleko - oznajmiła sucho. - Niestety, twoje
wysiłki, by być miłym, poszły na marne.
- Nieprawda. Nic nie poszło na marne. - Jake pochylił się do
przodu i popatrzył na nią uwodzicielsko.
Odwróciła wzrok. W kominku cicho strzelał ogień. Blask
padał na jej twarz. Znów pragnął ją objąć jak już wiele razy tego
dnia. Czy ona też czuła to dziwne oczarowanie i ciekawość,
które kazały mu wierzyć, że między nimi jeszcze nie wszystko
skończone?
36
- W pewnym sensie jestem zadowolony - powiedział cicho. -
Kiedy w końcu cię pocałuję, będziesz wiedziała, że to nie z
powodu jakiegoś głupiego ogłoszenia.
Rzuciła mu badawcze spojrzenie, by sprawdzić, czy znów nie
zaczyna się z niej naigrawać.
- A tak przy okazji, dziękuję za pranie, gotowanie i szycie
kostiumu.
- Zapomniałeś o psie.
- Rzeczywiście. I za składanie.
- Bez krochmalu - zapewniła go, nie panując nad śmiechem.
- Trudno się przyznać do tego, ale spędziłam tu przyjemny
dzień. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz gotowałam
prawdziwy obiad. Przeważnie wrzucam byle co do kuchenki
mikrofalowej. No i te sympatyczne rozmowy z Cassie...
-Jestem twoim dłużnikiem. Ona rzadko może liczyć na czyjąś
niepodzielną uwagę. Moja wdzięczność za pomoc przy
kostiumie po prostu nie zna granic. Kiedy zeszłej jesieni Beth
Wilson zadzwoniła z pytaniem, czy parę razy w tygodniu
posłałbym Cassie do przedszkola, nie zdawałem sobie sprawy z
tego, że przyjdzie mi szyć sukienki dla aniołka.
- Podobno sztukę napisała cała klasa. Co za wspaniała lekcja
współpracy! Ta Beth Wilson to skarb.
- Beth jest świetną nauczycielką. Sama zorganizowała
przedszkole, a teraz nim kieruje. Większość tutejszych dzieci,
zwłaszcza w wieku Cassie, żyje w pewnej izolacji. Nawet jeżeli
mają rodzeństwo, nie zawsze potrafią współżyć w grupie.
Często nie umieją przystosować się do szkoły. Podejrzewam, że
gdy Beth dzwoniła w sprawie Cassie, nie przypuszczała, w co
się pakuje.
- Chyba obie zdobyły nowe doświadczenia.
- Okazała Cassie dużo serca. Stawiała przed nią różne
zadania, które pomagały jej sprawdzić własne siły. Zachęcała do
czytania książek, by zobaczyła, że świat nie składa się tylko z
37
koni i kowbojów. Uczyła zabaw z innymi dziećmi i unikania
bójek z powodu drobnych konfliktów.
- Może zdoła wyciągnąć ją choć na chwilę z dżinsów i
tenisówek, by zobaczyła, jak miło jest być małą dziewczynką.
- To chyba ponad ludzkie siły.
- Matka natura wszystkim się zajmie. Powiem ci coś w
tajemnicy. Byłam najgorszą chłopczycą w okolicy, kiedy
miałam dziesięć lat. Stopniowo zrozumiałam, że mogę być
dziewczyną i jednocześnie robić to, co lubię, czyli grać w
baseball i hokeja.
- Ty i hokej! Niemożliwe! Wyglądasz na taką, która
paradowała w różowych falbaniastych sukienkach.
- Wyrosłam w małej miejscowości w Saskatchewan, gdzie
hokej na lodzie to nie sport, a obowiązek. Byłam bramkarzem,
póki nie straciłam dwóch przednich zębów, na szczęście
mlecznych. Wtedy mama ostro zaprotestowała.
- I tylko dlatego nie występujesz w lidze narodowej?
- Nie. Raczej przez hormony. Skończyłam czternaście lat i
włożyłam figurówki oraz różowe getry. Chciałam zdobyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]