[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łyła, zamykając drzwi gabinetu. - Podobno jego syn jest w
szkole szykanowany, a pani, doskonale o tym wiedząc, nic nie
zrobiła.
- A cóż mogłam zrobić? - zdziwiła się Gabrysia. -
Przecież nie mogę nikomu zamknąć ust.
- Znalezć i ukarać winnego! - Usiadła za biurkiem i
władczym gestem wskazała miejsce naprzeciwko siebie.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie,
wykorzystując czas na zebranie myśli. Nie miała pojęcia, co
powiedział Krystynie ojciec ucznia i jakiego rozwiązania
problemu się spodziewał. Postanowiła jednak bronić
Mateusza, bo doskonale rozumiała motywację jego działania.
Wydobyła z torebki telefon i odnalazła obrazliwy SMS.
- Proszę - rzekła, podając przełożonej komórkę. - Przez
trzy dni z rzędu wysyłano uczniom takie wiadomości.
Poinformowałam klasę, że podobne żarty są niesmaczne, ale
nie mogę nikogo zmusić, żeby lubił Tomka.
- Należało znalezć i ukarać winnego. Pan Bakucki
twierdzi, że nie zrobiła pani w tej sprawie zupełnie nic.
- Myli się. Doskonale wiem, kto i dlaczego to zrobił.
- Słucham zatem? - Krystyna poprawiła okulary i
opierając łokcie na biurku, przybliżyła się do rozmówczyni.
- A o tym powiem już panu Bakuckiemu, jeśli zechce
zaszczycić mnie swoją obecnością. - Gabrysia dumnie uniosła
głowę. Nie miała zamiaru wpędzać Mateusza w kłopoty. -
Jestem ciekawa, czy równie ochoczo poinformował panią, że
jego syn kilka dni temu bił się z kolegą, a pózniej mnie
okłamał, żeby uniknąć kary?
- Nie...
- No właśnie! Czyli jeśli krzywdzi, jest w porządku,
natomiast jeśli jest krzywdzony - należy ukarać winnego.
Aadna sprawiedliwość! Tylko ja się na nią nie zgadzam.
Krystyna wstała, podeszła do okna i spojrzała w niebo,
chcąc tam znalezć rozwiązanie problemu. Szare chmury nie
nastrajały jednak optymistycznie, przeciwnie - tchnęły
beznadzieją, dlatego odwróciła się do Gabrysi.
- Proszę mnie zrozumieć - powiedziała słabym głosem,
krzyżując ręce na piersiach. - On zagroził, że jeśli nie
znajdziemy winnego, opisze naszą szkołę i całą sytuację w
prasie.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać ironicznego
uśmiechu. Doprawdy, jacy ci panowie na stanowiskach byli
pyszni i zarozumiali. Wydaje im się, że jeśli mają odrobinę
władzy oraz sporą sumkę na kopcie, to mogą dyrygować
ludzmi, a ci niczym marionetki będą tańczyć, jak im zagrają.
O nie! Gabrysia nie miała zamiaru wyrażać zgody na podobne
gierki. Dla niej miernikiem wartości człowieka była
osobowość, a nie grubość portfela czy znajomości.
- Nie boję się redaktora z podrzędnego brukowca -
odparła dumnym głosem. - Jeśli będzie trzeba, sama napiszę
kilka zdań o tym, w jaki sposób ludzie pracujący w mediach
kupują szacunek, zmuszają do posłuszeństwa i spełniania
swoich zachcianek.
- Nie chcę awantury i rozgłosu - szepnęła Krystyna.
- Woli pani poddać się manipulacji?
- Zanim sprawa by się wyjaśniła, straciłabym pracę, a
muszę jakoś dociągnąć do emerytury.
Z wypisaną na twarzy bezradnością oraz smutkiem w
oczach przełożona wydała się Gabrysi dziwnie ludzka, słaba,
nawet krucha. Już nie była zimną kobietą, która nigdy niczego
nie czuła, tylko starszą osobą, potrzebującą wsparcia, pomocy
i zrozumienia. Najwidoczniej życie nie było dla niej łaskawe.
Dziewczyna wstała i podeszła do Krystyny. Była od niej o
głowę wyższa i dużo silniejsza - ze swoją młodością,
pewnością siebie oraz poczuciem, że działa w imię dobrej
sprawy.
- Pani Krysiu - szepnęła, kładąc dłonie na ramionach
przełożonej. - Wszystko będzie dobrze. Bakucki wcale nie jest
taki wpływowy. On tylko straszy, a tak naprawdę niewiele
może. Nasmaruje kilka zdań, to jego siła, ale tylko się
ośmieszy. My nie pozwolimy sobą manipulować. Prawda?
Lekkie skinienie głowy musiało wystarczyć za odpowiedz.
Krystyna pod wpływem stanowczości Bakuckiego uległa
panice i przestała myśleć racjonalnie. Spokój i opanowanie
Gabrysi przywołały ją do porządku. Jak mogła dać się tak
omotać? I to kto? Ona - zawsze rozsądna, opanowana,
potrafiąca bezbłędnie wyczuć kłamstwo. Wstyd!
- Proszę już iść - powiedziała słabym głosem. Nie chciała,
żeby ktokolwiek oglądał ją w chwili druzgocącej porażki.
Gabrysia, rzuciwszy przełożonej pokrzepiający uśmiech,
opuściła gabinet. Była dziwnie zmęczona rozmową. Z
westchnieniem ulgi powitała dzwonek kończący ostatnią
lekcję.
*
Popołudnie było ponure, jeszcze jesienne, ale spokojnie
można je było nazwać zimowym. Płatki śniegu leniwie sypały
się z nieba, przykrywając ulice, dachy i parapety. Gabrysia
wyszła ze szkoły i wystawiła twarz na chłodną pieszczotę
białych drobinek. Nie wiedziała, że Janek obserwował ją
najpierw przez oszklone drzwi, a pózniej na ekranie monitora.
Od kilku dni spoglądał na nią z niepokojem, dostrzegając
zmęczenie, przygnębienie i smutek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]