[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zapomnę ci tej uprzejmości zapewniła przeciągle.
Zaskoczyło go promienne spojrzenie, jakie mu rzuciła było niemal zalotne. Ale zaraz potem równie
jasnym spojrzeniem objęła panią Lydiard, więc przestał o tym myśleć.
Gdy drzwi się zamknęły, odczuł prawdziwą ulgę. Najwyrazniej jednak pani Lydiard czuła się
ożywiona tym niezwykłym porannym spotkaniem i chciała zostać dłużej. Bland chrząknął, aby
zagłuszyć burczenie w brzuchu.
Zastanawiam się, w jaki sposób udało jej się zwieść Hipwooda powiedział.
Pewnie akurat robił sobie herbatę. Muszę pana przeprosić, panie Bland. Zapewne pan uważa, że
zrobiłam z igły widły, ale przecież nie mogłam pozwolić, żeby ona siedziała pod moimi drzwiami.
Prawda?
Jedyne, z czym pani Lydiard przesadziła, było przejście na ty z tą dziewczyną pomyślał Bland,
uprzejmym gestem prawej dłoni starając się powstrzymać swego gościa od dalszych wyjaśnień.
Sprawa jest już zamknięta, pani Lydiard może wrócić do swoich zajęć, od których ją oderwano, a on
sam też wykorzysta resztę dnia, jaka mu została. Ale kobieta odrzuciła szal i wygodniej usadowiła się
w fotelu. Tak, z pewnością jest samotna uznał Bland. Nie może jej odmówić chwili rozmowy.
Przypomina mi moją córkę oznajmiła pani Lydiard.
Z tej uwagi Bland wywnioskował, że jej córka zapewne nie żyje, wydał więc lekkie westchnienie i
przygotował się do złożenia kondolencji.
Nie wiedziałem, że miała pani córkę zauważył ostrożnie.
Prawie się z nią nie widuję. Mieszka w Ameryce. Stąd to skojarzenie. Teraz jest w Filadelfii, ale jej
mąż wiele podróżuje. Nigdy go nie polubiłam. To doprowadziło do zerwania między nami. Kiedy
pomyślę, za kogo mogła wyjść, chce mi się płakać. I wiele płakałam, panie Bland. Niegdyś. Teraz już
się z tym pogodziłam. To znaczy z tym, że jestem sama. Mówiąc szczerze, chyba nie byłam dobrą
matką. Za bardzo się niepokoiłam. Angela nigdy mi nie wybaczyła, że się rozwiodłam z jej ojcem. Ale
jak małemu dziecku wytłumaczyć, że dalsze małżeństwo nie ma sensu? Mój syn lepiej to zrozumiał.
Ma pani syna? zapytał, zastanawiając się, czy nie powinien zrobić więcej kawy.
Zdecydował, że nie powinien.
W Yorkshire odpowiedziała zdawkowo. Odniósł wrażenie, że myśl o synu, wszystko jedno,
szczęśliwym czy nieszczęśliwym, szczególnie jej nie poruszała, natomiast sytuacja córki jątrzyła ją
jak cierń. Skoro ta dziewczyna, Katy Gibb, przypominała jej córkę, mógł sobie wyobrazić, że ta
prawdziwa córka też musiała popaść w bezwład posępności, by przeciwstawić się sztucznie
podtrzymywanemu czarowi swej matki. Katy była zresztą nie tylko posępna, ale i nachalna. Przez nią
stał się teraz rozbitkiem wrzuconym do własnego mieszkania razem z panią Lydiard, lecz każde z nich
powinno się było zajmować własnymi sprawami, nie nawiązując znajomości. Zupełnie sobie nie
życzył tej nieoczekiwanej intymności, lecz najwyrazniej pani Lydiard zamierzała skorzystać z okazji.
Znowu westchnął. Cóż go obchodziły jej sprawy? Doceniał bez wątpienia gdy
o tym pomyślał jej wspaniały styl, to, że tak przyjemnie się na nią patrzyło, gdy odbywała swoją
poranną pielgrzymkę do Marksa i Spencera. Osiągała doskonały efekt, dbając o siebie pod względem
fizycznym i psychicznym. W duszy podziwiał ją za to, że z niczym się do niego nie zwracała, że
wyraznie nie oczekiwała od niego pomocy. A jednak teraz tu się znalazła, w sobotę, w samo południe.
Siedziała
i opowiadała mu o swoim życiu, nie dbając o to, czy chce jej słuchać, czy nie.
Pozory mogą mylić uświadomił sobie. Dla kogoś z zewnątrz ta kobieta była kimś samowystar-
czalnym, wzorem samodzielności, a jednak za taką postawą kryła się biografia, którą pani Lydiard na
pewno by zmieniła, gdyby to było możliwe. Ludzie dość często zwierzali mu się, biorąc uprzejmość
za wyraz zainteresowania. Wzmianka o córce wydała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]