[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerażająco wręcz skuteczni, do perfekcji doprowadziwszy metodę walki pod-
jazdowej. Nim powiadomieni przez zwiadowców żołnierze Ataela zbliżali się do
wroga, ślad po nim już trawą zarastał. Zdobyte warownie cudzoziemcy obsadzali
siłami niepomiernie większymi, a okolice pustoszyli tak, że trudno było znalezć
nawet paszę dla koni. Pod tym względem przypominali prawdziwą szarańczę.
Niewolnice zmuszano do zbierania zboża, jeszcze niedojrzałego, o kłosach wy-
pełnionych mlecznym sokiem, a gdy siły northlandzkie podchodziły zbyt blisko,
dozorcy podkładali ogień na polach. Ogołacali sady z owoców, a jeśli nie nadążali
189
z kradzieżą nakazywali ścinać drzewa. Zatruwali studnie i stawy, wrzucając do
wody trupy, by tam gniły. W twierdzach, zamienianych w ogromne obozy nie-
wolnicze, panował bezwzględny terror. Opieszałość karano biciem, najmniejszy
opór śmiercią. Sekretarz zdążył już przesłuchać Kamian, więc poznał ponure
szczegóły życia za palisadą, która z osłony stała się więzieniem.
Tak niegospodarnie sobie poczynają, że chyba niebawem zabraknie żyw-
ności nie tylko dla więzniów, ale i dla ich wojska?
Obawiam się, że nie martwią się o to wcale O hore zawahał się na
moment. Ta kobieta, którą królowa sprowadziła do zamku, mówiła, że pewnego
razu obcy żołnierze zabili dziecko, a potem je zjedli.
Odpowiedział mu zbiorowy jęk grozy. Myszka poszarzał i oparł się o skrzynię,
jakby zasłabł. Winograd kurczowo przełknął ślinę.
Mięso jest dobre powiedział Nardo, na moment wypływając z odmę-
tów zamyślenia. Polowanie. Z łukiem. . . z psami. Taki obraz malowałem. . .
kiedyś. . . dokończył wolno, wbijając wzrok w ścianę, jakby tam właśnie zo-
baczył wspomnienie z przeszłości. Jego siwobłękitne oczy nabrały wyrazu, twarz
wykrzywiła się kurczowo, lecz już po chwili rozpłynęła się w zwykłej aurze sen-
ności. Zdezorientowani chłopcy patrzyli na niego zbici nagle z tropu.
Dlaczego zabijają wyłącznie mężczyzn, zostawiając przy życiu kobiety?
zastanowił się Mówca, wracając do przerwanego wątku. Przecież są słabsze
i nie potrafią pracować tak ciężko.
Może uważają, że kobiety są łatwiejsze do opanowania i nie umieją wal-
czyć? rzekł Sekretarz.
Powinni poznać Rijen mruknął Promień, jakby do siebie.
Najpotężniejsze twierdze macie od południa, najlepiej wyszkolone garni-
zony też od południa dodał głośno. Największych wrogów zawsze mieliście
na południu, a teraz co? Po pomoc zwracacie się również na południe. To byłoby
śmieszne, gdyby nie było tragiczne.
Tak zgodził się O hore. Ale ostatnie walki z Lengorchią były ponad
sześćdziesiąt lat temu. Od tamtej pory żadnej ze stron nie opłacało się utrzymywać
w gotowości wielkich armii. Usprawniać broni, szkolić żołnierzy ani robić tego
wszystkiego, co wypada w razie wojny. Rzeznicy, jak mniemam, nie zaspokoją
apetytu jedynie Northlandem, kiedy za górami leży tak piękny i zasobny kraj jak
Lengorchia. Do kogo zwrócicie się po pomoc wy, kiedy nadejdą złe czasy?
Nie nadejdą burknął Promień. I poradzimy sobie.
Oby rzekł Sekretarz. Król śle listy na dwór cesarza Ogniwo, lecz
odpowiedzi są wykrętne.
Toteż należy zwrócić się do samego Kręgu, a nie do figury zastępczej
rąbnął Koniec bezceremonialnie, aż wszyscy skierowali na niego oczy w najwyż-
szym stopniu zaskoczeni.
190
* * *
Broń rozłożona na stole przypominała mi w jakiś sposób kości. Długie pisz-
czele obrane z mięsa. Czułem do nich instynktowną odrazę. Siwowłosy mężczyzna
przekładał jednak te brzydkie przedmioty z czułą troską, jakby dla niego stanowiły
prawdziwy skarb. Podnosił je kolejno, pokazywał, ważył w rękach. Moi towarzysze
gapili się na tę stertę żelastwa z równą fascynacją. Spróbowałem podnieść jedną
taką rurę, a wtedy okazało się, że jest cięższa, niż przypuszczałem. Jeden koniec
był otwarty, drugi kończył się kolbą pasującą do ramienia, podobnie jak kusza.
Metal był brudny, wysmarowany kopciem i tłusty w dotyku. Prawdopodobnie jed-
nak te rury były ogromnie cenne dla byłych właścicieli. Pewnie odnosili się do nich
z równym uszanowaniem jak tutejsza szlachta do swych mieczy. Długie lufy ozdo-
biono pierścieniami, na których wygrawerowano rozmaite ornamenty. Niektóre
kolby były drewniane i te ozdobiono srebrnymi gwozdzikami. Inne wyglądały na
odlane z brązu spod brunatnej patyny gdzieniegdzie wyłaniał się lśniący metal.
Przeplatały się na nich faliste linie, małe kółeczka jakby fragmenty łańcucha,
dziwaczne symbole kojarzące się z pismem, ale nic nieznaczące, przynajmniej dla
nas. Rzeczywiście to były miniatury armat, przynajmniej w samej istocie dzia-
łania. Tak samo jak w paszczę armaty w smukłą szyję samopału sypało się
proch i wkładało ołowianą kulę. Obserwowałem wraz z innymi, jak ów siwowłosy
mechanik opatruje broń, celuje do ustawionej pod ścianą deski. Przycisnął język
[ Pobierz całość w formacie PDF ]